[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czuła się dobrze blisko niego w cichym laboratorium.Na zewnątrz groziłoniebezpieczeństwo, lecz tu, z Garthem, było bezpiecznie. Powiem w skrócie.Związek, z którego zbudowane są chromosomy, to DNA.Tu jest jego cząsteczka: coś wrodzaju drabiny skręconej w korkociąg.Cząsteczki DNA przekazują cechy dziedziczne.Są jakby kalką: różneszczeble drabiny zbudowane są w odrębny sposób i razem tworzą kod, w którym zawarta jest cała informacjapotrzebna do duplikacji żywego organizmu.W tym właśnie miejscu zaczyna się moja rola próbuję zrozumieć, jakzbudowana jest ta cząsteczka, ta drabina. A gdy już zrozumiesz? Wtedy być może nauczę się, jak ją reperować, kiedy jest uszkodzona. Odstawił model DNA na ławę.Wiele dzieci rodzi się z nieuleczalnymi chorobami, ponieważ któryś ze szczebli w ich drabinie DNA jest nie wporządku.Gdybyśmy wiedzieli, jak.Urwał.Krzyki stały się głośniejsze, przez tubę mówiła teraz jakaś dziewczyna. Można by jeszcze długo na ten temat, ale takie jest sedno sprawy.Przejdziemy do reszty któregośspokojniejszego dnia.Idziemy?Od drzwi Stefania spojrzała na drugą część laboratorium.Wy-48glądała bardziej znajomo: mikroskopy, probówki, zlewki, strzykawki i umywalka, a pod ścianą koło wielkiegookna mnóstwo małych klatek, po których biegały tuziny białych myszy.Garth zerknął ponad jej ramieniem iwyjaśnił: Bill i ja wymieniamy między sobą informacje: on pracuje nad dziedzicznymi chorobami myszy.Stefania uśmiechnęła się. Mały modelarz i białe myszki.Więc tak wygląda nowoczesna nauka. Krzyknęła.Nagły wybuch rzucił jąna niego, a u ich stóp rozsypało się potłuczone szkło.Garth zaklął. Nic nie mów powiedział szorstko i staraj się wstrzymać oddech. Dlaczego? spytała, lecz jego ramię przyduszało jej twarz, gdy prowadził ją, na wpół niosąc, na korytarz i wgórę po schodach.Nagle poczuła się okropnie: piekły ją oczy, spod opuchniętych powiek spływały strumienie łez,coś jakby zgniotło jej płuca.Oddychała urywanie przez piekące gardło.Poczuła chłodne powietrze i blask słońca na twarzy.Wsparta na mocnym ramieniu Gartha powiedziała: Nie mogę przestać płakać.Nie mogę otworzyć oczu.Objął ją również drugim ramieniem. Za parę minut nic ci nie będzie.To tylko gaz łzawiący. Tylko.! Nie ma trwałych skutków.Czy możesz zostać tu sama? Przyniosę trochę wody. Gdzie jesteśmy? Na dachu.Zaraz wracam.Pieczenie nie ustawało, lecz po dziesięciu minutach Stefania mogła otworzyć oczy i spojrzeć ponad krawędziądachu na policjantów, którzy wciągali kaszlących i płaczących studentów do policyjnych suk. Dlaczego rzucili w nas? Nie specjalnie w nas, któryś musiał spudłować.Mają taką praktykę, że powinni rzucać celniej.Stefanio, muszęwrócić do laboratorium i zasłonić to rozbite okno.Chcesz tu zaczekać? Pójdę z tobą.Gdy tam dotarli, aż się skuliła na widok jego gniewu.Stanął pośrodku pokoju z nieruchomą twarzą i nabrzmiałymiżyłami na szyi, kipiąc furią. Skurwysyny wyrzucił z siebie gwałtownie. Cholerne skurwysyny.49Powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem do drucianych klatek, w których niedawno biegały śmieszne myszki.Teraz żadna się nie poruszała.Leżały w bezwładnych kupkach, a podmuch z rozbitego okna łagodnie poruszał ichgładkie, białe futerka.Garth wściekle kopnął pusty pojemnik po gazie, rozrzucając papiery, które leżały w bezładzie na podłodze.Podnogami zgrzytało szkło. Rok pracy Billa, rok doświadczeń i badań. Podniósł głos.- Pamiętasz, co ci mówiłem o tych dzieciach,urodzonych z nieuleczalnymi chorobami? One są u końca drogi, która zaczyna się tutaj.Rozumiesz, co to znaczy?Rozumiesz, że ludzie na tym uniwersytecie sądzą, iż rozkurzenie garści studentów jest ważniejsze niż ochrona pracynaukowców? Nie mówisz tego poważnie powiedziała cicho Stefania.Drżała nie od gazu łzawiącego, lecz na widokgniewu Gartha, głębi jego troski.On wiedział, co jest ważne, wiedział, czego chce i dokąd zmierza.Jego świat był owiele większy niż jej świat.Przykląkłszy zaczęła zbierać rozsypane arkusze i wkładać je do pudełka, które znalazła na biurku.Garthobserwował jej pochyloną głowę, ciężkie brązowe włosy przesłaniające twarz.Cudowna, spokojna Stefania.Wjednej chwili mądra ponad wiek, w następnej naiwna jak mała dziewczynka.Pełna oczekiwania.Kimże był, myśląc,że może jej dać to, na co czekała? Wciąż czuł się przy niej jak pospolity groch.Wstała. Chyba zacięłam się w palec.Po jej dłoni spływała krew. Wszędzie to szkło powiedział gniewnie. Pokaż, niech zobaczę.Wyciągnęła rękę jak dziecko.Wyjął ostrożnie długi odprysk szkła, znalazł w szufladzie kawałek gazy i przycisnąłją do skaleczenia.Wzdrygnęła się. Coś tam jeszcze jest rzekł.Teraz ona patrzyła na jego pochyloną głowę, gdy powtórnie szperał w szufladzie, by tym razem wyciągnąć z niejnożyczki. Wszystkie wygody zapewnione wymruczał. Jak się kaleczyć, to tylko w pracowni biologa. Podniósłoczy i przyłapał jej spojrzenie. Czy wiesz ciągnął tonem lekkiej konwersacji że jesteś prawdopodobniejedyną kobietą na świecie, która wygląda pięknie po zagazowaniu gazem łzawiącym? Właśnie przeszłaś testpiękności Andersena.Aplikujemy jeden pojemnik gazu łzawiącego i wszystkie te, których piękno nie sięga głębiejniż skóra, przeistaczają się natychmiast w czkające ropuchy.Dlaczego się śmiejesz? Mówię ci,50że cię kocham, chcę się z tobą ożenić i chyba znalazłem ten odprysk, więc jeśli będziesz stać bardzo spokojnie,wyciągnę go.Pochylił się nad jej ręką i zaczął sondować ranę. Przepraszam powiedział, gdy znów się wzdrygnęła. Chciałbym również zabrać cię do domu i kochać sięz tobą, a pragnienie to męczyło mnie od kilku tygodni nawet w słabo przewodzącej uczucia atmosferze Bryn Mawr.No.Zrobione. Nie patrząc na nią wyjął z szuflady jeszcze trochę gazy i owinął nią jej rękę, tworząc zgrabnyopatrunek. wiczenia harcerskie w dzikich ostępach Minnesoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]