[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– No, to choć raz uczynisz coś we właściwym czasie! Słynna jesteś ze spóźniania się zawsze i wszędzie!– Tylko niewolnicy i plebs muszą stale liczyć się z jakimiś terminami! Ja zawsze byłam i jestem panią mego czasu!– Och, znamy twoje zapatrywania.Ale tym razem chyba będziesz gotowa na czas? Pamiętaj, że przed nami daleka droga.Laodyka wzruszyła niechętnie ramionami.– Zaczyna się źle i nudno! No, dobrze, dobrze, będę gotowa na czas!50I tym razem jednak Laodyka nie liczyła się z czasem i gdy Aryfron przybył razem z Abigail do jej pałacyku, zastał panią domu w strojnej, delikatnej szacie, przed lustrem w okolu jasno płonących lamp.Nad nią stała Keriza z gorącymi żelazkami i grzebieniem.Na wyrzuty Abigail Laodyka odpowiedziała obojętnie:– Moja droga, okazałabym karygodne lekceważenie tobie i innym, które mają tu przybyć, gdybym przyjmowała was w jakiejś tam szarej szacie.Wam wolno, bo jesteście gośćmi, mnie nie!Aryfron podszedł gniewnie, nie witając Laodyki, i podejrzliwie przyglądał się pracującej pośpiesznie Kerizie.– Kto to? – zapytał ostro.Laodyka zmierzyła wyzwoleńca taksującym spojrzeniem, jak sprzęt jakiś, wystawiony na sprzedaż.Zwróciła się do Abigail:– Czy to ten nasz przewodnik? Miałaś rację, wspaniały okaz mężczyzny.Szkoda! Gdyby był czas, Bomilkar musiałby mi go odstąpić! Byłby.byłby doskonałym masażystą! Cha! cha! cha!– Pytam, kim jest ta fryzjerka? I co tu robi?– Głupie pytanie! A i ty masz jakieś dziwne obyczaje.Nikt się ciebie o nic nie pytał, więc jak śmiesz odzywać się do mnie?Aryfron błysnął oczami i sapnął z gniewu, a Abigail pospieszyła załagodzić sytuację:– O, Laodyko, to przecież nasz przewodnik! Aż do czasu, gdy znajdziemy się na statku Bomilkara.– Milczeć! – huknął Aryfron, patrząc badawczo na Kerizę, która spojrzała zaskoczona i zdziwiona na Abigail.– Pytam, kto to?Laodyka wydęła usta i odpowiedziała dopiero po chwili, z obraźliwą niedbałością:– To Keriza.Czesze mnie.Chyba nie wymagasz, abym wśród tylu dam była potargana?– Keriza? Córka Makassusa? Tego tam? Czy jedzie z nami?– Ale skądże! Wezwałam ją tylko, aby mnie uczesała, ale tak jakoś to wszystko trwało.– Tak? No, to ja mówię: ta dziewczyna pojedzie z nami! A ty za nią zapłacisz talent złota!– Oszalałeś, zuchwały prostaku? Za fryzjerkę? Zresztą, ona nie zechce jechać!Keriza, trzymając w rękach kalamistrum i grzebień, cofała się z wolna ku drzwiom, przerażona i pobladła.Zaczynała coś rozumieć, bo nagle krzyknęła:– Nie, nie!Lecz teraz Aryfron pokazał, że nie na próżno był pierwszym pomocnikiem znanego handlarza niewolników.Skoczył sprawnie i zagrodził Kerizie odwrót, a potem porwał ją za włosy, podbił nogi, obalił, wykręcił ręce.Paskiem, podtrzymującym wysoko, pod piersiami prawie, skromną chlamidę dziewczyny, związał jej ręce, udartym brutalnie kawałkiem odzieży kneblował z wprawą usta.Wyprostował się gniewny, ale dumny.– Ma być, jak każę! Ta dziewczyna pojedzie z nami! Ty – wskazał na Laodykę – zapłacisz memu panu za jej przewóz oraz dodatkowo karę za niestosowanie się do rozkazów! Fryzjerki sobie sprowadza, gdy już dawno miała być gotowa do drogi, a służba odprawiona! A ty – zwrócił się do Abigail – też zapłacisz karę! Przy tej dziewce gadałaś, że jedziemy galerą mego pana! No, jeśli i inni byli tacy nieostrożni, to mogą być wielkie kłopoty! To nie zabawa czy przejażdżka łódką! My ryzykujemy dla was życie!Urwał zadyszany, bo właśnie jeden z jego ludzi, pilnujących wrót i ogrodu, nadbiegł z wieścią, że „podróżni” poczynają się schodzić.Wchodzili rzeczywiście, pojedynczo i grupkami, jedni śmiało i swobodnie, drudzy niepewnie, z wahaniem, inni wreszcie z nerwowym pośpiechem.Wszyscy w płaszczach, z kapturami zarzuconymi na głowy, dopiero w tej jasno oświetlonej, zacisznej, zbytkownie urządzonej komnacie odsłaniali twarze i poznawali się wzajemnie.– To ty, Iitami? Ach, jak to dobrze, że jedziesz!– Dziwi cię? Muszę przecież szukać męża, który jest gdzieś tam, po rzymskiej stronie!– O, dostojny Eszmunazar! Ryb suszonych nam nie zabraknie!– Musisz wrzeszczeć moje imię? Kto jedzie, ten jedzie!– Mitella! Droga moja! I ty tu?– Namówiła mnie Metamira!– Tylko powiadomiłam o okazji! Ach, jakaż przygoda!– Afama! To ty? Tak cię zmienił ten płaszcz!– Pierwszy raz w życiu noszę coś takiego! Szorstkie, grube i takie nietwarzowe!– Hiram! O, ty z nami? Ktoś mi mówił, że jesteś klinabarem!– Przecież nie ma takich oddziałów! A służyć dalej z tym śmierdzącym plebsem nie mam ochoty! Dość tej głupiej wojny, która i tak musi skończyć się klęską!– Bolesamun twierdzi to samo!– Jestem też tutaj, boska!– Ach, jak się cieszę!– Stratonika! Ciebie nie spodziewałam się tutaj! Tak zawsze wzniosie deklamowałaś o konieczności walki!– A czy porzucenie domu i całego tutejszego życia nie wymagało walki z sobą samą? Cha! cha! cha! Zwyciężyłam, jak widzisz!– Helena i Usona jadą też!– Już się przyczepiły do tego brodacza przewodnika! Że też one nie wstydzą się tak jawnie okazywać swych żądz! Jak prostaczki! Byle być blisko mężczyzny!– Ach, daruj im! Ale to trzeba przyznać, Abigail zgromadziła tu naprawdę wybrane grono! Młodzież z najpierwszych rodów! Nie będzie się nam czas dłużył w podróży!– To na pewno! – przerwał rozweselony już Aryfron.Wszystko szło dobrze, zebrało się już dwadzieścia cztery kobiety i siedemnastu mężczyzn, na ulicy i w całej dzielnicy był spokój
[ Pobierz całość w formacie PDF ]