[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Napiłby się człowiek, a tu nie ma czego.- Tak od razu to nie przyjadą - powiedział powoli Izia.- Najpierw zadzwonią! - Wrzucił do kominka list, który czytał, i przeszedł się po gabinecie.- Pan tego, Danny, nie zna i nie rozumie.To rytuał! Procedura wypracowana w trzech krajach, wypieszczona do najdrobniejszego szczegółu, sprawdzona.Dziewczyny, jest może jeszcze coś do żarcia? - zapytał nagle.- Już, już!.- Chuda Amalia natychmiast zerwała się z piskiem i zniknęła w przedpokoju.- A propos - przypomniał sobie nagle Andrzej.- Gdzie jest cenzor?- Bardzo chciał zostać - powiedział Danny.- Ale pan Ubukata wyrzucił go.Cenzor strasznie krzyczał.“Dokąd mam iść? - darł się.-Mordercy!" Musieliśmy zamknąć drzwi na zasuwę, żeby się nie wepchnął.Najpierw walił w drzwi całym ciałem, a potem stracił nadzieję i poszedł sobie.Słuchajcie, ja mimo wszystko otworzę okno.Nie wytrzymam tego upału.Wróciła sekretarka i uśmiechając się nieśmiało bladymi, nie umalowanymi ustami, wręczyła Izi paczkę z jakimiś ciastkami.- Mmm! - wykrzyknął Izia i od razu zaczął mlaskać.- Bolą cię żebra? - zapytała cichutko Selma, nachylając się do ucha Andrzeja.- Nie - odpowiedział krótko Andrzej.Podniósł się, odsunął ją i podszedł do stołu.W tym momencie zadzwonił telefon.Wszyscy odwrócili głowy i zaczęli się wpatrywać w biały aparat.Telefon dzwonił.- No, Andrzej! - zniecierpliwił się Kensi.Andrzej podniósł słuchawkę.-Tak.- Redakcja “Gazety Miejskiej"? - zapytał rzeczowy głos.- Tak - odpowiedział Andrzej.- Poproszą z panem Woroninem.- Przy telefonie.W słuchawkę ktoś zaczął dyszeć, po czym rozległ się sygnał: “zajęte".Andrzejowi waliło serce.Ostrożnie odłożył słuchawkę.- To oni - powiedział.Izia zawarczał coś niezrozumiałego, z wściekłością kiwając głową.Andrzej usiadł.Wszyscy patrzyli na niego - nienaturalnie uśmiechnięty Danny, zasępiony i nastroszony Kensi, przestraszona Amalia i blada, skupiona Selma.Izia też na niego patrzył, żując, szczerząc się i wycierając tłuste palce o poły kurtki.- No i co się tak gapicie? - zdenerwował się Andrzej.- Zjeżdżajcie stąd wszyscy.Nikt się nie ruszył.- Co się denerwujesz? - Izia oglądał ostatnie ciastko.- Wszystko się załatwi cicho i spokojnie, jak mówi wujek Jura.Cicho i spokojnie, uczciwie i jak należy.Tylko nie wolno robić gwałtownych ruchów.Tak jak z kobrą.Za oknem dał się słyszeć warkot silnika i pisk hamulców.Przenikliwy głos zakomenderował: “Kaise, Weliczenko, za mną! Mirowicz, zostaniesz pod drzwiami!." W drzwi na dole ktoś załomotał.- Pójdę otworzyć - powiedział Danny, a Kensi podskoczył do kominka i z całych sił zaczął rozgarniać stertę dymiącego popiołu.Sadza poleciała na cały pokój.- Niech pan nie robi gwałtownych ruchów! - krzyknął Izia w ślad za Dannym.Drzwi na dole drżały od wstrząsów i żałośnie pobrzękiwały szybami.Andrzej wstał, założył ręce za plecy, zacisnął je z całych sił i stanął na środku pokoju.Udręczony, z trudem trzymał się na nogach.Stuk i łomot na dole ucichły, słychać było niezadowolone głosy, potem tupot dziesiątek nóg w pustych pomieszczeniach.“Jakby tam był cały batalion" - przemknęło Andrzejowi przez głowę.Cofnął się i oparł tyłkiem o biurko.Nieprzyjemnie drżały mu kolana.Nie dam się uderzyć, pomyślał z determinacją.Już lepiej niech mnie zabiją.Nie wziąłem pistoletu.Szkoda.A może i dobrze?Do pokoju, przez drzwi dokładnie naprzeciwko niego, zdecydowanym krokiem wszedł grubawy, niewysoki człowiek w porządnym palcie z białymi opaskami na rękawach i w ogromnym berecie z jakimś znaczkiem.Na nogach miał wspaniale wyczyszczone buty.Palto było luźno i brzydko przepasane szerokim rzemieniem, na którym ciężko zwisała nowiutka żółta kabura.Za nim wdarli się jeszcze jacyś ludzie, ale Andrzej ich nie widział.Jak zaczarowany patrzył w obrzmiałą, bladą twarz o rozmytych rysach i malutkich, kaprawych oczkach.Zapalenie spojówek czy co, pojawiła się myśl na samej krawędzi świadomości.I ogolony tak, że prawie się błyszczy, jak polakierowany.Człowiek w berecie szybko rozejrzał się po pokoju i utkwił wzrok w Andrzeju.- Pan Woronin? - wygłosił przenikliwym, wysokim głosem z intonacją pytającą.- To ja - z trudem wydusił z siebie Andrzej, obie ręce zaciskając na brzegu stołu.- Redaktor naczelny “Gazety Miejskiej"?- Tak.Człowiek w berecie umiejętnie, ale niedbale zasalutował.- Mam zaszczyt, panie Woronin - oznajmił z patosem - wręczyć panu osobiste posłanie prezydenta Friedricha Heigera!Najwidoczniej miał zamiar zręcznym ruchem wyciągnąć osobiste posłanie zza pazuchy, ale coś tam się o coś zaczepiło i był zmuszony dosyć długo grzebać w czeluściach palta, lekko przechylając się w prawą stronę z takim wyrazem twarzy, jakby go coś gryzło.Andrzej patrzył na niego jak skazaniec i nic nie rozumiał - wszystko było jakoś nie tak, jak powinno.Nie tego się spodziewał.A może się uda, pomyślał, ale od razu zabobonnie odpędził tę myśl.W końcu posłanie zostało wyjęte i człowiek w berecie podał je Andrzejowi.Wyglądał przy tym na niezadowolonego i obrażonego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl