[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co mam, do diabła, powie-dzieć? zadawał sobie pytanie. Nie wiem rzekł. Nawet nie wiem, jak wygląda. Chciał powiedzieć plam-ka mikronadajnika , ale szybko miał nadzieję, że dostatecznie szybko zmienił za-miar i dokończył: .elektroniczna plamka. Jak zwykła plamka, proszę pana poinformował go młodszy policjant. Cóżto, nie słyszy pan? Może jest pan na prochach? Popatrz: w jego rejestrze narkomana niema wpisu na ostatni rok. Co dowodzi, że nie są podrobione, bo kto wystawiałby fałszywy dokument świad-czący o popełnieniu przestępstwa? Chyba tylko wariat odezwał się jeden z posterun-kowych. Tak mruknął Jason. No, to nie nasza sprawa stwierdził starszy policjant.Zwrócił Jasonowi doku-menty. Będzie musiał załatwić to ze swoim inspektorem od narkotyków.Przecho-dzić.48Policjant popchnął Jasona pałką, jednocześnie sięgając po dokumenty człowieka sto-jącego za nim. To wszystko? zapytał Jason posterunkowych.Nie mógł w to uwierzyć.Nie dajniczego po sobie poznać, mówił sobie.Ruszaj stąd! Tak też zrobił.Z cienia pod zepsutą latarnią wyłoniła się ręka Kathy i dotknęła go; zastygł, czując,jak jego ciało zamienia się w lód poczynając od serca. I co teraz o mnie myślisz? zapytała Kathy. O mojej pracy, którą wykonałamdla ciebie? Spełniła zadanie odparł krótko. Nie zamierzam cię wydać powiedziała chociaż obraziłeś mnie i porzuciłeś,ale musisz zostać dziś ze mną na noc, tak jak obiecałeś.Rozumiesz?Podziwiał ją.Czając się koło posterunku kontrolnego, uzyskała niezbity dowód, żepodrobione przez nią dokumenty były na tyle dobrze zrobione, że nie wzbudziły podej-rzeń.Relacja między nimi nagle się zmieniła: został jej dłużnikiem.Nie był już skrzyw-dzoną ofiarą.Teraz miała do niego moralne prawo.Najpierw kij: grozba wydania go policji, potemmarchewka: porządnie podrobione dokumenty.Ta dziewczyna naprawdę schwytała gow sidła.Musiał to przyznać jej i samemu sobie. I tak jakoś bym cię przeprowadziła powiedziała Kathy.Uniosła prawą rękęi pokazała rękaw. Mam tu szarą odznakę policyjną, widać ją w ich kamerach, żebynie zgarnęli mnie przez pomyłkę.Powiedziałabym im. Dajmy temu spokój przerwał jej ostro. Nie chcę tego słuchać.Odszedł; dziewczyna poszła za nim, chyża jak ptak. Chcesz wrócić do mojego mniejszego mieszkania? spytała. Do tego przeklętego, nędznego pokoiku?Mam pływający dom w Malibu, pomyślał, z ośmioma sypialniami, sześcioma wan-nami wirowymi i czterowymiarową bawialnią z przezroczystym sufitem, a z powoduczegoś, czego nie pojmuję, mam spędzić resztę życia w taki sposób? W podupadłych,kiepskich lokalach, nędznych jadłodajniach, jeszcze nędzniejszych warsztatach, naj-nędzniejszych jednopokojowych mieszkaniach.Czyżbym płacił za coś, co zrobiłem? zadał sobie pytanie.Coś, o czym nie wiem albo czego nie pamiętam? Przecież niktza nic nie płaci, pomyślał.Nauczyłem się tego już dawno temu: nie odpłacą ci ani za zło,ani za dobro, jakie uczyniłeś.W końcu rachunki pozostają nie wyrównane.Chyba jużpowinienem to wiedzieć, jeżeli w ogóle cokolwiek wiem. Zgadnij, co jest na pierwszym miejscu mojej listy zakupów na jutro mówiłaKathy. Zdechłe muchy.Wiesz dlaczego? Bo mają dużo białka. Tak, ale nie dlatego, nie kupuję ich dla siebie.Co tydzień kupuję całą torbę dla Bil-la, mojego żółwia.49 Nie widziałem żadnego żółwia. Jest w moim większym mieszkaniu.Chyba nie sądzisz, że kupowałabym zdechłemuchy dla siebie, co? De gustibus non est disputandum zacytował. Zaraz.Sprawy gustu nie podlegają dyskusji.Zgadza się? Zgadza.Co oznacza, że jeśli chcesz jeść zdechłe muchy, to się nie przejmuj i jedz. One są dla Billa, on je lubi.To jeden z tych małych zielonych żółwi.nie żółw lą-dowy czy inny.Czy widziałeś kiedyś, jak one łapią pokarm, na przykład muchę pływają-cą w wodzie? Są bardzo małe, ale to okropne.W jednej sekundzie mucha jest tam, a na-gle płask! i już jest w żółwiu. Roześmiała się. Już jest trawiona.Można z tegowyciągnąć pewien wniosek. Jaki? spytał i zaraz się domyślił. %7łe kiedy gryziesz, to albo dostajesz wszyst-ko, albo nic, ale nigdy część? Właśnie tak. A ty, co masz? zapytał ją. Wszystko czy nic? Ja.nie wiem.Dobre pytanie.No cóż, nie mam Jacka, ale może go już nie chcę?Minęło cholernie dużo czasu.Chyba nadal go potrzebuję.Ciebie jednak potrzebuję bar-dziej. Myślałem, że ty możesz kochać dwóch mężczyzn jednakowo. Czy ja tak powiedziałam? zastanawiała się, idąc. Chciałam powiedzieć, że tobyłaby idealna sytuacja, ale w życiu można najwyżej zbliżyć się do.rozumiesz? Zledziszmój tok rozumowania? Zledzę odparł i widzę, do czego prowadzi.Do chwilowego zapomnieniao Jacku, kiedy jestem w pobliżu, i psychicznego powrotu do niego, kiedy mnie nie ma.Zawsze tak robisz? Nigdy go nie porzucam ucięła Kathy.Szli dalej w milczeniu, aż doszli do starego budynku z lasem nie używanych już an-ten telewizyjnych wyrastających z każdego centymetra dachu.Kathy poszperała w to-rebce, znalazła klucze i otworzyła drzwi do pokoju.Zwiatła były zapalone.Na koślawej kanapie naprzeciw nich siedział mężczyznaw średnim wieku, o siwych włosach i w szarym garniturze.Był mocno zbudowany, lecznieskazitelnie ubrany, miał idealnie wygolone policzki: żadnych zacięć, podrażnień czybraków.Był doskonale ostrzyżony i uczesany, każdy włos na jego głowie był na swoimmiejscu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]