[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Admirał spojrzał z nienawiściąna naczelnego kapelana.96 Tu jesteś!Lefkin odziedziczył po matce niebieskie oczy, ale zakrzywiony nos i zez nie-omylnie wskazywały, że jest synem Wienisa. Co mają znaczyć te zdradzieckieknowania? Włącz natychmiast zasilanie! Ja tu jestem dowódcą! Już nie rzekł ponuro Aporat.Lefkin potoczył wokół dzikim wzrokiem. Brać go! krzyknął. Aresztować go, bo inaczej klnę się na Prze-strzeń wyrzucę nago za burtę każdego, kto mnie nie posłucha!Przerwał, a potem wrzasnął: To rozkaz waszego admirała! Aresztować go!W końcu zupełnie stracił głowę i zaczął krzyczeć: Dacie się wodzić za nos temu oszustowi, temu błaznowi? Kulicie się zestrachu przed religią utkaną z chmur i mgieł? To oszust, a jego Duch Galaktyki towytwór fantazji, który.Aporat przerwał gwałtownie: Schwytać bluzniercę! Słuchając go, gubicie wasze dusze.Szlachetnie urodzony admirał znalazł się natychmiast na ziemi trzymany przeztuzin rąk. Wezcie go i pójdzcie za mną.Aporat odwrócił się i przez korytarze pełne żołnierzy ruszył z powrotem do sa-li łączności, Za nim wleczono Lefkina.Aporat kazał postawić eks-dowódcę przedjedynym działającym telewizorem. Każ reszcie floty zmienić kurs i przygotować się do powrotu na Anakreona.Pobity, krwawiący, na pół uduszony Lefkin zrobił, co mu kazano. A teraz rzekł Aporat surowo mamy łączność z Anakreonem przezultrafalówkę.Mów, co każę.Lefkin pokręcił przecząco głową.Tłum za jego plecami groznie zaszmerał. Mów! rzekł Aporat. Zaczynaj: Flota anakreońska.Kiedy na ekranie telewizora ukazał się książę Lefkin, w komnacie Wienisazapadła absolutna cisza.Na widok nieprzytomnego wzroku i porwanego mundurusyna regent wydał krótki jęk, a potem osunął się bezwładnie na krzesło, z twarząwykrzywioną zdumieniem i trwogą.Hardin nie zdradzał żadnych emocji słuchał, siedząc z rękoma splecionymina brzuchu.Natomiast świeżo koronowany król Leopold wcisnął się w najciem-niejszy kąt pokoju i obgryzał w zdenerwowaniu haftowany złotem rękaw swejszaty.Nawet żołnierze nie zdołali zachować zwykłej zawodowej obojętności i oddrzwi, gdzie stali rzędem, z miotaczami gotowymi do strzału, wyciągali ciekawiegłowy w stronę telewizora.Lefkin mówił z ociąganiem, zmęczonym głosem i często przerywał, jakby goktoś poganiał i to niezbyt łagodnie. Flota anakreońska.świadoma charakteru swej misji.odmawia udzia-łu.w odrażającym świętokradztwie.i powraca na Anakreona.z następują-97cym ultimatum do.tych grzeszników i bluznierców.którzy ośmielili się tar-gnąć.na Fundację.zródło wszelkich łask.i na Ducha Galaktyki.Przerwaćod razu wszystkie działania skierowane przeciw.prawdziwej wierze.i za-gwarantować w sposób zadowalający nas, ludzi z floty.reprezentowanych przeznaszego.naczelnego kapelana, Theo Aporata, że działania takie nie zostaną jużnigdy.podjęte i że tu nastąpiła długa pauza, po czym książę Lefkin podjąłna nowo i że były książę regent, Wienis.zostanie uwięziony.i postawionyprzed sądem kościelnym.gdzie odpowie za swe zbrodnie.W przeciwnym ra-zie flota królewska.wróciwszy na Anakreona.obróci pałac w proch.i po-dejmie wszelkie inne.konieczne.kroki.aby