[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie podam ci alkoholu, choćbyś nawet miał pieniądze, w co wątpię.To chrześcijański dom, a właściwie więcej niż chrześcijański, bo jesteśmy szczerymi metodystami.To znaczy, że nie tkniemy i nie podamy nikomu ani kropli.A choćby nawet, to na pewno nie dzieciom.I założę się o dziesięć funtów smalcu, że nie masz pieniędzy na nocleg.- Nie, psze pani - przyznał Alvin.- Ale.- No właśnie.Wyciągasz mnie z kuchni znad ciasta na chleb i od dziecka, które lada chwila zacznie płakać o mleko.A pewnie nie staniesz u stołu i nie wytłumaczysz moim gościom, że obiad się spóźnia z powodu pewnego chłopaka, który sam sobie drzwi nie potrafi otworzyć, o nie! Sama będę musiała przepraszać jak umiem najlepiej.To bardzo niegrzecznie z twojej strony, jeśli wolno mi tak powiedzieć, a nawet jeśli nie wolno.- Psze pani - przerwał jej Alvin.- Nie chcę jedzenia i nie chcę noclegu.Znał się na grzeczności wystarczająco, by nie dodawać, że wędrowców zawsze witano serdecznie w domu jego ojca, mieli pieniądze czy nie.A człowiek głodny nie dostawał resztek, o nie; siadał przy stole taty i jadł z całą rodziną.Alvin zaczynał rozumieć, że w cywilizowanym kraju wygląda to inaczej.- Oferujemy tu tylko jedzenie i pokoje - oświadczyła oberży s tka.- Przyszedłem tu, psze pani, bo w tym właśnie domu się urodziłem już prawie dwanaście lat temu.Kobieta zmieniła się natychmiast.Nie była już gospodynią w zajeździe.Była położną.- Urodziłeś się w tym domu?- W dniu, kiedy mój najstarszy brat Vigor zginął w wodach Hatrack River.Pomyślałem, że pamiętacie może ten dzień i pokażecie mi grób brata.Jej twarz zmieniła się znowu.- To ty - szepnęła.- Ty jesteś tym chłopcem, który się wtedy urodził.Siódmy syn.- Siódmego syna - dokończył Alvin.- Ależ wyrosłeś! Tak, co to był za dzień! Moja córka stała obok, patrzyła daleko i zobaczyła, że twój duży brat żyje jeszcze, kiedy ja wyciągałam cię z łona.- Wasza córka.- Alvin zapomniał się i przerwał kobiecie w pół zdania.- Jest żagwią.- Już nie jest - odpowiedziała lodowatym tonem.Jednak Alvin prawie nie zauważył zmiany w jej głosie.- To znaczy, że straciła talent? Ale jeśli tu jest, chciałbym z nią porozmawiać.- Nie ma jej - oświadczyła gospodyni.Alvin zrozumiał wreszcie, że nie chce mówić o córce.- Nie mamy już żagwi w Hatrack River.Dzieci przychodzą na świat i nikt ich nie dotyka, żeby sprawdzić, jak leżą w brzuchu matki.I tyle.Nie powiem ani słowa więcej o tej dziewczynie, która uciekła, zwyczajnie uciekła i.Kobieta zająknęła się i odwróciła plecami do Alvina.- Muszę wyrobić chleb - powiedziała.- Cmentarz jest tam, na wzgórku.Odwróciła się ponownie, a na jej twarzy nie pozostał nawet ślad żalu, gniewu czy co tam czuła jeszcze przed sekundą.- Gdyby tu był mój Horacy, pokazałby ci drogę.Ale sam trafisz.Jest ścieżka.To tylko rodzinny cmentarz z parkanem dookoła.- Złagodniała nagle.- Kiedy już skończysz, wróć tutaj.Podam ci coś lepszego niż resztki.Szybkim krokiem wróciła do kuchni.Alvin podążył za nią.Obok kuchennego stołu stała kołyska, a w niej leżało dziecko.Spało, chociaż wierciło się trochę.Było w nim coś dziwnego, chociaż Alvin nie od razu zrozumiał, o co chodzi.- Dziękuję za zaproszenie, psze pani, ale nie proszę o jałmużnę.Odpracuję wszystko, co zjem.- Pięknie powiedziane.Jak prawdziwy mężczyzna.Twój ojciec był taki sam, a ten most, co go zbudował na Hatrack, ciągle tam stoi.Mocny jak wtedy.A teraz już idź, odwiedź cmentarz, a potem zaraz wracaj.Pochyliła się nad wielką bułą ciasta na stolnicy.Alvin miał wrażenie, że przez chwilę płakała i może widział, a może i nie, łzy kapiące jej z oczu prosto do ciasta.To jasne, że chciała zostać sama.Spojrzał na dziecko i zrozumiał, co w nim jest niezwykłego.- To pikanińskie dziecko? - zapytał.Przerwała ugniatanie, ale ręce miała do przegubów zagłębione w cieście.- To dziecko - oznajmiła.- I to moje dziecko.Adoptowałam go i jest mój, a jeśli nazwiesz go pikaninem, ugniotę ci gębę jak to ciasto.- Przepraszam, psze pani.Nie chciałem pani urazić.On ma taki odcień skóry, że wydawało mi się.- Oczywiście, że jest półczarny.Ale to tę białą połowę wychowuję, jakby był moim własnym synem.Nazwaliśmy go Arthurem Stuartem.Alvin natychmiast zrozumiał dowcip.- A nikt nie może króla nazwać pikaninem, prawda?Uśmiechnęła się.- Raczej nie.A teraz biegnij, mały.Jesteś coś winien swojemu bratu i lepiej spłać ten dług od razu.Alvin bez trudu znalazł cmentarz i z satysfakcją przekonał się, że Vigor ma porządny nagrobek, a jego grób jest zadbany nie gorzej od pozostałych.Nie było ich wiele.Dwie płyty z tym samym imieniem: "Mała Missy", i datami mówiącymi o dzieciach, które umarły młodo.Na sąsiednim nagrobku było napisane "Dziadunio", pod spodem prawdziwe imię i daty mówiące o długim życiu.I Vigor.Alvin ukląkł przy grobie i spróbował sobie wyobrazić, jak wyglądał Vigor
[ Pobierz całość w formacie PDF ]