[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobne dotych, jakie potrafi wykonać zegarmistrz, posługując się lupą i uważając, aby najmniejszedrżenie nie przeniknęło jego palców.Kilka centymetrów od nasady dłoni palce dzielą siępo raz drugi - coś, czego absolutnie nikt nie jest w stanie zauważyć.Przeguby stają sięcoraz cieńsze, zbliżają się do siebie, kurczą się i zmniejszają, aż w końcu przestają byćrozróżnialne gołym okiem, ale ciągną się aż do samego końca macki.Te subpalce mają na samych końcach grubość włosa, są cienkie jak druciki.i wytrzymałejak stop metali.W środku mają równie skomplikowaną i złożoną budowę jak każda innawewnętrzna część konstrukcji, do której je przyłączono.A mimo to, w przeciwieństwie dopięciobocznego torsu, w przeciwieństwie do giętkich, przegubowo połączonych macek,a nawet w przeciwieństwie do smukłych, giętkich palców, są zbyt małe, aby można byłoje zobaczyć.i zbyt małe, aby można było je trafić toporną strzałą.Jeden z nich właśnie się poruszył.Przez chwilę niepewnie się kołysał, zupełnie jakbyżył własnym życiem.Sprawdzając, na co go stać, wygiął się i rozprostował.Wyciągnąłsię odrobinę, a po chwili skurczył.Wygiął się w przeciwną stronę i owinął wokół nasadygrubego drewnianego pręta, który wniknął w metalowe ciało powyżej miejsca, gdzie sięzaczynał.Pociągnął.Rozległo się ciche, ledwo słyszalne mlaśnięcie.Poruszając się nieskończenie powoli, wkońcu drzewce strzały się poddało.Wyślizgnęło się z rany, ale wypadając, brzęknęłoo umęczony metal.Mający grubość włosa subpalec wyciągnął je do końca i odrzucił.W innych miejscach inne, podobne do drucików wypustki zajmowały się w tej chwilitakimi samymi czynnościami.A od wewnątrz, gdzie wgięty do środka metal przypominałniewielkie, ostro zakończone stożki kraterów, niemal mikroskopijne, obdarzonewypustkami drobiny zaczęły, uderzając raz po raz, ciągle, nieustannie - zdawałoby się,że cząsteczka po cząsteczce - wypychać metal na poprzednie miejsce.- Banthy to kudłate stworki, które nie fruwają.Miały skrzydła w piękne wzorki, ale ichnie mają.Hi, hi, hi, hi, hi!Lando zaniósł się niepohamowanym kaszlem, krztusząc się na myśl o tym, jakimwspaniałym jest poetą.Był rozczarowany.Nigdy nikt go nie usłyszy i nie dowie się, jakijest mądry.Martwił się tym, chociaż właśnie w tej chwili nie potrafił przypomnieć sobie,dlaczego.Bez względu jednak na to, jaki mógł być ów zapomniany powód, zasmucał go,więc Lando w jednej chwili przestał się śmiać i zapłakał.Jego palce, wyćwiczone i zręczne wskutek manipulowania kartami, żetonami czypatkami, zasłaniającymi kieszenie innych ludzi, chyba stały się inteligentne i zaczęłysame myśleć.Raz po raz chwytały włókna krępującej nadgarstki i grożącej całkowitymwstrzymaniem krążenia szorstkiej tkaniny, aż wreszcie uporały się z zadaniem, któresame sobie wyznaczyły.- Gubernator Rafy Cztery widzi siebie w niebie.mimo iż to tłuste zwierzę przypomina.64@ Lando Calrissian i Myśloharfa Sharówzrebię? Ciemię? Ziemię? Ciebie? Ciebie! Przypomina ciebie, staruszku, przypominaciebie!Ostatnie włókno, wiążące nadgarstki Calrissiana za pniem pseudodrzewa, w końcupoddało się i zerwało.Lando poczuł coś w rodzaju wstrząsu i natychmiast oprzytomniał.Przez chwilę nie posiadał się ze zdumienia, że znów może poruszać rękami.Ogarnął goniemal wstyd na myśl o tym, że ponownie dłonie stają się ciepłe i znów czuje w nichukłucia igieł i szpilek.Vuffi Raa miał problemy poważniejsze niż igły i szpilki.Jego palce, pozbawioneprymitywnych strzał, które przebiły je i przyszpiliły do ziemi, mogły w końcu się znówporuszać.Mały robot wiedział, że przez pewien czas przeguby będą odrętwiałe i niezdolnedo współpracy - spróbujcie kiedyś przestrzelić jakiś zawias, a wówczas dowiecie się,dlaczego - ale mógł teraz przystąpić do wyciągania drewnianych pocisków z pozostałychczęści macek.Wypełniający każdą ranę krzepnący płyn znów zgęstniał -tym razem celowo, a nie naskutek zimna - z pewnością w tym celu, aby chronić delikatne wewnętrzne mechanizmy.Odzyskiwanie płynu, który rozlał się po piasku, należało do przeszłości.Vuffi Raawiedział, że śladowe ilości cennych substancji, które wniknęły w ten sposób do jegomechanicznego organizmu, nie wystarczą mu na długo.Już wkrótce musi uzupełnićzapas płynu - coś, czemu poddawał się tylko raz w czasie długiego życia - a może nawetpo raz pierwszy będzie wymagał smarowania.Najważniejsze, że żył.Co więcej, był świadom tego, co się z nim dzieje i co robi -zapewne dzięki rezerwommocy, które mógł teraz wykorzystać do zasilenia obwodów pamięciowych.Dzięki temupotrafił przejąć kontrolę nad funkcjonowaniem obdarzonych szczątkową inteligencjązaprogramowanych mechanizmów autonaprawczych, dzięki czemu usuwanie drewnianychprętów mogło postępować z prędkością czterokrotnie większą niż do tej pory.Vuffi Raaczuł, że zaczyna mu wracać dobre samopoczucie.Uświadamiał sobie, że to, co potrafizdziałać dla innych, wyglądających jak on istot, może zrobić także dla siebie.Zamarznięta pustynia była niemym świadkiem pojawiania się pierwszego słabegoczerwonego blasku, jaki promieniował z umieszczonego pośrodku torsu oka obiektywu.Blask miał o wiele mniejszą intensywność i mniej rzucał się w oczy niż poświatablizniaczych kiężyców - co oznaczało jeszcze jedną świadomą decyzję, podjętą przezmałego androida.Lando Calrissian zastanawiał się nad jednym z głębokich filozoficznych problemówwszystkich czasów.Mógł poruszać prawą ręką, ale nie wiedział, dlaczego to jest takieważne.Co właściwie powinien zrobić, mogąc poruszać tą ręką?To musiało mieć coś wspólnego z zimnem.No cóż, może to śmieszne, ale wcale nie odczuwał chłodu.Wręcz przeciwnie, było mudobrze i ciepło.Ciepło, a nawet gorąco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]