[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zareagowała oburzeniem.Czy sądzę, że ona nie potrafi się zachować? Czy uważam ją za tak samo ograniczoną jak Annet? Bo jeśli tak, to ona nie chce mnie znać.Z trudem opanowałem jej wybuch i byłem niemal szczęśliwy, kiedy wreszcie uspokoiła się.Lot z Kynvet był krótszy niż z portu.W dawnych czasach Kynvet było najbliższą osadą na drodze łączącej Butte z innymi skupiskami ludzi.Po podróży, która trwała krócej niż godzinę, dotknęliśmy ziemi starego lądowiska, wzbudzając tradycyjnie tumany piasku.Spodziewałem się ujrzeć zamkniętą bramę osiedla, jednak wrota stały otworem, a w blasku porannego słońca zobaczyłem sylwetkę Lugarda.Stał poza murami, jakby spodziewał się nas i zapraszał do siebie.Posłuszni rozkazom Wędrowcy zostali w helikopterze, podczas gdy ja wyskoczyłem, żeby wyjaśnić powody naszej obecności.Nie minęła jednak sekunda i usłyszałem za sobą podniecone szepty.Weteran nie był sam.Dzieci znajdujące się w helikopterze zauważyły, że na ramieniu kapitana siedzi sokół, tak spokojnie i tak ufnie, jakby znał go od chwili, kiedy wykluł się z jaja.U jego stóp odpoczywał skalny kozioł.W ręce Lugard trzymał długi, prosty, ciemny kij.Nie powiedział ani słowa na powitanie, uniósł za to kij do ust.I nagle zaczął grać.Czyste, jasne dźwięki fujarki uniosły się w powietrzu.Sokół wydał poranny świst, a kozioł zakołysał się na czterech łapach, jakby muzyka wprawiła go w dziwny trans.Nie wiem jak długo trwaliśmy w bezruchu słuchając muzyki, jakiej nikt z nas nigdy dotąd nie słyszał, muzyki fascynującej, wszechogarniającej.Nagle Lugard odsunął fujarkę od ust.Uśmiechał się.— Magia — powiedział łagodnie.— Drufińska magia.Niespodziewanie sokół rozwinął skrzydła i pomknął ku niebu, a kozioł jakby w tej chwili dopiero nas zobaczył, zadrżał i pobiegł w kierunku swojej kryjówki wśród skał.— Witam — Lugard wciąż uśmiechał się —jestem Griss, a wy?…Dzieci, jakby uwolnione spod działania jakiegoś zaklęcia, wyskoczyły z helikoptera i pobiegły ku weteranowi, każde z nich z jego imieniem na ustach, jakby chciało dowieść, że rozpoznaje tego mistrza muzycznej magii.Powitał je wszystkie wesoło, po czym zaproponował zwiedzanie Butte.Gdy przeszły przez otwartą bramę, w hallu wejściowym powitały je po obu stronach szeroko pootwierane drzwi.Szybko jednak okazało się, że nasz gospodarz pamięta o poważnych sprawach.Gdy wszystkie dzieci zniknęły już wewnątrz Butte, w pewnej chwili popatrzył na mnie, potem na Annet i jeszcze raz na mnie, po czym rzucił pytanie:— Statek z uciekinierami — powiedział stanowczo.— Mów, co zdecydowali w związku z tym statkiem?— Nie wiemy.W porcie jest dzisiaj spotkanie.— Pożycz mi swój helikopter.— Było to raczej żądanie niż prośba.— Chyba nie będą tacy głupi, żeby pozwolić im na lądowanie…Nie śmiałem o nic go pytać, stało się dla mnie bowiem jasne, że Lugard zna jakąś złowieszczą tajemnicę.Po chwili był już w kabinie.Helikopter odrywał się właśnie od ziemi, kiedy z Butte wybiegła Annet, krzycząc:— Vere! On startuje z całymi naszymi zapasami! Kiedy wróci? Zatrzymaj go!Ponieważ było to już niemożliwe, złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie, aby osłonić przed miniaturową burzą piaskową, wznieconą przez maszynę przy starcie.Szybko wbiegliśmy przez wrota do Butte.Wtedy Annet zapytała mnie, dlaczego pozwoliłem mu odlecieć.Prawdę mówiąc, nie miałem żadnej rozsądnej odpowiedzi na to pytanie.Zdołałem ją jednak przekonać, że zapasy, które w Butte ma Lugard, wystarczą nam, a z pewnością nie obrazi się, jeżeli użyjemy ich w tych okolicznościach.Poza tym śpieszyłem się, by zobaczyć, co robią Wędrowcy, którzy znaleźli się we wnętrzu osady.Rozdział trzeci— To nie jest prawdziwa magia — usłyszeliśmy głos Gythy, dobiegający z jednego z pomieszczeń.— Czy ty naprawdę nigdy nie czytasz taśm.Prima? Wibracje, dźwięki, oddziałują na zwierzęta i ptaki.Nie wiem, co znaczy słowo „drufińska”; pochodzi pewnie z przestrzeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]