[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mark uśmiechnął się do niej poprzez cienkie, pozłacane pręty.- Mówiłeś, że w piątek chcesz przywieźć z lasu wiewiórkę do miasta.Jeśli tak, to musisz ją wieźć w klatce.To będzie klatka podróżna.- Nie spodoba się jej siedzenie za kratami.- Na początku nie, ale się przyzwyczai.- Wcześniej czy później musi się przyzwyczaić, jeśli ma pozostać w naszym domu - rzekł Paul.Rya trąciła brata łokciem i powiedziała:- Na litość boską, Mark, nie powiesz „dziękuję”? Jenny w poszukiwaniu klatki musiała przekopać chyba całe miasto.- Och, jasne.- Chłopiec zarumienił się aż po białka oczu.- Dzięki.Serdeczne dzięki, Jenny.- Rya, widzisz tę małą brązową paczkę na dnie klatki? To dla ciebie.Dziewczynka rozerwała papier i uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła trzy książki w kieszonkowym wydaniu.- Moi ulubieni pisarze! I nie mam tych książek! Dzięki, Jenny.Większość jedenastolatek lubiła czytać powieści dla dorastających panienek, romanse, może Barbarę Cartland albo Mary Roberts Rinehart.Ale Jenny zrobiłaby poważny błąd, przywożąc Ryi coś w tym stylu.Przywiozła więc western Louisa L’Amoura zbiór krótkich horrorów i powieść przygodową Alistaira MacLeana.Rya nie była trzpiotką jak dziewczynki w jej wieku - z pewnością bardzo się różniła od innych jedenastolatek.Dzieciaki były wyjątkowe.Dlatego, mimo że Jenny nie przepadała specjalnie za dziećmi, pokochała je tak szybko.I tak samo mocno jak Paula.Och, tak? - pomyślała, łapiąc się na tej myśli.Miłość do Paula aż cię rozsadza, co?Starczy tego.Miłość, tak? To czemu nie przyjęłaś jego oświadczyn?Dość.Czemu za niego nie wyszłaś?Ponieważ.Zmusiła się do przerwania kłótni ze sobą.Ludzie, którzy zagłębiają się w przydługie dialogi wewnętrzne, są kandydatami na schizofreników.Przez jakiś czas cała czwórka karmiła wiewiórkę, której Mark nadał imię Buster, i przyglądała się jej figlom.Chłopiec zabawiał ich planami tresury zwierzątka.Chciał nauczyć Bustera, żeby się przewracał i udawał nieżywego, przybiegał na zawołanie, jak pies prosił o kolację i aportował patyk.Nikt nie miał serca powiedzieć mu, że jest nieprawdopodobne, aby wiewiórka nauczyła się którejś z tych sztuczek.Jenny chciała się roześmiać, chwycić go w ramiona i uściskać - ale tylko kiwała głową i zgadzała się, kiedy pytał ją o zdanie.Później bawili się w berka i rozegrali kilka setów badmintona.O jedenastej Rya oznajmiła wszystkim:- Mark i ja robimy lunch.Zamierzamy sami wszystko przygotować.I naprawdę spodziewajcie się kilku niezwykłych dań.Mam rację, Mark?- Oczywiście.Moje ulubione to.- Mark! - szybko zawołała Rya.- To ma być niespodzianka!- Tak, jasne - powiedział, jakby właśnie przed chwilą prawie nie wypaplał wszystkiego.- Zgadza się.To niespodzianka.Rya odgarnęła długie czarne włosy za uszy.Odwróciła się do ojca.- Dlaczego nie wybierzecie się z Jenny na miły, długi spacer po górach? Tam jest bardzo dużo wygodnych sarnich ścieżek.Taka przechadzka zaostrzy wam apetyt.- Już mi się zaostrzył po badmintonie - zaprotestował Paul.Rya skrzywiła się.- Nie chcę, żebyście widzieli, co będzie na lunch.- Dobra.Siądziemy sobie tam, plecami do was.Rya pokręciła głową.Była uparta.- I tak będziecie czuli zapachy.Nici z niespodzianki.- Wiatr wieje w inną stronę - nie ustępował Paul.- Nie będziemy nic czuli.Niespokojnie kręcąc rakietką do badmintona, Rya spojrzała na Jenny.Ileż intryg i kombinacji kłębi się za tymi twoimi niewinnymi, niebieskimi oczami, pomyślała Jenny.Zaczynała rozumieć, do czego dziewczynka zmierza.- Musisz iść z Jenny na spacer, tato.Wiemy, że chcecie być sami - odezwał się z właściwą sobie otwartością Mark.- Mark, na litość boską! - Rya była wstrząśnięta.- No co? - bronił się chłopiec.- Przecież po to robimy lunch, żeby mogli pobyć sam na sam.Jenny wybuchnęła śmiechem.- Niech mnie piorun strzeli! - powiedział Paul.- Coś mi się zdaje, że usmażę wiewiórkę na lunch - rzekła Rya.Na twarzy Marka odmalowała się groza.- Jakie ohydne, wstrętne rzeczy mówisz!- Nie mówiłam poważnie.- Ale są ohydne.- Bardzo cię przepraszam.Spoglądając na Ryę kątem oka, jakby oceniając jej szczerość, Mark zgodził się w końcu: Dobra, niech będzie.- Jeśli nie pójdziemy na spacer - powiedziała Jenny, biorąc Paula za rękę - twoja córka szalenie się zdenerwuje.A kiedy twoja córka szalenie się denerwuje, przemienia się w niebezpieczną dziewczynę.Rya uśmiechnęła się szeroko.- To prawda.Staję się diabłem wcielonym.- Jenny i ja idziemy na spacer - oznajmił Paul.Pochylił się nad Ryą.- Ale dziś wieczór opowiem wam wstrząsającą historię o straszliwym losie pewnej podstępnej dziewczynki.- Och, jak miło! - zawołała Rya.- Uwielbiam opowiastki do poduszki.Lunch serwujemy o pierwszej.- Odwróciła się i jakby przewidując, że Paul prześwieci ją rakietą po pupie, uskoczyła w bok i pobiegła do namiotu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]