[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Miałam zamiar użyć twojego stunnera, ale nie ma go w kombinezonie - przerwała jej rzeczowo Silver.-Musiałaś go zgubić koło żółwia, co załatwia plan A.Plan B też się nie uda, bo zanim Marco zdążyłby cię porwać w powietrzu, naszpikowaliby go strzałami, tak zawzięcie się rozglądają po niebie.Smoków się boją czy czegoś innego?- A plan C?Rozległo się westchnienie.- Marco chce wylądować jako desant i ciąć każdego, kto mu wejdzie pod miecz.- To niezły plan.- On jest wariat, a to nie jest plan! Na północy mają takie określenie: berserker.Zostało wymyślone specjalnie dla niego!Tymczasem Lothar zamilkł, biskup zaś przyjrzał się najpierw jemu, potem Kin, a w końcu skinął ręką.Kin zsunęła się z końskiego grzbietu, tracąc przy okazji płaszcz, który zsunął się samodzielnie.Nim go podniosła i włożyła, w tłumie zapadła głucha cisza.Biskup dał znak Kin, żeby poszła z nim, po czym poczłapał w stronę budynku.Gawiedź postępowała w milczeniu za nimi.Między świętymi budynkami dotarli do stratowanego dziedzińca, pogrążonego już w półmroku.Część dziedzińca znajdowała się pod dachem.I była zakratowana.- Chcą mnie zamknąć, Silver! Gdzie wy, do cholery, jesteście?!- W lasku w pobliżu miasta.Krata nie wygląda na zbyt grubą, ale mogą ją uznać za wystarczająco mocną i zrezygnować z wartowników.- Nie wygląda.?! Silver, jakim cudem widzisz kratę?- Marco jest w tłumie za twoimi plecami i zdaje mi na bieżąco raport.Tylko się za nim nie rozglądaj!Biskup stanął przed środkową klatką i otworzył drzwi.Gdy Kin zatrzymała się przed nimi, coś ją delikatnie dźgnęło w plecy - był to czubek miecza jednego z łuczników.Weszła do klatki bez zwłoki.Zamek był wielki i masywny, ale prymitywny, za to krata zbudowana była z bali o średnicy sześciu cali.Ciekawe, co oni tu zwykle trzymali?Pytanie było z gatunku retorycznych, zresztą i tak nie byłoby kogo spytać - wszyscy sobie poszli, łącznie z gawiedzią.W oddali pozostała jedynie para łuczników obserwujących niebo, a po chwili przed klatką pojawił się kapłan, wsunął przez bale miskę ochłapów i uciekł.Na niebie rozbłysły gwiazdy, a od strony ulicy słychać było skrzyp wozów i okrzyki.- Silver? - spytała cicho.Przez chwilę w uchu panowała cisza, nim rozległ się głos:- Jestem, Kin.W dodatku znacznie lepiej poinformowana.Nadal dokładnie nie wiadomo, jaki jest twój status.Lothar zdołał cię uratować od natychmiastowej egzekucji.Dowiedziałam się także, jaka jest aktualna sytuacja na dysku, chcesz usłyszeć? I tak cię nie odbijemy, zanim zrobi się zupełnie ciemno: łucznicy na pewno nie widzą w mroku tak dobrze jak Marco.- No to mów, może się pośmieję.- Kin powąchała zawartość miski i odstawiła ją zdecydowanym ruchem.Wyglądało i śmierdziało tak, jakby już kogoś przyprawiło o ostrą niestrawność.- Wszystko to jest wielce interesujące: otóż mieszkańcy są zdania, że albo nastąpił powrót Christosa, albo koniec świata, albo też jedno i drugie.Najpierw niebo płonęło, czyli wrak naszego statku, i były na nim dziwne znaki, a teraz ten dym.Przebywających w mieście można podzielić na dwie kategorie: przybyszów, którzy spieszą na miejsce wydarzenia, i uciekinierów z jego okolic.- A dlaczego uciekają?- Bo to strasznie wybredny bóg.- Skąd to wszystko wiesz?Nastąpiła cisza i dopiero po chwili Silver zażądała:- Przyrzeknij, że jeśli wrócimy, nie zdradzisz systemu zbierania informacji, jaki opracowaliśmy.Naraziłabym się mocno międzyplanetarnemu komitetowi do spraw antropologicznych procedur badawczych.- Przyrzekam - przyrzekła Kin.- Marco daje w łeb obiecująco wyglądającemu obiektowi i przylatuje z nim tutaj.A potem obija go, dopóki ten nie powie wszystkiego, o co go pytam.- Skuteczniejsze od rysowania na piasku? - zachichotała Kin.- Znacznie.Przy wejściu na dziedziniec zaczęło się jakieś zamieszanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]