[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamglona Zatoka Omańska buchała białym żarem, przypominając wnętrze pieca oglądanego przez zadymione szkło.Ogilvy skierował lornetkę na białą plamkę - mundur obserwatora na dziobie - był nim angielski marynarz w czapce chroniącej głowę przed słońcem.Ogilvy podniósł słuchawkę wewnętrznego telefonu i wydał dyspozycje bosmanowi.Po chwili rowerem pojechał na dziób zmiennik obserwatora, który powrócił z kolei do białej wieżycy na rufie.Zmiennikiem był Pakistańczyk.Ogilvy uważał, że Azjaci są bardziej odporni na upał niż Europejczycy.Na dziobie stał wielki termos z zimną herbatą, specjalnie przygotowaną na rozkaz kapitana, by w tym upale marynarz mógł zachować pełną zdolność funkcjonowania.Inny obserwator wdrapywał się właśnie na maszt między dwoma kominami.Dźwigał na pasku termos.Obaj obserwatorzy mieli być zmienieni po godzinie.Widoczność była na wiele mil, a co kilka minut na horyzoncie pokazywał się helikopter i zawisał na niebie jak choinkowa dekoracja.Jedynymi żaglami na morzu były żagle łacińskie tak odwieczne i zrośnięte z Zatoką Omańska jak skalne granie z brzegiem.Czy Hardin mógł, na przykład, nagle wyskoczyć z jednej z ukrytych zatoczek? Mało prawdopodobne.Lewiatan płynął w odległości siedmiu mil od brzegu, a helikoptery bezustannie nad nim czuwały.Ogilvy postanowił powrócić do klimatyzowanego komfortu własnej kabiny.Zamówił lunch.Jadł powoli, odpoczywał między daniami, rozpierając się w swym arcywygodnym fotelu za biurkiem, i rozmyślał o Hardinie i jego obsesji."Ten człowiek jest zdrajcą medycznej profesji, wyrzutkiem społeczeństwa z własnego wyboru.Bywają tacy ludzie.Lewacy, kryminaliści, fanatycy.Wyrzutki".Uśmiechnął się.Obsługujący go steward był przekonany, że to deser wprawił kapitana w tak dobry humor, ale Ogilvy był po prostu zadowolony z siebie, ze swego rozumowania.Kapitan położył się.Niedługo zacznie się czas żeglugi po zatłoczonej statkami Zatoce Perskiej.A potem nie mniej skomplikowane załadowanie miliona ton ropy.Nie zazna wiele spokoju do czasu, aż Lewiatan znajdzie się na tych samych wodach, ale płynąc w przeciwnym kierunku, ku Europie.Podniósł słuchawkę stojącego przy łóżku telefonu, połączył się z mostkiem i kazał przedstawić sobie raport na temat poszukiwań Hardina.Nic nowego.Arabskie helikoptery sprawdzały cały akwen przed Lewiatanem.Odłożył słuchawkę i zadumał się.Nie mógł spać.Leżał z szeroko otwartymi oczami w zaciemnionej kabinie i w myślach przeglądał wszystkie mapy regionu.Był pewien, że przenika rozumowanie Hardina.Pamiętał, jak ten człowiek, wówczas w barze, pilnie słuchał, obserwował, a potem uderzył.Lubi zastawiać pułapki.A to, że przeżył sztorm, który niemalże unicestwił Lewiatana, świadczy o jego szalonej determinacji i odporności.Ogilvy wykręcił na tarczy numer.- Tu kabina radiowa, mówi drugi radiooficer.- Proszę mnie połączyć z kapitanem Bruce w Londynie.- Ubrał się w ciągu dziesięciu minut, oczekując na połączenie.Bruce zaczął od zapewnień, że Irańczycy obiecują bardzo szybko złapać Hardina.Ogilvy przerwał mu.- Założę się o pięć funtów, że ten facet zawrócił!Hardin tępo wpatrywał się w rozedrgane kałuże.Jak długo spał? Dlaczego nie zauważył ociężałości jachtu spowodowanej dużą ilością nabranej wody?Operator Lewiatana ciągle wywoływał stację w Doha.- Henryk-Olga-Ypsylon.Henryk-Olga-Ypsylon.Tu Stefan.Hardin zrzucił słuchawki i ponownie włączył głośnik.-.Czy mnie słyszycie? Odbiór.Wybiegł na pokład i zaczął wypompowywać wodę przez wielką pompę w kokpicie.Popłynęła czysta woda przez zawory wylotowe w pawężu.Hardin z mechaniczną precyzją podnosił i opuszczał dźwignię pompy.Był spocony, woda spływała mu po twarzy, zalewając oczy.Serce biło coraz mocniej.Zmienił ręce.Jedno ramię już go bolało.Radio ponownie się rozkrakało, głos ludzki zagłuszył łagodny ciąg znaków Morse'a.- Henryk-Olga-Ypsylon, Henryk-Olga-Ypsylon.!Pochylony pod markizą z żagla, chowając się jak można przed słońcem, znów zmienił ręce.Gdzieś poniżej linii wodnej pękł kadłub.Najprawdopodobniej w pobliżu wału śrubowego, ale będzie mógł sprawdzić i naprawić dopiero wtedy, kiedy wypompuje całą wodę.Wszystkie myśli i wszystkie ruchy służyły tylko pompowaniu.W górę, w dół, w górę, w dół.Głośne walenie w uszach zagłuszało terkot silnika.W górę, w dół, w górę, w dół.w przeraźliwej spiekocie.Czuł pulsującą w głowie krew, która usiłowała z wymęczonych płuc dostarczyć udręczonemu mózgowi tak potrzebnego tlenu.W górę, w dół.- Stefan-Quantum-Feliks-Barbara.Czekajcie na rozmowę! Nowy głos, angielski z obcym akcentem.- Czy dobrze mnie słyszycie? - spytał radiooperator Lewiatana.W eterze panowała cisza.Hardin wychylił się za pawęż.Woda w zęzach była przezroczysta.A więc niezbyt długo tu jest.Wrócił do pompy.- Stefan-Quantum-Feliks-Barbara - odezwał się ten sam głos z obcym akcentem.- Tu Henryk-Olga-Ypsylon.Nabrzeżna stacja w Doha.Dzień dobry.Czy to Lewiatan?- Ludwik-Ewa-Wiktor-Irena-Adam.- Tak, Lewiatan! - przerwał głos z Doha.- Oczekiwaliśmy was.Jak tam idzie?- Dziękuję, dobrze.Czy to mówi Ahmed Szid?- Tak.- Tu Gordon Macintosh.Miło mi pana ponownie usłyszeć.- I ja się cieszę.Mieliście dobrą podróż?Po raz pierwszy pompa zassała powietrze i Hardin padł na podłogę kokpitu całkowicie wyczerpany.- Bardzo dobrą - oświadczył głos przez radio.- A pan ma się dobrze?- Bardzo dobrze, dziękuję.- Miło słyszeć.- Proszę powtórzyć, gdyż tracę wasz sygnał.- Powiedziałem, że miło mi słyszeć.- Nic nie słyszę, Lewiatan.Powtórzyć.- Miło to słyszeć.- Proszę przełączyć na kanał osiem.Hardin zmusił się do wstania i zejścia do gorącej kabiny, by przestroić odbiornik.Lewiatan i Doha ponownie nawiązywały łączność.Wrócił do kokpitu, gdy radiooperatorzy zaczęli rozmawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]