[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I czym odmierzyć ten mozół, ilością wylanego potu? Może więc pozostaćprzy zapewnieniu, iż niejedno przez te trzydzieści lat zdziałano i wymalować obraz naszychdni? I nim jak klamrą, spiąć owo tyloletnie wzrastanie?Był przecież czas ,,małego planu odbudowy , w którym w całkowitej zgodzie z zasadąstopniowania potrzeb (mierząc przy tym siły na zamiary) chciano przywrócić tradycyjny stan.Był plan trzyletni i ten faktycznie bilans strat wywołanych wojną wyrównał.Przez piętnaściepowojennych lat widać będzie w gdyńskim porcie i stoczni złowrogie, wojną wywołane,skutki.To w 1960 r.wyremontowano ostatnie nabrzeża, pogłębiono do 13 metrów torywodne ów awanport, na przecięciu którego tkwił niegdyś w morskim dnie pancernik Gneisenau.Stawanie się portu na nowo.Powtórne narastanie nabrzeży.Zwiatowy charakter samychjuż nazw: nabrzeże Panamskie, Islandzkie, Angielskie, Szwedzkie, Jugosłowiańskie,Albańskie, Rotterdamskie, Duńskie, Holenderskie, Belgijskie, Francuskie, Czechosłowackie,Rumuńskie.I nabrzeże Bojowników o Pokój zwane niegdyś Stanów Zjednoczonych.Była w morskim narodzie wilcza, arywistyczna chęć odbicia sobie utraconego czasu, byłana równi z chęcią pójścia w przód.W nowy i nowoczesny kształt rzeczy.Bez nadmiernegooglądania się na 640 min zł (podług dowojennego szacunku) straty.W imię 6-letniego planubudowy i 5-letniego rozbudowy.Ze stałą, jak nie bywało, pracą dla robotników portowych.Zrosnącą ciągle mocą przyjmowania statków.Na pochybel jakby czasowi niedoinwestowanianaszych portów.Z flotą liczną jak nigdy dotąd, posyłaną z Gdyni właśnie na regularnychliniach do portów dalekowschodnich, środkowej Ameryki, wschodniej Afryki, na kilkaoceanów.Z firmami o podobnie finezyjnych co przed wojną (choć inaczej) nazwach: Węglokoks , Animex , ,,Agros , Polcop , Minex , Skórimpex , podmieniły,,Polskarob , Elibor , Robur czy formę Falter i spółka.Z tęgą dalekomorską flotąrybacką ,,Dalmoru , który w Gdyni właśnie znalazł przystań.* * *Rosłem równo z gdyńskim portem zaczyna inż.Alojzy Data, kierownik działutechnicznego Zarządu Portu Gdynia. Jeszcze z nakazu pracy tu trafiłem wprost z WydziałuBudownictwa Wodnego ( sekcja morska ) Politechniki Gdańskiej.Pięcioro ich było inżynierów z rocznika 1956.Tamtych życiowe losy rzuciły potemgdzie indziej.Do Portu Północnego poszedł inż.Guć, inż.Krawczyk w Gdańsku jestinspektorem nadzoru, inż.Adamkiewicz budowała ostatnio w Gdyni tzw. Węzeł Pokoju ,nowoczesne rozwiązanie komunikacyjne. Do inż.Szulca zgłosiłem się ciągnie inż.Data.Dał nas do bhp.Powiadam, że jestempo wydziale budowlanym; dali etat inżyniera budowy za 1200 zł.Głęboka woda.I nie żadnatam zastoina.Wielu tu przedwojennych fachowców.Z tych co Gdynię budowali.TechnikBogusz Czerski, bezpośredni współpracownik inż.Wendy, posyła do pracy biurowej, zlecażmudne przeliczenia, budowlane kosztorysy.Nie zaprzestaje przy tym ćmić fajkę. Już pan skończył? dopytuje się skwapliwie. Dam panu coś następnego. Dzięki temu człowiek czegoś się nauczył przyznaje inż.Data. W teren prowadził,59opowiadał o portowych archiwaliach i niegdysiejszych zasadach budowy portu.Urywa nakrótki moment. %7łegnałem po latach pana Czerskiego, już jako Przewodniczący Rady Robotniczej, gdyprzechodził na emeryturę.Widziałem jak ciężko było mu z portu odchodzić.Gdyńskie nabrzeża jeszcze noszą ślady uszkodzeń.Najgłębsze, Francuskie, należyprzedłużyć o sześć skrzyń.Kolej na naprawę Norweskiego, Rotterdamskiego i BasenuJachtowego.Mijają cztery miesiące pracy w porcie. Gdzie pan pracuje? pyta inż.Rudowski zwyczajem przedwojennych inżynierówzaprosiwszy młodego adepta w zawodzie do gabinetu. Wykonuję rampy zwodzone,przejazdy na magazynie 14, 15 i 16 na wolnej strefie. Wszystko mi się tam podoba, tylko cement tam leży pod gołym niebem.Rozmowaschodzi na temat budowy oczepu nabrzeża jachtowego. O której pan tam pracę zaczyna? O ósmej, jak należy. Kiedyś tam byłem i żywego człowieka nie widziałem. Zanim pobierze się materiały. Specjalnie godzinę poświęciłem na obserwację.To były inż.Daty politechniki.Przystawianiu czterech portowych żurawi i już potem w portowej sekcji nadzoru technicznego wdziale głównego mechanika.Z Alfonsem Gryzlewskim, specjalistą od żurawi portowych,niegdyś współpracownikiem (uśmierconego w Piaśnicy) inż.Budki.Z tamtego czasu powziąłszczegółową znajomość dzwigów wszelkiego rodzaju.Gdy na co dzień śledził tych coprzeszli szkołę początków naszej morskiej gospodarki.Miał więc (on i mu podobni)łatwiejszy start.I choć dokumentacje zaginęły w wojennym tumulcie, pozostali ludzie.Jaktechnik Czerski i Alfons Gryzlewski. To co robili ludzie tamtej generacji, wielka precyzja z jaką zapinali sprawy na ostatniguzik, sprawiła, że obcując z nimi mimowolnie podciągało się do takiego poziomu, odkładałasię techniczna tradycja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]