[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mójumęczony umysł zarejestrował trzezwo, że zle przeprowadzono wyrównanie terenu; cóż, nie dopilnowałamprac osobiście.Za rok orka zlikwiduje znaki charakterystyczne dla ziemi, którą kochałam i która niegdyśsłużyła całej wsi.Siedząc na wysokim wierzchowcu, w zgrabnej czapce na głowie, miałam dziwne uczucie, że mogłabymorać i uprawiać to pole przez tysiąc lat, co roku, a wciąż będę widziała dokładnie miejsca, gdzie dzieci wiejskiepasały gęsi, gdzie stał dąb zapraszający pary narzeczonych, aby napisem na korze ogłaszały swe zaręczyny.RLTOciężale zawróciłam Tobermory'ego i nerwowym kłusem skierowałam się do domu.Było ciepłepachnące letnie popołudnie.Bzyczały owady.Jedwab sukni falował marszczony powiewami powietrza, bopozwoliłam Tobermory'emu na dłuższy krok; przeszedł od kłusa do cwału.Podrygiwałam na siodle niczymkloc drewna, a pod żebrami czułam kamień zimny jak lód.Tylko Harry powitał mnie w świetnym humorze.Wszyscy pili herbatę w saloniku, kiedy weszłam,odpinając czapeczkę, która nagle zaczęła mnie cisnąć. To dobrze, że znów cię widzę na polach wykrzyknął niewyraznie z ustami pełnymi placka zowocami.Celia przypatrywała się z troską mojej pobladłej twarzy.Zauważyłam, że spojrzała na Johna, a tenobrzucił mnie swym badawczym beznamiętnym wzrokiem profesjonalisty. Napij się herbaty Celia dała znak Johnowi, aby zadzwonił na służbę. Wyglądasz na zmęczoną.Każę przynieść jeszcze jedną filiżankę. Czuję się znakomicie oświadczyłam niecierpliwie. Miałaś jednak całkowitą słuszność, Celio.Zboże zapowiada się wspaniale.Jeśli utrzyma się tego lata ładna pogoda, zdołamy spłacić najpoważniejszedługi ciążące na posiadłości.Mówiąc to, rzuciłam Johnowi spojrzenie spod powiek.Patrzył pogardliwie i zyskałam pewność, żefortuna rodu MacAndrew rozwiązała języki prawnikom i kupcom i że tylko John z całej trójki orientował się,że plony jednego sezonu nie wystarczą na pokrycie długów.Potrzeba czterech, pięciu urodzajnych lat.A kiedyprzetrwanie gospodarza zależy od dobrej pogody, z reguły aura jest złośliwa.Razem z Wideacre zostałamprzyparta do muru niczym w koszmarnym śnie, kiedy nie można uciec przed zagrażającymniebezpieczeństwem. Wspaniale! ucieszył się szczerze Harry. A już szczególnie cieszę się, że wstałaś i doszłaś dosiebie, Beatrice, bo chciałbym, abyś w przyszłym tygodniu oprowadziła po polach kupca zbożowego zLondynu.Zmarszczyłam brwi, uciszając Harry'ego, lecz cóż, stało się. Kupiec zbożowy z Londynu? spytał szybko John. A czegóż on tutaj chce? Myślałem, że nigdy nie sprzedajecie zboża bezpośrednio kupcom? Bo też nie sprzedajemy odparłam natychmiast. Nigdy nie sprzedawaliśmy.Ale ten człowiek,niejaki pan Gilby, napisał, że będzie przejazdem w tej okolicy i chciałby rzucić okiem na nasze pole, abywyrobić sobie zdanie o pszenicy z hrabstwa Sussex.Słysząc to kłamstwo, Harry aż otworzył usta, lecz wyraz moich oczu nakazał mu je momentalniezamknąć.Ten jeden gest zdradził go jednak przed Johnem, który surowo spojrzał na Celię, jak gdyby chciał jejpowiedzieć, że jestem łgarzem. Może lepiej, żebyście się z nim nie spotykali, Harry odezwała się Celia cicho, niepewnie. Jeślizaoferuje dobrą cenę, możecie nie oprzeć się pokusie, a przecież zawsze powtarzaliście, że zboże z Wideacretrzeba sprzedawać na lokalnym rynku i tu też je wysiewać.RLT Wiem zniecierpliwił się Harry. Trzeba iść jednak z postępem czasu, moja droga.Gospodaru-jemy teraz w Wideacre zgodnie z nowoczesnymi metodami.Stare przekonania o małych lokalnych rynkach igroszowej cenie zboża kłócą się z pojęciem dobrego interesu. Takie rozmowy nie pasują do salonu zasugerowałam gładko. Celio, mogę prosić jeszcze jednąfiliżankę? Ta ciepła pogoda wywołuje pragnienie.Są może słodkie herbatniki?Celia zakrzątnęła się przy dzbanku, jednak z wyrazu jej twarzy mogłam wnioskować, że niepowiedziała jeszcze ostatniego słowa.John stał wciąż przy kominku, przenosząc wzrok z Harry'ego na mnie iznów na Harry'ego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]