[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu widać było część twarzy Coruma, tam nogę, ówdzie fragment mie-cza jak gdyby Agak przypuszczał, że napastnika można pokonać tylko w jegowłasnej postaci.Wcześniej podobnie uczynili Czterej, przybierając formę Gagakpo uprzednim pokonaniu jej. Czekaliśmy tak długo. Agak westchnął i wyzionął ducha.Czterej schowali miecz do pochwy.Wśród ruin rozległy się jęki.Nagle wzmógł się silny wiatr, tak że wojownicybędący Jednością musieli zgiąć swych ośmioro kolan i skłonić głowę o czterechtwarzach pod jego naporem.Stopniowo przybrali postać Gagak, czarodziejki, poczym znalezli się na dnie zastygającej sadzawki-mózgu.Powstali, na moment za-wiśli tuż nad jej powierzchnią i wyciągnęli miecz z krzepnącej cieczy.Wówczascztery istnienia rozdzieliły się i stały Elrykiem, Hawkmoonem, Erekos i Coru-mem, stojącymi ze wzniesionymi ramionami i mieczami stykającymi się ponadcentrum martwego bajora.Mężczyzni schowali swe miecze do pochew.Przez moment spoglądali sobienawzajem w oczy, widząc w nich przerażenie i grozę.Elryk odwrócił wzrok.Nie znajdował w swoim wnętrzu myśli ani uczuć, które byłyby odzwierciedle-niem tego, co zaszło.Brakowało mu słów, którymi mógłby to określić.Stał, wpa-trując się bezmyślnie w Ashnara zwanego Rysiem.Zastanawiał się, czemu Ash-nar chichocząc przeżuwa kosmyki własnej brody i dlaczego, porzuciwszy mieczna podłodze szarej komnaty, rozorywa sobie paznokciami twarz. Znowu mam własne ciało.Znowu mam własne ciało powtarzał Ashnarbezustannie.40Elryk dziwił się, czemu Hown Zaklinacz Węży leży skulony u stóp Ashnara,a Brut z Lashmar wyłoniwszy się z korytarza upadł na ziemię i pozostał tam,poruszając się co jakiś czas i pojękując jakby przez sen.Do komnaty wszedł OttoBlendker.Jego miecz tkwił w pochwie.Oczy wojownika były zamknięte, a onsam, drżąc, obejmował się ciasno ramionami.Muszę o tym wszystkim zapomnieć albo oszaleję na dobre, pomyślał Elryk.Podszedł do Bruta i pomógł jasnowłosemu wojownikowi powstać. Co widziałeś? Więcej, niżbym na to zasługiwał za moje grzechy.Byliśmy uwięzieni.zamknięci wewnątrz tej czaszki. Brut począł łkać niczym małe dziecko, więcElryk wziął go w ramiona i głaskał po głowie, nie mogąc znalezć słó pociechy. Musimy iść powiedział Erekos.Miał błyszczące oczy.Potykał się idąc.I tak, wlokąc tych, którzy zemdleli, prowadząc oszalałych, pozostawiwszy zasobą poległych, Elryk i jego towarzysze schodzili martwymi korytarzami ciałaGagak, nie niepokojeni już przez istoty, które czarodziejka stworzyła, by broniłyją przed czymś, co odczuwała jako postępującą chorobę.Hole i komnaty byłylodowato zimne.Mężczyzni poczuli ulgę, gdy wreszcie wydostali się na zewnątrzi ujrzeli ruiny, pozbawione zródła cienie i czerwone, nieruchome słońce.Otto Blendker był jedynym wojownikiem nie dotkniętym obłędem, jaki zda-wał się opanować wszystkich, którzy bezwiednie zostali wchłonięci przez Czte-rech, Którzy Byli Jednością.Wyciągnął zza pasa pochodnię i zapalił ją za pomo-cą hubki i krzesiwa.Inni poszli za jego przykładem.Elryk z trudem posunął sięw stronę leżących bezwładnie szczątków Agaka i zadrżał, rozpoznając w olbrzy-mim kamiennym bloku fragment własnej twarzy.Nie spodziewał się, że podobnaskale substancja tak szybko zajmie się ogniem.Leżące z tyłu ciało Gagak też jużpłonęło.Ogień szybko je pożerał.Słupy trzaskających płomieni wznosiły się ażpod niebo, roztaczając wokół kłęby białego i szkarłatnego dymu, które na momentprzesłoniły czerwoną tarczę słońca.Mężczyzni przyglądali Się płonącym szczątkom. Zastanawiam się, czy Kapitan wiedział, na co nas posyła odezwał sięCorum. I czy przewidywał, co się stanie dodał Hawkmoon głosem, w którymdało się wyczuć rozgoryczenie. Tylko my, tylko ta istota mogła walczyć z Agakiem i Gagak według ichwłasnych reguł rzekł Erekos. Inne środki nie byłyby skuteczne, a żadneinne stworzenie nie jest obdarzone odpowiednimi cechami ani też olbrzymią siłąniezbędną do pokonania równie dziwnych czarnoksiężników. Na to wygląda odparł Elryk i nie chciał mówić nic więcej. Możesz mieć tylko nadzieję odezwał się Corum że zapomnisz todoświadczenie, tak jak już nie pamiętasz tego, o którym wspominałem.Elryk spojrzał na niego zimno.41 Taką właśnie żywię nadzieję, bracie.Erekos zaśmiał się ironicznie. Któż mógłby zaprzątać sobie pamięć czymś takim. I także nie powie-dział już nic więcej.Ashnar zwany Rysiem, patrząc na ogień, nagle przestał chichotać, wrzasnąłprzerazliwie i wyrwał się spośród towarzyszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]