[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała z całą pewnością, iż czuje do niej niechęć, wywołaną tymi wszystkimi błahymi przyczynami – że jest nadzwyczajnym chirurgiem; że ma pracę, której on pożąda; i że niedługo może być tu z powrotem.Przeszedł ją osłabiający dreszcz.Czuła, że podchwyciła jego myśli.Jeśli samolot się rozbije, będzie mógł zatrzymać jej posadę na zawsze.Spojrzała na Slattery’ego i ich oczy spotkały się na ułamek sekundy; dostrzegła na jego twarzy nagły rumieniec zażenowania.Tak, czytała w jego myślach.Ile razy, w przeszłości, zdarzało się już to samo, zwłaszcza – jakże często – kiedy była zmęczona? Może przestawała się mieć na baczności, kiedy ogarniała ją senność.Wtedy te wredne, telepatyczne zdolności, jak na złość, dochodziły do głosu i podsuwały jej gorzką wiedzę, czy tego chciała, czy nie.To ją raniło.Poczuła odrazę do Slattery’ego.Ale to dobrze się składa, że chce dostać jej pracę; dobrze, że jest tutaj, aby przejąć obowiązki, dzięki temu może wyjechać.Pojęła bardzo jasno, że mimo iż kocha Uniwersytet, to nie miało dla niej większego znaczenia, gdzie praktykuje medycynę.Mogłoby to być jakiekolwiek dobrze wyposażone centrum medyczne, w którym pielęgniarki i technicy dawaliby jej poparcie, jakiego wymagała.Dlaczego więc, nie miałaby powiedzieć Slattery’emu, że nie wraca z powrotem? Dlaczego nie zakończyć rozgrywającego się w jego wnętrzu konfliktu? Przyczyna była prosta.Nie wiedziała, dlaczego uczucie, że to ostateczne pożegnanie, jest tak silne.To miało coś wspólnego z Michaelem; i z jej matką; ale było czysto irracjonalne, bardziej irracjonalne, niż wszystko, co czuła do tej pory.Otworzyła drzwiczki samochodu, zanim jeszcze Slattery zahamował przy krawężniku.Wyskoczyła na chodnik, wyjęła z wozu torbę i zarzuciła ją na ramię.Zorientowała się, że wpatruje się w Slattery’ego, który wyjmował z bagażnika walizkę.Znowu przeszedł ją zimny dreszcz, powoli, nieprzyjemnie.Widziała niechęć w jego oczach.Jakże ciężką próbą musiała być dla niego ta noc.Tak się palił do tej pracy.I tak nie znosił Rowan.Nic w jej sposobie bycia, prywatnym czy zawodowym, nie wywoływało w nim przyjaznej reakcji.Po prostu jej nie cierpiał.Czuła to, kiedy odbierała walizkę z jego dłoni.– Powodzenia, Rowan – powiedział z metaliczną pogodą.Mam nadzieję, że nie wrócisz z powrotem.– Slat – odpowiedziała – dziękuję za wszystko.Jest jeszcze coś, o czym powinnam ci powiedzieć.Nie sądzę.Cóż, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie wrócę.Z trudem udało mu się ukryć zachwyt.Było jej go niemal żal, gdy patrzyła, jak w napięciu porusza ustami, usiłując zachować naturalny wyraz twarzy.Lecz wtedy poczuła, że wewnątrz niej rośnie ogromna, ciepła, cudowna euforia.– To tylko przeczucie – powiedziała.(Cudowne zresztą.) – Oczywiście, będę musiała we właściwym czasie sama powiedzieć o tym Larkowi, oficjalnie.– Oczywiście.– Ale rozgość się, porozwieszaj w biurze swoje własne obrazy.I używaj samochodu.Pewnie poślę po niego wcześniej czy później, choć raczej później.Jeśli chcesz go kupić, dam ci okazyjną cenę.– Co byś powiedziała na dziesięć kawałków, gotówką.Wiem, że to.– Wystarczy.Wyślij czek, kiedy podam ci mój nowy adres.Obojętnie pomachawszy mu na pożegnanie, odeszła w kierunku oszklonych drzwi.Słodkie podniecenie opływało ją, jak słoneczne światło.Mimo bólu oczu i sennego znużenia, odczuła niezwykłe znaczenie tej chwili.Przy stanowisku linii lotniczych poprosiła o bilet pierwszej klasy, w jedną stronę.Zboczyła do sklepu z pamiątkami, na chwilę dość długą, by kupić parę wielkich ciemnych okularów, które przyciągnęły jej uwagę jako ogromnie olśniewające, oraz książkę do czytania – absurdalną, męską powieść o niemożliwych aferach szpiegowskich i śmiertelnym ryzyku.Książka też wydała jej się w pewien sposób olśniewająca.New York Times pisał, że w Nowym Orleanie jest gorąco.Dobrze, że miała na sobie biały płócienny kostium; poza tym wiedziała, że ładnie w nim wygląda.Zamarudziła przez parę minut w foyer, czesząc włosy i nakładając bladą szminkę i róż w kremie, których nie używała od lat.Potem założyła ciemne okulary.Siedząc w plastikowym fotelu przy bramie, czuła się absolutnie wolna, nigdzie nie zakotwiczona.Żadnej posady, żadnych krewnych czy znajomych w domu w Tiburon.Slat ściskający kierownicę samochodu Grahama przez całą powrotną drogę do San Francisco.Dostałeś to, doktorze.Bez żalu, bez nerwów.Za darmo.I wtedy pomyślała o matce, martwej i zimnej, na stole w domu pogrzebowym, już poza zasięgiem interwencji skalpela; i przypełzła do niej dawna ciemność, pośród monotonnych fluorescencyjnych świateł i tłum rozpromienionych podróżnych w niebieskich garniturach na każdą pogodę, dźwigających swoje walizki.Pomyślała o tym, co Michael powiedział o śmierci.Że to jedyne nadprzyrodzone wydarzenie, którego większość z nas doświadcza.Tak, to prawda.Znowu cicho napłynęły łzy.Jak to dobrze, że ma ciemne okulary.Mayfairowie na pogrzebie.Mnóstwo, mnóstwo Mayfairów.6Rodzina Mayfairów w latach 1900 – 1929METODY BADAŃ W DWUDZIESTYM WIEKUJak już wspomnieliśmy wcześniej, we wprowadzeniu do dziejów rodziny w dziewiętnastym wieku, nasze źródła informacji o Mayfairach z każdym dziesięcioleciem stają się coraz liczniejsze i bardziej pouczające.Zbliżając się do początków dwudziestego wieku, Talamasca wciąż utrzymywała informatorów tradycyjnego typu.Ale po raz pierwszy zaangażowano wtedy także zawodowych detektywów.Pewna liczba takich osób pracowała dla nas – i pracuje do dzisiaj – w Nowym Orleanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl