[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawdzięczam ci życie.Niewielu w Sofoldzie ma taki curam.Odwrócił się, żeby powitać córkę, która się w tej chwili pojawiła.Rzuciła mu się w ramiona, twarz jej skrzywiła się w niezrozumiałym, obcym grymasie.Ethan odwrócił się.Powinno dać im to dobrą pozycję przetargową przy koncesjach handlowych, pomyślał, starając się zapomnieć o tej sentymentalnej scenie.– Nie jestem pewien, czy rozumiem, Sir Ethanie – powiedział Hunnar rozcierając sobie ramię.Niewykluczone, że dosłownie wypadł z łóżka.Ethan dopiero teraz zauważył, że poza mieczem rycerz nie ma nic na sobie.– Po co im byli twoi przyjaciele?– To wydaje się dość oczywiste – tłumaczył zmęczony Ethan.– Mieli zamiar zamordować Landgrafa i upozorować to tak, jakby zrobili to du Kane’owie.Nie tylko położyłoby to kres wszystkim twoim planom walki z Hordą, ale my też wpadlibyśmy jak śliwka w kompot.Daj spokój, Hunnarze, wiesz równie dobrze jak ja, kto za tym stoi.Hunnar zawahał się, potem doznał wstrząsu.– Prefekt? Nie ośmieliłby się!– A jednak ktoś się ośmielił.Czemu nie on?– Po pierwsze, mój przyjacielu, popełniasz błąd w rozumowaniu.Nawet gdyby Landgraf zginął, nie miałoby to żadnego wpływu na decyzję dotyczącą walki z Hordą.Tron odziedziczyłaby córka Landgrafa i wybrano by nowego Landgrafa, żeby służył u jej boku.Rada powzięła decyzję w sposób należyty i ta deklaracja nie zostałaby podważona.– Rozumiem – powiedział z namysłem Ethan.– Powiedz mi.Czy Elfa może sobie sama wybrać swojego Landgrafa?– Oczywiście, że nie! Gdyby Landgraf nie zostawił innego potomstwa niż żeńskie, najstarszej córce przedstawiono by konkurenta wybranego przez Radę.Kogoś, kto zachowałby silną linię.– Rozumiem.– Ethan intensywnie myślał.– A kogo Rada mogłaby wybrać jako dobrą partię?– W ogóle się nad tym nie zastanawiałem – odparł Hunnar.– Wątpię, czy ktokolwiek o tym myślał.Landgraf rna przed sobą jeszcze wiele lat.Chociaż w takim przypadku mógłbym mieć nadzieję, że będę to ja sam.– Odwrócił wzrok.– Tak, to prawdopodobnie byłbym ja.Podniósł głowę i oczy mu się rozszerzyły.Jego twarz przybrała wyraz pełen namysłu.– Rozumiem cię teraz, Sir Ethanie.Tak, w imię tego, żeby zobaczyć na tronie siebie albo swoje potomstwo, on mógłby to zrobić.Stał przez chwilę w milczeniu.W drzwiach pojawił się jakiś żołnierz, zbroja mu się przekrzywiła z pośpiechu.– Nie znaleziono ani śladu po tych niegodnych wzmianki wyrzutkach – wysapał.– Istnieje obawa, że uszli pogoni i opuścili zamek.– Nie przestawajcie szukać – odparł gniewnie Hunnar.– Mogą ukrywać się gdzieś w jakiejś skrzyni albo w kuchniach.Przeszukajcie każdy kąt, nawet katakumby.Znajdźcie ich! – Odwrócił się znowu do Ethana.– Czy widziałeś ich twarze?– Obawiam się, że w ogóle niewiele widziałem po tym, jak przebiłem tego tam.– Nagle poraziło go zrozumienie tego, co zrobił.– Ja.przepraszam, Hunnarze, trochę mi niedobrze.– Ja.ja jednego widziałam – powiedziała Colette.Ethan zwrócił na nią pełne zdziwienia spojrzenie.– Wydawało mi się, że nie rozumiesz ich języka.Popatrzyła na niego z politowaniem.– Czy sądziłeś, że będę marnowała czas na przyglądanie się wzorom na kocach? Uczyłam się tego języka z naszymi służącymi.Ojciec też.On czasami.błądzi myślami, ale kiedy się pozbiera, jest szokująco kompetentny.Poza tym ma fotograficzną pamięć, powinnam dodać.Wydaje mi się, że rozumiem, czego chce ten Hunnar.Chciał wiedzieć, czy uda ci się rozpoznać tych, którzy uciekli, tak?– Tak.I myślisz, że potrafiłabyś?Colette skinęła głową.– Co mówi ta Ona? – zapytał z zaciekawieniem Hunnar.– Sądzi, że uda jej się rozpoznać dwóch zabójców, kiedy ich znowu zobaczy.– To byłoby wspaniale! – Oczy rycerza roziskrzyły się.Pokazał zęby.– Przynajmniej coś.– Słuchaj, a może by wziąć prefekta na przesłuchanie? Bez wątpienia powinieneś stawiać na niego.– Stawiać? Och, rozumiem.Zaaresztować prefekta? – Na twarzy Hunnara malowało się oburzenie.– Tylko na podstawie osobistych podejrzeń? Tak nie można!.Nie, sam Landgraf nie zgodziłby się na to, chociaż nie kochają się z Brownoakiem.– Czy nie macie aresztu tymczasowego?– Czego?– Wszystko jedno.No, to by było na tyle – powiedział Ethan zdegustowany.– Przepraszam, przyjacielu Ethanie, ale nie rozumiem.– Zapomnij, Hunnarze.– Poklepał rycerza po masywnym, włochatym ramieniu, – Mam nadzieję, że znajdziesz tych swoich zabójców.Niedoszłych zabójców.Na Ziemi, dumał, on sam byłby pierwszym podejrzanym.Kompletnie wyleciało mu z głowy, z jakiego powodu chciał złożyć Landgrafowi tę nocną wizytę, poza tym teraz nie była odpowiednia pora na takie dyskusje.Obejrzał się słysząc jakiś odgłos przy drzwiach.Stał tam September, chwiejąc się lekko, z nieco błędnym wyrazem twarzy.Jakoś w tym momencie jego opilstwo ani odrobinę nie bawiło Ethana.– Co to za hałasy?– Banda lokalnych oprychów porwała du Kane’ów.Chcieli zamordować Landgrafa i wrobić ich w to.– Popatrzył z napięciem na Septembra.– Nie dopuściłem do tego.– Brawo, mój chłopcze, brawo! – Beknął głośno, – Ciekawe, czym oni tu leczą kaca.Przez te wrzaski łeb mi prawie pęka.niemal wyleciałem z łóżka przez ten hałas.– No to może wróć tam.– Ethan odwrócił się na pięcie zdegustowany.September ostro na niego popatrzył, potem się przygarbił.– Widzisz, chłopcze, tak mi się zdaje, że dokładnie to właśnie zrobię.– Odwrócił się i chwiejnie poszedł korytarzem.* * *Dużo, dużo za szybko służący uprzejmie obudził Ethana i przyniósł mu śniadanie.Karton z ich własnymi awaryjnymi racjami, dzięki Ramie! Nie żeby lokalne dania poprzedniego wieczoru były niejadalne, chwilami mu nawet smakowały, ale dobrze było znowu poczuć zapach ziemskiego jedzenia, nawet jeżeli były to mrożonki.Przeszukał pojemnik i znalazł autopuszkę z jajkami i bekonem, mały cylinderek kawy i płaską, dwustronną płytkę; kiedy włączył przycisk na środku, rozpadła się na dwie gorące kromki posmarowanej masłem grzanki.Pochłonął to wszystko, równocześnie usiłując zrobić porządek z najbardziej uporczywymi swędziołami wewnątrz parki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]