[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli jadą, będziemy przygotowani.Jeśli nie, może przyniesie jakieś wieści…— Dziękuję, Najstarszy Bracie.Czy wolno mi…— Naprawdę chcesz tego, siostro? — Dobroć i wielkie współczucie jeszcze raz ogrzały jego głos.W tej chwili nie potrafiłam się zdecydować.Może Orkamor miał rację, że nie powinnam wchodzić do wewnętrznej kaplicy i ranić swego serca drogim mi widokiem.Bałam się drogi, w której miałam przejść tylko kilka stopni, ale była to dla mnie odległość porównywalna z międzygwiezdnymi :rasami pokonywanymi przez Kripa Vorlunda.Krip Vorlund… gdybym zobaczyła, czy potrafiłabym oprzeć się pokusie?— Nie teraz — wyszeptałam.Orkamor uniósł dłoń w geście błogosławieństwa.— Masz rację, siostro.Niech Umphra obdarzy cię siłą.Zajmę się posłańcem, a tobie niech sprzyja sen bez snów.Sen bez snów! Miłe życzenie, ale nie dla mnie na tę noc, myślałam, wracając do wozu.Obcy będzie domagał się wiadomości.Mogłam mu powiedzieć tylko część prawdy.Prawda… może reszta nie jest prawdą, lecz przypuszczeniem, noże posłaniec Orkamora spotka oddział, którego szukamy, wszystko dobrze się skończy… dla Kripa Vorlunda.W każdym świecie jest wiele rzeczy dobrych, a czasem rzeczy dobre dla jednych mogą być złe dla innych.Musiałam wyzbyć się takich myśli.Obcy był zdruzgotany, gdy powiedziałam, że oddział Oskolda jeszcze nie przybył, i niewiele go pocieszyła wiadomość o posłańcu.Nie miałam odwagi stosować komunikacji myślowej, by w jakiś sposób nie ujawnić świeżo zdobytej wiedzy o sobie samej.Wymówiłam się więc zmęczeniem i położyłam się.Przez pół nocy słyszałam, jak Vorlund obracał się w swojej klatce.Rankiem rozległy się wezwania kapłanów z wieży świątyni.Słuchałam melodii, które choć nie posiadają mocy śpiewu Thassów, skupiają w sobie moc innego rodzaju.Bowiem w tym miejscu, gdzie cierpienie i rozpacz osnuwają wszystko smugą cienia, sługa Umphry potrafił śpiewać o nadziei, pokoju i współczuciu.Tak niewiele trzeba było, by rozjaśnić mój dzień.Wypuściłam mój ludek i pozostawiłam ich na dziedzińcu.Dwaj kapłani trzeciego stopnia, jeszcze prawie dzieci, z ochotą przynieśli nam wodę i pożywienie.Krip Vorlund usiadł przy mnie i widziałam, że obserwuje każdy mój ruch, jakby chciał mnie na czymś przyłapać.Czemu tak pomyślałam? Może dlatego, że w takich niespodziewanych myślach czasem kryje się prawda.— Kripie Vorlundzie — sądziłam, że gdybym go teraz nazwała Jorth, wydałoby mu się to podejrzane.Musiał myśleć o sobie jako o człowieku chwilowo zamieszkującym ciało barska — może dzisiaj…Dzisiaj — podchwycił Vorlund z zapałem.— Czy byłaś tu już wcześniej?— Dwa razy — powiedziałam mu prawdę.— Mieszka tu ktoś mi bliski.Thassa! — Wydawał się zaskoczony i pomyślałam, że spogląda na mój lud z podobną trwogą, jaką czują wobec Thassów ludzie z nizin.— Thassowie — odparłam ostro — mają podobne problemy jak wszyscy ludzie.Krwawimy, gdy ktoś mieczem czy nożem skaleczy nasze ciało, umieramy, cierpimy.Czy myślisz, że jesteśmy wolni od tego, co gnębi innych?Chyba trochę tak myślałem — przyznał w myślach — choć powinienem wiedzieć, że jest inaczej.Pod wieloma względami różnicie się od innych mieszkańców Yiktor.— Istnieją może niebezpieczeństwa zagrażające tylko nam, tak jak i twój lud posiada swoje własne obawy.Z jakimi niebezpieczeństwami borykają się gwiezdni wędrowcy?Jest ich tyle, że nie zdążyłbym wszystkich teraz wymienić — zwrócił się do mnie telepatycznie.— Lecz twój bliski… ten, który tu jest… czy nic nie da się zrobić…— Nie! — ucięłam.Nie chciałam wyjaśniać Vorlundowi niczego więcej.Wszyscy, którzy mają zostać Śpiewakami, muszą przejść testy pozwalające ujawnić odpowiednie talenty.Maquad został porażony chorobą podczas próby nie z własnej winy, lecz wskutek ślepego zrządzenia losu.Jego ciało i nieszczęśliwą duszę oddaliśmy pod opiekę Umphry, choć nie baliśmy się wcale szaleńców, ale wiedzieliśmy, że tutaj właśnie będzie otoczony należytą troską.Thassowie przecież nie mają już stałych siedzib.Kiedyś mieliśmy swoje miasta, domy.Potem wybraliśmy inny rodzaj życia i już nikt z nas nie musi powoływać się na miejsce pochodzenia.Istnieją stare siedziby w ukrytych miejscach, gdzie zbieramy się na narady lub w jednym z Dni Pamięci.Podróżujemy jak kto może, mieszkając w wozach.Przeto zajmowanie się kimś takim jak Maquad byłoby dla nas czymś prawie niemożliwym.Nie był on pierwszym oddanym pod piekę Umphry, choć na szczęście było ich bardzo niewielu.Kiedy się dowiemy… — Vorlund zwrócił się do mnie pytającym spojrzeniem.Oderwałam się od swych myśli.— Jak tylko posłaniec wróci.A teraz chodź, chcę, byś poznał Orkamora.Jednak człowiek w ciele barska nie podniósł się, gdy wstałam, i ku memu zdziwieniu spostrzegłam, że wstydzi się.To uczucie jest Thassom zupełnie obce.— Czego się wstydzisz?Jestem człowiekiem, nie barskiem.Ty widziałaś mnie jako człowieka, a ten kapłan nie — przekazał Vorlund szczekając.Nadal nie mogłam zrozumieć.— Dla niektórych na Yiktor miałoby to znaczenie, dla Orkamora nie.— Czy sądzisz, że jesteś jedyną osobą na świecie, która się ukrywa, chodzi na czterech łapach, węszy drugim nosem? Słuchaj, Kripie Vorlundzie, nim zostałam Śpiewaczką i opiekunką mego małego ludku, też przez jakiś czas biegałam po górach w innym ciele.To część naszego szkolenia.Orkamor wie o tym, a także inni, których czasami odwiedzamy.Czasem wymieniamy się doświadczeniami.Teraz… powiedziałam ci coś, co mógłbyś wykorzystać przeciwko Thassom.I ty… byłaś zwierzęciem! — zapytał mnie swym wzrokiem.Był to dla niego prawdziwy szok, a potem, ponieważ był to człowiek o szerszych horyzontach niż przywiązani do jednej planety, pomyślał, że jest to rzeczywiście dobry sposób, by się wiele nauczyć! Wyczułam, że pozbył się jakiejś części swego niepokoju i pomyślałam, że powinnam powiedzieć mu o tym wcześniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]