zniszczyć gniazdo grzechu.i jaskinię wrogów naszych dusz.Głos załamał się i urwał, a ekran zgasł.Palce Hardina zacisnęły się szybko wokół żarówki Atomo i jej światło przy-gasło, a w powstałym półmroku ledwie widać było rozmazane kontury sylwetekniedawnego regenta, króla i żołnierzy, za to Hardina otoczyła poświata.Nie było to oślepiające światło, które było atrybutem króla, lecz mniej teatral-ne i mniej imponujące, ale mimo to na swój sposób bardziej sugestywne i bardziejw tej sytuacji przydatne łagodne lśnienie.W głosie Hardina wyczuć się dało lekką ironię, gdy zwrócił się on do tegosamego Wienisa, który zaledwie godzinę wcześniej oznajmił że jest on jeńcemwojennym, a Terminus znajduje się o krok od zagłady, a który teraz, złamanyi milczący, był tylko niepozornym cieniem. Jest taka stara bajka zaczął Hardin prawdopodobnie stara jak ludz-kość, gdyż jej najstarsze przekazy są zaledwie kopiami znacznie starszych tek-stów.A brzmi ona tak: Koń, który miał potężnego i groznego wroga wilka, żył w ustawicz-nym strachu o swe życie.Doprowadzony do rozpaczy, postanowił poszukać sobiesilnego sprzymierzeńca.Jak pomyślał, tak zrobił.Udał się do człowieka i zapro-ponował mu przymierze, dowodząc, że wilk jest również jego nieprzyjacielem.Człowiek przystał na to chętnie i przyrzekł natychmiast zabić wilka, jeśli tylkojego nowy sprzymierzeniec pozwoli mu skorzystać ze swojej szybkości.Koń zgo-dził się i pozwolił, by człowiek założył mu siodło i uzdę.Zrobiwszy to, człowiekdosiadł konia, dopędził wilka i zabił go.Koń, zadowolony i szczęśliwy, podziękował człowiekowi i rzecze: Teraz, gdy nasz wróg już nie żyje, zdejmij ze mnie uzdę i siodło i zwróć miwolność.Człowiek roześmiał się na to i powiada: Na diabła co mówisz? Nazad, koniku! i wpił mu w bok ostrogi.Panowało milczenie.Cień, który był Wienisem, nie poruszył się. Mam nadzieję, że dostrzegasz tu analogię podjął Hardin. Dążąc dozdobycia trwałej władzy nad swym ludem, władcy Czterech Królestw przyjęlireligię nauki, która uświęcała i sankcjonowała ich panowanie.Ale ta religia stała98się dla nich tym, czym siodło i uzda dla konia, gdyż przekazała życiodajną energięjądrową w ręce kapłanów, którzy zauważ otrzymywali rozkazy od nas, a nieod was.Zabiliście wilka, ale nie możecie się pozbyć.Wienis zerwał się na równe nogi.Na dnie jego czarnych oczu, wyglądającychw ciemności jak dziury, czaił się obłęd.Mówił chaotycznie, ochrypłym głosem: A mimo to dostanę cię.Nie uciekniesz.Zginiesz tu.Niech nas zniszczą!Niech rozwalą wszystko! Ty zgnijesz! Dostanę cię! %7łołnierze! krzyknął histerycznie. Zastrzelić tego diabła! Rozwalićgo! Rozwalić!Hardin obrócił się twarzą do żołnierzy i uśmiechnął się.Jeden z nich pod-niósł miotacz, lecz zaraz opuścił rękę.Reszta nawet nie drgnęła.Porwać się naSalvora Hardina, burmistrza Terminusa, otoczonego łagodnym światłem aureoli,uśmiechającego się z taką pewnością siebie, na Hardina, przed którym rozsypa-ła się w proch cała potęga Anakreona, było wbrew rozkazom wrzeszczącegomaniaka zadaniem ponad ich siły.Wienis zaklął i pochylił się w stronę najbliżej stojącego żołnierza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]