[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rincewind byłby chyba zadowolony wiedząc, że są to imperatywy.* * *Pod Załatanym Bębnem było pusto.Troll przykuty do drzwi siedział w cieniui w zadumie wydłubywał kogoś spomiędzy zębów.Kreozot śpiewał cicho pod nosem.Odkrył właśnie piwo i nie musiał za niepłacić, gdyż moneta komplementów  rzadko używana przez amantów z Ankh zdumiewająco oddziaływała na córkę oberżysty.Była to mocna, dobrodusznadziewczyna o figurze koloru i  żeby nie zagłębiać się zbyt mocno w szczegó-ły  kształtu nie wypieczonego chleba.I była zaintrygowana.Nikt jeszcze nieporównywał jej piersi do wysadzanych klejnotami melonów. Absolutnie  zapewnił szeryf, z gracją zsuwając się z ławy. Nie macienia wątpliwości.Albo te duże i żółte, albo małe zielone, z tymi szerokimi żyłami narośli, dodałw duchu. A co mówiłeś o moich włosach?  spytała zachęcająco, podciągając goz powrotem i napełniając kufel. Och. Szeryf zmarszczył brwi. Jak koza stad pasąca się na zboczachgóry Jakjejtam.Właśnie takie.A co do twoich uszu  dodał szybko  to żadneróżowe muszle, które zdobią całowany falami piasek. Ale dokładnie w czym są podobne do stada kóz?  przerwała.Szeryf zawahał się.Zawsze uważał to za jeden ze swych najlepszych wer-sów.Teraz  po raz pierwszy  zderzył się on ze słynną dosłownością Ankh-Morpork.To dziwne, ale raczej mu zaimponowała. To znaczy rozmiarem, kształtem czy zapachem?  dopytywała się dziew-czyna. Myślę  oświadczył szeryf  że fraza, o jaką mi chodziło, mówiła, żewłaśnie nie jak stado kos.199  Tak?  dziewczę pociągnęło do siebie dzban. I chyba wypiłbym jeszcze jedno  wymamrotał niewyraznie. A potem.potem. Zerknął na nią z ukosa, po czym wypalił: Czy jesteś krasomówczynią? Czym?Oblizał zaschnięte nagle wargi. To znaczy, czy znasz różne opowieści  wyjąkał. O tak.Mnóstwo. Mnóstwo?  wyszeptał Kreozot.Większość jego konkubin znała tylkojedną starą historię, czasem dwie. Setki.A co, chciałbyś posłuchać? Jak to? Teraz? Jeśli chcesz.Dzisiaj jest dość spokojnie.Może naprawdę umarłem, pomyślał Kreozot.Może jestem już w raju.Ujął jej dłoń. Wiesz  wyznał  wieki minęły, od kiedy słyszałem jakąś dobrą opo-wieść.Ale nie chciałbym, żebyś robiła coś, na co nie masz ochoty.Poklepała go po ręce.Taki miły starszy pan, pomyślała.W porównaniu doróżnych takich, którzy tu zaglądają. Jest taka historia, którą opowiadała mi babcia.Umiem ją nawet od tyłu.Kreozot łyknął piwa i w ciepłym nastroju spoglądał na ścianę.Setki, myślał.I niektóre umie od tyłu.Odchrząknęła i zaczęła śpiewnym głosem, od którego puls Kreozota przyspie-szył gwałtownie. %7łył sobie raz człowiek, który miał ośmiu synów.* * *Patrycjusz siedział przy oknie i pisał.Umysł wypełniała wata, przynajmniejjeśli idzie o ostatni tydzień czy dwa.Wcale mu się to nie podobało.Służący zapalił lampę, by rozproszyć mrok.Wokół niej orbitowały nielicznewczesne, wieczorne ćmy.Patrycjusz obserwował je z uwagą.Z jakiegoś powoduczuł się niepewnie w obecności szkła, ale  gdy patrzył nieruchomo na owady nie to najbardziej go martwiło.Najbardziej martwił się tym, że musi zwalczać przemożną chęć łapania ichjęzykiem.A Szczekacz leżał na grzbiecie u stóp swego pana i warczał przez sen.* * *200 Latarnie płonęły już w całym mieście, ale kilka ostatnich promieni słońcaoświetlało gargulce, pomagające sobie nawzajem w długiej wspinaczce na dach.Bibliotekarz przyglądał się im z otwartych drzwi, czochrając się przy tymfilozoficznie.Potem odwrócił się i zatrzasnął drzwi przed nocą.W Bibliotece było ciepło.W Bibliotece zawsze było ciepło, ponieważ roz-proszona magia, wywołująca słabą poświatę, równocześnie łagodnie podgrzewałapowietrze.Bibliotekarz z aprobatą spojrzał na swych podopiecznych, zrobił ostatni ob-chód między zaspanymi półkami, potem wciągnął koc pod biurko, zjadł bananana dobranoc i zasnął.Cisza stopniowo opanowywała Bibliotekę.Cisza dryfowała wokół resztek ka-pelusza, pogniecionego, wystrzępionego i przypalonego na brzegach, który z pew-nym ceremoniałem umieszczono w ściennej niszy.Choćby mag odszedł nie wie-dzieć jak daleko, zawsze wróci po swój kapelusz.Cisza wypełniła Uniwersytet tak jak powietrze wypełnia naczynie.Noc rozlałasię po Dysku jak śliwkowe powidła albo może jeżynowa konfitura.Ale przecież nadejdzie ranek.Zawsze w końcu nadchodzi ranek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl