[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym serdeczniej dziękuję, że dałaś mizaznać radości latania.Był to dla mnie wielki zaszczyt i honor. Też lubię latać przytaknęła i parsknęła dymem. Jesteś szczególnymczłowiekiem, Richardzie Cypher.Nigdy nie spotkałam drugiego takiego jak ty. Jestem Poszukiwaczem.Ostatnim Poszukiwaczem.Scarlet znów skinęła wielkim łbem. Uważaj na siebie, Poszukiwaczu.Masz dar.Wykorzystaj go.Wykorzystajwszystko, z czym musisz walczyć.Nie poddawaj się.Nie pozwól mu sobą kie-rować.Jeśli masz umrzeć, to umrzyj, walcząc, wykorzystując wszystkie swojemożliwości, całą wiedzę.Tak postępują smoki. Gdybyż to było takie proste westchnął Richard i spojrzał na smoczy-cę. Czy nosiłaś Rahla do Westlandu, zanim zniknęła granica? Wiele razy przytaknęła. Dokąd go zabierałaś? Do domu większego niż inne.Z białego kamienia, o łupkowym dachu.Raz zaniosłam go do innego, skromnego domu.Zabił tam człowieka.Słyszałamkrzyki.I jeszcze raz do drugiego skromnego domu.Dom Michaela.Dom ojca.Jego własny domek.Richard patrzył na własne stopy, cierpiąc przez to, co usłyszał.Skinął głową. Dzięki, Scarlet. Przemógł się i spojrzał na nią. Mam nadzieję, żetwoje małe będzie bezpieczne i że jeśli Rahl znów zechce cię ujarzmić, to będzieszz nim walczyć na śmierć i życie.Jesteś zbyt szlachetna, by ktoś tobą rządził.Scarlet uśmiechnęła się po smoczemu i uniosła w powietrze.Richard patrzył,jak zatoczyła koło, obserwując go.Obróciła głowę ku zachodowi, poleciała tam.Patrzył, jak malała w oddali.Ruszył ku pałacowi.Chłopak zmierzył wzrokiem stojących u wejścia strażników, sądząc, że bę-dzie musiał z nimi walczyć, ale oni tylko się uprzejmie skłonili.Powracał gość.Richard zagłębił się w przepastne hole.Mniej więcej wiedział, gdzie jest ogród, w którym Rahl trzymał szkatuły i tam właśnie się kierował.Długo nie rozpoznawał korytarzy, aż wreszcie zaczęływyglądać znajomo.Poznawał łuki i kolumny, miejsca modłów.Minął salę, przyktórej była kwatera Denny.Nie spojrzał w tamtą stronę.Richard był oszołomiony, przytłoczony podjętą decyzją.Przerażała go myśl,że to właśnie on ofiaruje Rahlowi moc Ordena.Wiedział, że dzięki temu oszczędziKahlan strasznego losu i ocali innych od śmierci, a mimo to czuł się jak zdrajca.Wolałby, żeby to ktoś inny pomógł Rahlowi, a nie on.Lecz to nie mógł być ktośinny.Tylko on znał potrzebne Rahlowi odpowiedzi.611Richard przystanął przy basenie na modlitewnym placu i patrzył na krążącew wodzie ryby, na drobne fale.Posłuż się w walce całą swoją wiedzą, powiedzia-ła mu Scarlet.Co mu to da? Co da innym? Taki sam lub jeszcze gorszy koniec.Mógłby ryzykować własne życie, lecz nie życie innych ludzi.Przybył, żeby po-móc Rahlowi, i to właśnie musi uczynić.Powziął decyję.Zabrzmiał dzwon wzywający na modły.Richard patrzył, jak ludzie się zbie-rają, klękają, zaczynają śpiewać.Szły ku niemu dwie Mord-Sith w czerwonymskórzanym stroju.Nie pora na kłopoty.Ukląkł, dotknął czołem posadzki i przyłą-czył się do chóru.Już podjął decyzję, nie było się nad czym zastanawiać.Chłopakoczyścił umysł ze wszystkich myśli. Prowadz nas, mistrzu Rahlu.Nauczaj nas, mistrzu Rahlu.Chroń nas, mi-strzu Rahlu.Rozkwitamy w twojej chwale.Osłania nas twoje miłosierdzie.Twojamądrość przerasta nasze zrozumienie.%7łyjemy tylko po to, żeby ci służyć.Naszeżycie należy do ciebie.Powtarzał to wciąż od nowa, zatracał się, dawał upust swoim uczuciom, tro-skom.Wyciszał umysł, odnalazł w sobie spokój.Nagła myśl zdławiła słowa modłów w gardle Richarda.Skoro już ma zanosić modły, to niech one naprawdę coś dla niego znaczą.Zmienił słowa: Prowadz mnie, Kahlan.Nauczaj mnie, Kahlan.Chroń mnie Kahlan.Roz-kwitam w twojej chwale.Osłania mnie twoje miłosierdzie.Twoja mądrość prze-rasta moje zrozumienie.%7łyję tylko po to, żeby cię kochać.Moje życie należy dociebie.Poraziło go nagłe zrozumienie; usiadł na piętach, wpatrzony w przestrzeń sze-roko rozwartymi oczami.Wiedział, co musi zrobić.Zedd mu powiedział.Powiedział, że ludzie najczęściej wierzą w nieprawdę.Pierwsze prawo magii.Już zbyt długo słuchał innych, zbyt długo dawał z siebierobić głupca.Już się nie uchylał przed prawdą.Uśmiechnął się szeroko.Richard wstał.Wierzył całym swoim sercem.Odwrócił się, ruszył wśród klę-czących, zanoszących modły ludzi.Podniosły się dwie Mord-Sith.Z ponurymi minami zagrodziły chłopakowidrogę.Zatrzymał się.Jasnowłosa i błękitnooka groznym ruchem uniosła Agiela. Nikt nie może opuścić modłów.Nikt.Richard posłał jej równie gniewne spojrzenie. Jestem Poszukiwaczem. Zacisnął pięść na Agielu Denny. PartneremDenny.To ja ją zabiłem.Zabiłem ją magią, którą mnie więziła.Zakończyłemmodły do Rahla Posępnego.Od ciebie zależy, czy umrzesz, czy będziesz żyć.Wybieraj.612Brew nad zimnym błękitnym okiem uniosła się w zdumieniu.Dwie Mord--Sith spojrzały po sobie i odsunęły się.Richard poszedł ku Ogrodowi %7łycia, kuRahlowi Posępnemu.* * *Zedd bacznie obserwował skraj urwiska.Wspinali się drogą na płaskowyż im wyżej wchodzili, tym się stawało jaśniej.Na koniec wynurzyli się z mgływ blask porannego słońca.Przed nimi zaczęto opuszczać zwodzony most, umoż-liwiający przejazd ponad dzielącą drogę przepaścią.Czekała za nim grupa żołnie-rzy.Chase poluzował swój krótki miecz.%7ładen z żołnierzy nie sięgnął po broń,nie zablokowali przejazdu stali sobie spokojnie z boku, zupełnie nie interesującsię trojgiem wędrowców.Kahlan minęła strażników, nawet nie rzuciwszy na nich okiem.Chase się imprzyjrzał.Wyglądał jak ktoś, kto ma zamiar przewodzić rzezi.%7łołnierze pochyliligłowy w ukłonie i uprzejmie się uśmiechnęli.Strażnik nachylił się ku Zeddowi,nie spuszczając z oka dobrze uzbrojonych wojaków. Nie podoba mi się to.Za łatwo nam poszło. Jeśli Rahl Posępny zamierza nas zabić uśmiechnął się czarodziej towpierw musi nas wpuścić tam, gdzie nas z łatwością dopadnie. Ale żeś mnie pocieszył skrzywił się Chase. Możesz się wycofać bez ujmy na honorze. Zedd położył dłoń na ramie-niu strażnika. Wracaj do domu, przyjacielu, zanim te bramy na zawsze się zanami zamkną. Nie.Zostanę, dopóki się to nie skończy odparł twardo Chase
[ Pobierz całość w formacie PDF ]