[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Amanda śpi w dawnym pokoju gościnnym, w starym łóżku Jakuba.Sara potraktowała wypadek z zadziwiającym fatalizmem.Kilka razy wspomniała, że kalectwo córki jest dla niej rodzajem kary, zapłaty za nasze zbrodnie, a po przesadnej trosce, jaką otacza Jacka, domyślam się, że wyrobiła w sobie przekonanie, iż jemu też coś zagraża, że jeśli nie zachowamy czujności, to go stracimy.Nadal pracuję w magazynie paszowym, na tym samym stanowisku.Od tamtego czasu dostałem kilka podwyżek, ale pieniądze ledwo pokryły inflację.Sara pracuje w bibliotece, gdzie wzięła pełny etat, bo nasza sytuacja finansowa jest bardzo marna; kuracja Amandy pochłonęła wszystkie oszczędności.Pewnie chcecie wiedzieć, jak mijają nam dni, jak żyjemy ze świadomością tego, co zrobiliśmy.Otóż nigdy nie rozmawiamy ani o pieniądzach, ani o ludziach, których zamordowaliśmy; nawet gdy jesteśmy sami, udajemy, że nic takiego się nie zdarzyło.Oczywiście, czasami mam ochotę o tym porozmawiać, ale nigdy z Sara.Chciałbym pogadać z obcymi, z ludźmi, którzy oceniliby mnie obiektywnie.Nie, nie jest to chęć wyspowiadania się - nic takiego nie odczuwam - lecz raczej pragnienie omówienia tych spraw z kimś postronnym, przeanalizowania ich krok po kroku, żebym sobie uświadomił, w którym momencie po raz pierwszy zbłądziłem, żebym mógł ustalić, od kiedy wszystko zaczęło zmierzać ku nieuniknionemu.Dzieci nigdy się o tym nie dowiedzą i jest w tym jakaś pociecha.Są takie dni, kiedy potrafię zapomnieć o naszych zbrodniach, lecz jest ich niewiele i zdarzają się bardzo rzadko.Czasami gdy wspominam, jak stoję w sklepie z maczetą nad głową albo w drzwiach domu Lou ze strzelbą w ręku, wydaje mi się, że chwil tych nigdy nie było.Ale w głębi serca wiem, że były, dobrze wiem, do czego jestem zdolny, wiem o tym wszystkim dużo lepiej niż wy, bo to nie wy to przeżywaliście, to nie wy musieliście dokonywać tragicznego wyboru.Przez jakiś czas nawiedzały mnie sny, w których pozwalałem tej staruszce odejść, uciec ze sklepu, dopaść samochodu i odjechać.Ale już przestały.Ponieważ nigdy o tym nie rozmawiamy, nie mam pojęcia, co odczuwa Sara.Dostrzegam tylko drobne oznaki dręczących ją koszmarów, choćby takie jak to, że zgodziła się ochrzcić syna imieniem mojego brata, że zaskoczyłem ją kiedyś na strychu, gdy pogrążona w myślach siedziała na kufrze Jakuba z futrem staruszki na kolanach, czarnym od zaschniętej krwi.Myślę, że czuje się tak samo jak ja: wie, że już nie żyjemy, że tylko egzystujemy, wegetujemy w pustce i chaosie, na próżno próbując zapomnieć o tym, co zrobiliśmy.Gdy jestem w bardzo złej formie, zaczynam myśleć o Jakubie.Wyobrażam go sobie takim, jakim był tamtego dnia, gdy zawiózł mnie na farmę ojca.Ma na sobie szare spodnie, skórzane buty i jaskrawoczerwoną kurtkę.Jest bez czapki i chyba zimno mu w łysinę, ale nie zwraca na to uwagi.Wiruje na pięcie to w lewo, to w prawo, pokazuje, gdzie stała szopa na traktor, stodoła, pojemniki na ziarno.Gdy zawieje wiatr, z oddali słychać skrzypienie wiatraka.Wracam do tej chwili bardzo często, bo zawsze wtedy chce mi się płakać.A kiedy płaczę, czuję - wbrew temu, co zrobiłem - że jestem człowiekiem, takim samym jak inni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]