[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiej obcy się widział i kiejna obcą sobie spoglądał, nie bardzo słuchając jej rozpowiadań, że już w końcu i mówić nie mogła, żal jądusił, łzy zalewały, to jeszcze krzyknął, by mu z bekami nie przyjeżdżała! Jezus kochany, dziw, żetrupem nie padła.To za tę ciężką służbę kole jego dobra, za pracę nad siły, za te cierpienia wszyćkie -nic w zapłacie: ni jednego słowa łaski, ni jednego słowa pociechy!- Jezu, wejrzyj miłościwie, wspomóż, bo nie zdzierżę! - jęczała cisnąc głowę w poduszki, bych dzieci nierozbudzić, a każda kostka w niej z osobna się trzęsła płakaniem, żałością, poniżeniem i strasznympoczuciem krzywdy! Nie mogła sobie popuścić duszy tam przy nim ni potem z powrotem przy ludziach,więc teraz dopiero oddawała się rozpaczy, teraz pozwalała męce rozdzierać serce i łzom gorzkimpłynąć.Zaś nazajutrz, w świąteczny poniedziałek, dzień się podnosił jeszcze jaśniejszy, barzej jeno skąpany wrosach i modrawych omgleniach, ale i barzej rozsłoneczniony i jakiś zgoła weselszy.Ptaki śpiewałyrozgłośniej, a ciepły wiater przeganiał po drzewinach, że szemrały jakby pacierzem cichuśkim; ludziezrywali się razniej wywierając drzwi a okna, na świat Boży lecieli spojrzeć, na sady przytrząśniętezielenią, na te nieobjęte ziemie zwiesną oprzędzone, całe rosami skrzące, w słońcu radosnym utopione,na pola, kaj już oziminy, wiatrem kolebane, niby płowe, pomarszczone wody ku chałupom spływały.Myli się przed domami, przekrzyki się niesły wskroś sadów, kajś już dym walił z komina, konie rżały postajniach, skrzypiały wierzeje, wodę czerpali ze stawu, bydło szło do picia, krzyczały gęsi, a kiejdzwony uderzyły i ogromne, niebosiężne głosy jęły huczeć i rozlewać się na wieś, na pola, na borydalekie, wzmogły się jeszcze krzyki, a serca żywiej i weselej zabiły.Chłopaki już latały z sikawkami, sprawiając sobie śmigus, albo przyczajone za drzewami nad stawem,lały nie tylko przechodzących, ale każdego, kto ino na próg wyjrzał, że już nawet ściany byłypomoczone i kałuże siwiły się pod domami.Zawrzały wszystkie drogi i obejścia, wrzaski, śmiechy, przegony narastały coraz barzej, bo i dzieuchygziły się niezgorzej, lejąc się między sobą i ganiając po sadach, że zaś ich dużo było i dorosłych, townet dały radę chłopakom rozganiając ich na wszystkie strony, a tak się rozswawolili, że nawet JaśkaPrzewrotnego, któren się z sikawką od gaszenia pożarów zaczajał na Nastkę, dopadły Balcerkówny,wodą zlały i jeszcze do stawu zepchnęły na pośmiewisko.Ale ozgniewany za despekt, iż to dzieuchy górę nad nim wzięły, przyzwał w pomoc Pietrka Borynowegoi tak się zmyślnie zasadzili na Nastkę, aż ją dostali w pazury i pod studnię zawlekli, a tak srodzespławili, jaże wniebogłosy wrzeszczała.Zaś potem, dobrawszy jeszcze Witka, Gulbasiaka i costarszych, chycili Marysię Balcerkównę i taką jej kąpiel sprawili, aż matka z kijem leciała na pomoc;przyparli też gdzieś Jagnę i tęgo utytłali, nawet Józce nie przepuszczając, choć się prosiła i z bekiemleciała na skargę do Hanki.- Skarży się, a rada, oczy się jej skrzą do figlów!- A i mnie zapowietrzone do żywej skóry dojęły!- użalała się wesoło Jagustynka wpadając do chałupy.- Niby te obwiesie komu przepuszczają! - biadoliła Józka przewłócząc się w suche szmaty, ale mimostrachu wyszła potem na ganek, bo aż dudniało na drogach od przeganiań i wieś się trzęsła wrzaskami:chłopaki dziw nie oszalały z uciechy, chodzili całą hurmą, zaganiając, kto się napatoczył, pod sikawki,aż sołtys musiał rozganiać swawolników, bo nie sposób się było pokazać z chałupy.- Wama cosik niezdrowo po wczorajszym? - szepnęła Jagustynka susząc plecy przed kominem.- Juści, trzęsie się we mnie i cięgiem me kopie, mgli me przy tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]