[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W chwilę pózniej Lyrze wydało się, że cały dom drży w posadach.W trzech oknachpękły szyby, dachówki zsuwały się z dachu jedna po drugiej, aż nagle wybiegła z plebaniiprzerażona służąca, za którą dreptał, machając skrzydłami i gdacząc, jej dajmon w postacikury.Z wnętrza domu dobiegł kolejny strzał, a potem czyjś przerazliwy wrzask sprawił, żesłużąca też zaczęła krzyczeć.Niczym wystrzelony z armaty wypadł teraz z budynku sam ksiądz, który pędził z dziko trzepoczącą skrzydłami dajmoną w postaci pelikana; widać było,że zraniono jego dumę.Nagle Lyra usłyszała wykrzykiwane rozkazy i odwróciła się, a wtedyzobaczyła wybiegający zza rogu oddział uzbrojonych policjantów - niektórzy z pistoletami,inni z karabinami - a w niedalekiej odległości za nimi szedł John Faa i zdenerwowany otyłyBurmistrz.Przerażające odgłosy dobiegające z plebanii sprawiły, że wszyscy patrzyli w tę stronę.Okno tuż nad ziemią, za którym najwyrazniej znajdowała się piwnica, zostało roztrzaskane;słychać było brzęk rozbijanego szkła oraz trzask odrywanego i łamanego drewna.Wartownik,który wszedł do domu za Iorkiem Byrnisonem, wybiegł teraz i z karabinem gotowym dostrzału stanął przed okienkiem piwnicznym, by z zewnątrz stawić czoło niedzwiedziowi.Nagle okno rozwarło się całkowicie i wyskoczył przez nie Iorek Byrnison, niedzwiedz wpancerzu.Bez pancerza wyglądał groznie, a w nim - wręcz przerażająco.Zbroja byłardzawoczerwona, poszczególne jej części niedokładnie skute: wielkie blachy powyginanego,pordzewiałego metalu ocierały się o siebie, zgrzytając i skrzypiąc.Przód hełmu był tak samowysunięty jak pysk jego właściciela; w hełmie znajdowały się szczeliny na oczy, a dolnaczęść szczęki pozostawała odkryta, aby niedzwiedz mógł gryzć i rozdzierać ofiarę zębami.Wartownik wypalił kilka razy, a policjanci także strzelali z karabinów, celując wniedzwiedzia, jednak Iorek Byrnison strząsał tylko z siebie ich kule niczym krople deszczu.Potem, zanim wartownik zdołał uciec, niedzwiedz, skrzypiąc i szczękając metalem, skoczyłdo przodu i powalił biednego człowieka na ziemię.Dajmona wartownika, suka rasy husky,rzuciła się do gardła niedzwiedzia, ale Iorek Byrnison nie zwrócił na nią uwagi, jak gdybybyła muchą.Ogromną łapą przyciągnął do siebie wartownika, rozwarł szczęki i wsunął w niegłowę nieszczęśnika.Lyra potrafiła dokładnie przewidzieć, co się zdarzy: niedzwiedzzmiażdży czaszkę mężczyzny, a pózniej rozegra się krwawa bitwa, wiele osób zginie, a onibędą musieli odłożyć podróż, z niedzwiedziem czy bez niego.Nie zastanawiając się nawet przez chwilę, dziewczynka rzuciła się przed siebie iwsunęła rękę w szczelinę, która pojawiła się między hełmem a wielką powierzchnią pancerzaponad ramionami niedzwiedzia.Kiedy zwierzę pochylało głowę, Lyra wcześniej dostrzegłatam ledwie widoczny między pordzewiałymi krawędziami metalu fragment żółtobiałegofutra.Teraz zagłębiła w nie palce, a Pantalaimon natychmiast przyleciał i zmienił się w żbika,gotów jej bronić; Iorek Byrnison pozostał jednakże nieruchomy, a karabinierzy wstrzymaliogień.- Iorku! - wykrzyknęła stłumionym głosem dziewczynka.- Pamiętasz? Jesteś mi winien przysługę.Teraz właśnie możesz spłacić swój dług.Zrób, jak mi obiecałeś, i nie walczz tymi ludzmi.Po prostu odwróć się i odejdz ze mną.Potrzebujemy cię, Iorku, a ty niemożesz tu zostać, chodz więc ze mną do portu.Nawet się nie odwracaj.Niech Ojciec Coram iLord Faa porozmawiają z mieszkańcami, a na pewno dobrze załatwią całą sprawę.Puśćwolno tego człowieka i chodzmy.Niedzwiedz powoli otworzył paszczę, z której wysunęła się zakrwawiona głowamężczyzny.Zemdlony wartownik upadł na ziemię, a jego dajmona przysiadła obok tuląc siędo niego.Tymczasem niedzwiedz odszedł wraz z Lyrą.Nikt się nie poruszył.Ludzie stali i obserwowali, jak wielkie zwierzę porzuca swojąofiarę na rozkaz małej dziewczynki, której dajmonem był dziki kot, a potem rozstąpili się, byzrobić przejście tej dziwnej grupie.Iorek ciężkim krokiem przeszedł między nimi u bokuLyry.Skierowali się do portu.Dziewczynka skoncentrowała się całkowicie na niedzwiedziu, toteż nie dostrzegłazamieszania, które zapanowało, gdy gapie poczuli się bezpieczni, nie zdawała sobie sprawy,jak wielki gniew odczuwali do potężnego stworzenia.Szła obok lorka, a Pantalaimon kroczyłprzed nimi, jak gdyby torował im drogę.Kiedy dotarli do portu, niedzwiedz opuścił głowę i odpiął pazurem hełm, pozwalając,aby z brzękiem upadł na zamarzniętą ziemię.Z kafejki wyszli Cyganie; zorientowali się, żecoś się stało, i teraz w blasku anbarycznych świateł z pokładu statku obserwowali, jak IorekByrnison strząsa z siebie resztki zbroi i zostawia je w stosie na nabrzeżu.Nie odezwawszy siędo nikogo, wszedł do wody.Zanurzył się bez jednego plusku, po czym zniknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl