[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Straszny wypadek.– Naprawdę? Jest pani absolutnie pewna?– Co chcesz przez to powiedzieć?– Zdradził mi ten sekret i kazał przysiąc, że nikomu nie powiem.Ale przed panią nie mogę tego zataić.To zbyt straszne.– Co on ci powiedział?– Wyjaśnił, dlaczego ją zabił.– To był wypadek.– Planował to parę miesiący – skłamał Colin.Złapała go nagle za ramię i poprowadziła na drugą stronę deptaka do stojącej na uboczu ławeczki, tuż przy balustradzie.W tym samym ręku trzymał kurtkę i bał się, że kobieta zauważy magnetofon.Nie zauważyła.Usiedli obok siebie, plecami do morza.– Mówił ci, że ją zabił?– Tak.Potrząsnęła głową.– Nie.To musiał być wypadek.Musiał.Roy miał wtedy tylko osiem lat.– Zdarza się chyba, że niektóre dzieci rodzą się złe – powiedział Colin.– Chodzi mi o to, rozumie pani, że nie jest ich tak wiele.Jest ich bardzo mało.Ale z drugiej strony, co jakiś czas czyta się o tym w gazetach, o tym, jak dzieci popełniają straszne zbrodnie.Sądzę, rozumie pani, że jedno na sto tysięcy rodzi się właśnie takie.Wie pani o tym? Rodzi się złe.I cokolwiek taki dzieciak by zrobił, nie można obwiniać ani jego rodziny, ani szkoły, bo rozumie pani, on się taki już urodził.Przyglądała mu się z uwagą, gdy ciągnął tę swoją przemowę, ale nie był pewien, czy dotarło do niej choć jedno jego słowo.Kiedy wreszcie przerwał, milczała przez chwilę, po czym spytała:– Czego on chce ode mnie?Colin otworzył oczy ze zdumienia.– Kto?– Roy.Dlaczego napuścił cię na mnie?– Nie zrobił tego – zaprotestował Colin.– Proszę, niech mu pani nie mówi, że z panią rozmawiałem.Proszę, pani Borden.Gdyby wiedział, że tu jestem i opowiadam pani to wszystko, toby mnie zabił.– Śmierć Belindy była wypadkiem – powiedziała.Ale w jej głosie nie było przekonania.– Nie zawsze tak pani uważała – powiedział.– Skąd wiesz?– Dlatego go pani zbiła.– Nie zbiłam.– Powiedział mi.– Kłamał.– To skąd wzięły się te blizny?Poruszyła się nerwowo.– To było w rok po śmierci Belindy.– Co on ci powiedział?– Że go pani zbiła, ponieważ wiedziała pani, że on ją zabił.– Tak powiedział?– Tak.Odwróciła się nieznacznie, by spojrzeć na morze.– Właśnie skończyłam czyścić i woskować podłogę w kuchni.Była czysta jak łza.Idealna.Absolutnie nieskazitelna.Można było jeść z tej podłogi.I wtedy wszedł do kuchni w tych swoich zabłoconych buciorach.Naigrawał się ze mnie.Nie odezwał się słowem, ale kiedy zobaczyłam, jak idzie po tej podłodze w tych zabłoconych buciorach, od razu wiedziałam, że się ze mnie naigrawa.Najpierw zabił Belindę, a teraz drwił sobie ze mnie, i wtedy jedno i drugie wydawało się równie złe.Chciałam go zamordować.Colin odetchnął z ulgą.Wcale nie był pewien, czy to właśnie pani Borden była sprawczynią tych blizn na plecach syna.Opierał się na przeczuciu i teraz, gdy okazało się ono prawdą, był już znacznie pewniejszy słuszności kolejnych elementów swej teorii.– Wiedziałam, że zabił ją naumyślnie.Ale oni mi nie uwierzyli – powiedziała.– Wiem.– Zawsze wiedziałam.Nigdy nie miałam wątpliwości.Zabił swoją siostrzyczkę.– Mówiła teraz do siebie, patrząc daleko w morze i w przeszłość.– Gdy go biłam, próbowałam tylko zmusić go do wyznania prawdy.Belinda zasługiwała na to, czyż nie? Nie żyła i zasługiwała na to, by jej zabójca został ukarany.Ale oni mi nie uwierzyli.Jej głos zamarł i milczała tak długo, aż Colin postanowił interweniować.– Roy śmiał się z tego.Uważał za zabawne to, że nikt nie bierze pani poważnie.Nie potrzebowała szczególnej zachęty.– Powiedzieli, że mam nerwowe załamanie.Wysłali mnie do szpitala okręgowego.Poddali terapii.Jakbym była jakąś wariatką.Drogi psychiatra.Traktował mnie jak dziecko.Głupi człowiek.Byłam tam długo – aż zdałam sobie sprawę, że wystarczy tylko powiedzieć, że myliłam się co do Roya.– Nigdy się pani nie myliła.Spojrzała na niego.– Powiedział ci, dlaczego zabił Belindę?– Tak.– Więc dlaczego?Colin poruszył się niespokojnie, ponieważ nie był przygotowany na to pytanie i nie chciał, by się zorientowała, że kłamie od początku tej dziwnej rozmowy.Kierował nią, starając się wyciągać z niej rzeczy, które chciał mieć na taśmie.Powiedziała już trochę, ale nie wszystko.Miał nadzieję, że będzie mu ufała, dopóki nie nagra tego, czego potrzebował.Na szczęście, kiedy się wahał, pani Borden odpowiedziała za niego.– To była zazdrość, prawda? Był zazdrosny o moją małą dziewczynkę, ponieważ po jej przyjściu na świat uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy nie będzie jednym z nas.– Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]