[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chodźmy - powiedziała Kiroczka i leciutko pociągnęła ją za rękę.Dziewczynka obejrzała się.Wszyscy patrzyli na nią, jak gdyby od następnego kroku zależało całe ich życie.Dziewczynka poszła za Kiroczka.Pozostali najpierw zrobili jeden krok - wszyscy razem, tak że cały tłum drgnął i zafalował - a potem jeszcze jeden.Zapłakało dziecko na ręku matki, matka syknęła na nie.Szli obok Nataszy.Nie odważyli się wyprzedzić Kiroczki z dziewuszką i bali się zostać w tyle.Wspinali się po pochylni i z każdym krokiem robiło się widniej.Ludzie zaczęli się na siebie oglądać i dziwić się temu, co widzą, gdyż po raz pierwszy w życiu zobaczyli swoich sąsiadów przy świetle dziennym.Natasza stała nie wiedząc, co ma robić, aż wreszcie, kiedy minęła ją ostatnia kobieta z brudnym tłumokiem na plecach ciągnąc za rękę małego chłopczyka, skoczyła ku niej, żeby pomóc.Kobieta jednak zaczęła się od niej opędzać, bojąc się wypuścić z rąk swoje skarby.Natasza zrezygnowała i znów przystanęła bezradnie.Zaraz jednak usłyszała za sobą znajomy głos:- To ty, Nataszo? Nie uciekaj przede mną, nie porzucaj mnie o piękna, i udziel swej wspaniałomyślnej pomocy moim braciom krasnoludkom!- Oj! - wykrzyknęła Natasza z ulgą.- Znowu zaczynasz się wygłupiać, Taks.Takasi prowadził korytarzem następną grupę ludzi, którym pomógł usunąć zawał na schodach koło komendy policji.Ludzie szli trzymając się za ręce, niczym ślepcy drepczący gęsiego.Przewodnikiem tego stadka był Takasi, który zrzucił hełm, żeby nie straszyć nim uratowanych.Musieli przejść w ten sposób kilka górnych, pustych i ciemnych poziomów, gdzie tylko latarka archeologa dawała im jakąś orientację.- Gdzie tu się przywraca wzrok i leczy rany? - zapytał Takasi.Zrzucił hełm, zanim Gűnther zniknął z eteru i dlatego nie wiedział, że tropiciel zginął, więc gdy tylko ludzie wyszli na pochylnię, zapytał Nataszę:- Co słychać z Gűntherem?- A bo co? - zdziwiła się dziewczyna, która nie mogła oderwać wzroku od straszliwej procesji szkieletów.- Jak ci ludzie w ogóle żyli?- Gűnther miał wysadzić w powietrze tunel.- Oj! - przestraszyła się Natasza.- Wcale o tym nie wiedziałam.Takasi dwoma susami wyprzedził grupę, wydostał się na górę i pobiegł do centralki, przy której pod brezentowym daszkiem siedział Kruminsz.Już dobiegając pomyślał, że Kruminsz od rana bardzo się postarzał.- Co z Gűntherem? - wykrzyknął.Kruminsz jednym ruchem raki wyłączył wszystkie mikrofony.- Przyszedłeś? - powiedział.- To dobrze.- Wyprowadziłem około trzydziestu ludzi.To niewiele, ale musieliśmy przebijać się przez zawalone schody.Co z Gűntherem?- Gűnther zginął, ale zawał w tunelu na razie trzyma wodę.Nie wiem jak długo.- Gűnther zginął?- Tak, Takasi.Ale jego zawał jeszcze trzyma wodę.- Gűnther.Takasi nie mógł sobie wyobrazić, że Gűnther może umrzeć.- Posłuchaj, Taks - powiedział Kruminsz.- Po pierwsze nie powiedziałem tego jeszcze ani Anicie, ani Maksowi.Po wtóre zostało nam niewiele czasu i będziesz musiał tam wrócić.Niech dziewczęta odprowadzą uratowanych do szpitala, a potem zostaną tam, żeby pomagać Anicie.- Jasne! - burknął Takasi.- Ale zrzuciłem hełm i nie mam łączności.- Weź przenośny nadajnik.Kruminsz podał mu aparat.Takasi założył słuchawki, przymocował mikrofon koło ust i pobiegł z powrotem do ciemnej jamy.Ludzie z podziemia już stali na górze, mrużyli oczy i zasłaniali je rękami przed światłem, chociaż dzień był pochmurny i zbliżał się ku wieczorowi.- Dziewczęta! - krzyknął w biegu Takasi.- Zastąpię was tutaj.Zaprowadźcie ludzi do Anity.- A co z Gűntherem? - zapytała Natasza.- Prowadźcie ich - odparł Takasi.- Nie widzisz, że już wychodzą następni?Dziewczęta posłusznie ruszyły drogą wyrąbaną w krzakach, jak kaczki prowadzące za sobą pisklęta.- Hej! - krzyknął Stanczo, widząc że Takasi schodzi do jamy.- Idę do podziemia.Winda działa, ale nie ma jej kto obsługiwać.To niedaleko.- Tak - powiedział Takasi.Stanczo też nie wiedział o śmierci Gűnthera i był pewien, że wszystko idzie jak należy.Takasi uruchomił radiostację i natychmiast mnóstwo dźwięków odezwało mu się w uszach.Głos Gery:- Szanowni współobywatele.Nie zapominajcie, że zapalona lampka wystawiona na ulicę pomoże wam i waszym sąsiadom szybciej odnaleźć drogę do windy i schodów.Głos Kroniego:- Tak, Wilis, wiem, że Stanczo zjeżdża na dół.Obawiam się jednak, że winda się do nas nie przebije.Nie masz pojęcia, co dzieje się ponad nami.Głos Kruminsza:- A jak z wodą?Głos Kroniego:- Znowu jej przybyło.Na samym dole z pewnością jest już całe jezioro.Dobrze, że uszczelniliśmy elektrownię, bo inaczej kotły mogłyby wybuchnąć.Takasi uruchomił swój nadajnik:- Kruminsz, idę na szósty poziom.- Nie - odpowiedział Kruminsz.- To jest pół godziny marszu, a gdyby Gűnther żył, już dałby o sobie znać.- A jeżeli jest ranny?- Stracimy i ciebie.- Tutaj zostanie Maks.Ja nie mogę zostać.Stanczo wyprowadził nową grupę ludzi.- Co ja mogłem poradzić? - powiedział przepraszającym tonem.- Dojechałem tylko do połowy drogi.Na każdym podeście czekają ludzie.Głos Kroniego:- Postanowiliśmy nie czekać.Idziemy schodami w górą.Będę meldował, na który poziom dotarliśmy.- Dobrze - odpowiedział Kruminsz.- Jadę z tobą - zwrócił się Takasi do Stancza.- Chcesz dotrzeć do szóstego poziomu?- Tak.Tych ludzi zabrałem z ósmego.- Takasi! - krzyknął Kruminsz.- Szybciej! - powiedział Takasi.- Tam na nas czekają.Ostatniego człowieka trzeba było dosłownie wypchnąć z windy, żeby jak najszybciej pojechać w dół.Kruminsz westchnął beznadziejnie i zobaczył, że pod daszek wchodzi Maks.- Z Gűntherem naprawdę jest źle? - zapytał Bieły.- Tak - odparł Kruminsz.- Żadnej nadziei?- Żadnej.Nie mogłem jednak powstrzymać Takasiego, który tam poleciał.- A co z wodą?Maks mówił bardzo spokojnym, martwym głosem.- Najgorsze, że woda znowu się przebiła i nie wiadomo jak długo zawał wytrzyma.- Szkoda, że nie zdążyłem - powiedział Maks.- Poszedłbym zamiast Takasiego.Miałbym więcej szans.- Nikt nie powinien tam iść.- Wiem - powiedział Maks.- Wiem, że nikt, ale ktoś przecież tam pójść musiał.Teraz będę musiał tu zostać.- Tak - odparł Kruminsz.- Będziesz musiał tu zostać, bo nie ma komu wyprowadzać ludzi.Takasi szedł tunelem, orientując się według strumienia wody, który już zajmował cały środek posadzki, i przeszkadzał w marszu.Kiedy dotarł do zawału, spod którego, jak spod krawędzi lodowca, tryskały strumienie wody, zrozumiał, że jego wyprawa była daremna Ale ktoś musiał ją podjąć.Jeśliby on lub ktokolwiek inny nie przyszedł w to miejsce, na całe życie pozostałyby wyrzuty sumienia, że nie zrobili tego, co dla każdego z nich zrobiłby bez wahania tropiciel Gűnther.Takasi obejrzał rumowisko.Cały strop tunelu runął w dół i było oczywiste, że Gűnther prawidłowo wybrał to jedno, jedyne miejsce, w którym należało dokonać wybuchu.Zawał jeszcze zatrzymuje wodę.- Zawał trzyma - powiedział do mikrofonu.- Gűnthera nie ma - powiedział twierdząco Kruminsz.- Nie.- Natychmiast wracaj - powiedział Kruminsz.- Dużo ludzi wyjechało?- Dużo, ale nikt nie wie, ilu jeszcze zostało.- A co z Kronim?- Udało mu się przejść tylko jeden poziom, gdzie znalazł pod dostatkiem miejscowych uciekinierów.Dalej schody są zawalone.Stanczo usiłuje się do nich przebić.- Ale na jego windę chyba nie ma co liczyć?- Nie.Jest wprawdzie jeszcze druga winda, ale to bardzo daleko od ciebie.- Coś wymyślę - powiedział Takasi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]