[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy Kroni się rozebrał, popchnął go w stronę rur.Popchnął ostrożnie, koniuszkiem pałki.Rurarz poślizgnął się na mokrej pod­łodze, ale zdołał utrzymać równowagę.- Strach pomyśleć, że bywają tacy brudni ludzie - powiedział Spel wesoło.- Aż dziw bierze, że was Otchłań nie pochłonie!Kroni czuł się nieswojo, stojąc nago przed policjantem.W do­datku w takim świetle! Spel, krzywiąc się i demonstracyjnie trzy­mając z dala od niego, zapędził rurarza do kabiny i włączył wo­dę, która trysnęła ostrymi, kłującymi strużkami, jak z przerdze­wiałej rury.Oficer cofnął się i zaciągnął plastikową zasłonkę.- Jeśli będzie za gorąco - powiedział - przekręć prawy kran w lewo.- Jest akurat - odpowiedział Kroni.Woda zmywała, zeskrobywała z ciała warstwę brudu i kurzu.- A mydła nie ma? - To już bezczelność - powiedział Spel, a jego głos z trudem przebił się przez szum wody.- Ten rurarz myśli, że został za­proszony na posiedzenie Rady Dyrektorów.Kawałek mydła uderzył w ścianę i ześlizgnął się na podłogę.Kroni podniósł go.Gorąca woda spłukiwała zmęczenie.Otworzył usta i napił się.Woda była czysta i słodkawa, o wiele lepsza niż w basenie.Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz mył głowę.- Długo jeszcze? - zapytał Spel.- Mam na ciebie czekać?- Teraz dobrze byłoby się ostrzyc - powiedział Kroni.- Wyłączam wodę - warknął Spel.- Znudziło mi się.Twoje łachy już przynieśli.- Jakie łachy?- Twoje łachy przepuścili przez komorę dezynfekcyjną.Mo­żesz więc uznać, że przebierzesz się w czyste.Spel spełnił swoją groźbę i wyłączył wodę.Dobrze jeszcze, że Kroni zdążył zmyć mydło.Oficer rzucił mu przez cały pokój zwi­nięty ręcznik.Kawał tkaniny, który wystarczyłby jakiejś kobiecie na sukienkę.Kurtka, spodnie, przepaska biodrowa i buciory Kroniego leżały na ławce.Wszystko było naprawdę czyste, pachnące parą, ale przez to jeszcze bardziej biedne i żałosne w tym jasnym pokoju.- Całkiem nieźle wyglądasz - powiedział Spel.- Powinieneś służyć w tajnej policji, a nie spiskować.- Wcale nie spiskuję, panie - powiedział pokornie Kroni.- Jestem biednym rurarzem.Ubierał się bez pośpiechu.Jego łachmany były jak cudze.- Patrzcie, wdział swoje szmaty i nie ma człowieka - powie­dział Spel ze szczerym zdziwieniem w głosie.- Rurarz i koniec.- Jakby ciebie ubrać w te szmaty, też byś stał się rurarzem - powiedział Kroni.- Nie będę bił - roześmiał się Spel, widząc, że ręka Kroniego uniosła się do góry, osłaniając głowę przed nieuniknionym cio­sem.- Dziwny z ciebie facet.Wiesz, że będą bić, a jednak pysku­jesz.- Ja zawsze tak.Mówią o mnie, że fantazjuję.- Kto tak o tobie mówi? - zapytał niewinnie Spel.- A.- Kroni zamilkł.- Nie chcesz, to nie mów - machnął ręką Spel.- I bez cie­bie wiemy, że mówią tak o tobie na Biesiadach.Dlatego, że je­steś szczególnie niebezpiecznym zbrodniarzem.Chcesz nas wszyst­kich wysadzić w powietrze i innych do tego namawiasz.- Ja?- Ty, szczurze! Idziemy!Spel wepchnął Kroniego do poczekalni i zatrzymał się przed wielkimi i wysokimi dwuskrzydłowymi drzwiami.- Można? - zapytał, zaglądając do środka.- Wprowadź - odpowiedział niski głos i Kroni wyobraził sobie grubego mężczyznę, podobnego do kwartałowego Ratniego, ale z dużą głową i brwiami starca.Za rozległym, wielkości pokoju Kroniego, gładkim stołem sie­dział niziutki, ale bardzo szeroki mężczyzna.Miał wypukłe czoło, silnie wytrzeszczone niebieskie oczy bez rzęs i gładkie włosy z prze­działkiem pośrodku.Od tego mężczyzny tchnęło Obyczajem.Ubra­ny był w czarny mundur, skromny jak toga kapłana.- No, jesteśmy - powiedział serdecznie.- Rurarz Kroni.Cie­szę się.Bardzo się cieszę.A ja nazywam się Mekil, przezwiskiem Glizda.Głupie, prawda? Obraźliwe, ale głupie.- Głupie - zgodził się Kroni.- Widzę, że jesteś naiwny, a przez to bezczelny - powiedział Mekil.- Wiesz, kto ja jestem?- Pan Mekil przezwiskiem Glizda - powiedział Kroni.Spel rąbnął go pięścią w plecy.- Ciągle mnie biją - poskarżył się Kroni.- Co tylko powiem, od razu mnie biją.- Jacy oni? - Głos Mekila zrobił się jeszcze serdeczniejszy.- Jego miłość pan policjant Spel.- Czemu się na niego skarżysz? Nikt ci nie mówił, że pan Glizda nie zna litości?- Nigdy pana wcześniej nie spotkałem, panie Mekil - powie­dział Kroni.- Jesteś bystry.Gdybyś teraz nazwał mnie Glizda, kazałbym Spelowi cię zatłuc.- Tak jest, panie Glizda.- Jakiś diabeł go podkusił, a prze­cież gdyby nie to słowo, jakoś by mu się upiekło.Spel stłukł go pałką i pięścią równocześnie.Walił jak wściekły.Kroni zwinął się, zakrywając głowę rękami.- Dość - powiedział Mekil.- Podejdź do biurka.Kroni wyprostował się z trudem.Przed oczami latały mu czer­wone plamy.- Nie powinieneś tak się starać, Spel.Wierzę, że jesteś dobrym chłopcem i że daleko zajdziesz.Ale ten Kroni mi się podoba.- Mnie też, panie Mekil - powiedział Spel.- Powinno się go uczyć.- Święta racja, mój chłopcze, święta racja! On przecież nie ze złej woli, tylko z ciemnoty dostał się w łapy agitatorów, wro­gów i heretyków, którzy nie wierzą we wszechmogącego Boga Reda i w błękitne zjawy.W tym miejscu Mekil jakby zawahał się i spojrzał wyczekująco na Kroniego.Rurarz jak głupi połknął haczyk.- Zjaw nie ma - powiedział.- Słusznie! - ucieszył się Mekil-Glizda.- Ja również tak myślę, więc możemy się dogadać.Broń też nam obu się przyda.- Jaka broń? - zdziwił się Kroni.- Ta, którą znalazłeś dziś rano i o której zapomniałeś zamel­dować majstrowi.W ogóle zdenerwowałeś swojego majstra i na­robiłeś mu kłopotu.Ten naiwniak uważał, że robi dobrze, ukrywa­jąc przed nami, że nie wróciłeś ze zmiany.Posłał rurarzy, żeby cię szukali, a nas nie zawiadomił.Musieliśmy go więc ukarać.To bardzo przykre.Majster siedzi w ciemnicy, a jego dzieci głodują.Glizda był szczerze zmartwiony.O mało się nie rozpłakał.- Wypuśćcie go - powiedział Kroni.- A będziesz się przyzwoicie zachowywał?- Będę.On nie jest winien, że się zgubiłem.- Każdy, kto ma jakiś sekret, jest winien.Każdy, kto nie wykaże posłuszeństwa, jest winien.Skąd to znamy?- Z Księgi Praw - odpowiedział Kroni.- A więc majster jest winien i nic na to nie możemy pora­dzić.Jasne?Kroni milczał, bo niby co miał powiedzieć, w jaki sposób po­móc majstrowi?- A teraz opowiedz nam, młodzieńcze, kto posłał cię na poszu­kiwanie biblioteki i co tam znalazłeś?- Przecież ja całkiem przypadkowo.- zaczął rurarz.- Poczekaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl