[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I to by było na tyle - powiedział Anderson, odwracając się od tłustego Bartha i spoglądając na młodego i szczupłego.- Teraz pan jest panem Barthem, odpowiedzialnym za swój majątek i życie.Pańskie ubrania leżą w pokoju obok.- Wiem - odparł z uśmiechem młody Barth i odszedł sprężystym krokiem.Teraz młody Barth szybko się ubierze i pospiesznie opuści Centrum Kształtowania Sylwetki.Zaledwie rzuci okiem na przeciętnej urody recepcjonistkę; zauważy jedynie tęskne spojrzenie posłane wysokiemu, smukłemu i przystojnemu mężczyźnie, który jeszcze niedawno leżał, pozbawiony świadomości, w magazynie i czekał, by dano mu świadomość i pamięć, i aby stary, tłusty człowiek odstąpił mu miejsce.Barth siedział na skraju kanapy w pokoju do transferu pamięci.Patrzył na drzwi i nagle ze zdziwieniem uświadomił sobie, iż nie ma pojęcia, co teraz się wydarzy.- Tutaj kończą się moje wspomnienia - rzekł do Andersena.- W umowie jest napisane.Co jest w umowie?- Że będziemy się panem troskliwie zajmować aż do pana śmierci.- Ach, tak.- Ta umowa nie przedstawia żadnej wartości - dodał Anderson z uśmiechem.Barth spojrzał na niego ze zdziwieniem.- Co pan chce przez to powiedzieć?- Masz dwie opcje, Barth.Zastrzyk w ciągu piętnastu minut.Albo pójdziesz do pracy.- O czym pan mówi?- Chyba nie sądziłeś, że będziemy marnować czas i wysiłek, żeby dostarczać ci ton jedzenia, które jesteś w stanie pochłonąć, prawda?Barth poczuł, że robi mu się słabo.Tego się nie spodziewał, chociaż, szczerze mówiąc, nie miał żadnych oczekiwań.Barth nie należał do ludzi, którzy myślą o trudnościach.Życie nigdy nie nastręczało mu trudności.- Jaki zastrzyk?- Na przykład cyjanek, jeśli będziesz się upierał.Chociaż wolelibyśmy zrobić ci wiwisekcję, żeby uzyskać organy do transplantacji.Twoje ciało wciąż jeszcze jest dość młode.Możemy zarobić masę pieniędzy na twojej miednicy i gruczołach, ale musimy je z ciebie wyjąć za życia.- O czym pan mówi? Tego nie było w umowie.- Z tobą, przyjacielu, nie podpisywałem żadnej umowy - odparł Anderson z uśmiechem.- Podpisałem ją z panem Barthem.A on właśnie stąd wyszedł.- Proszę go natychmiast zawołać! Nalegam, by.- Bartha nie obchodzi, co się z tobą stanie.Barth wiedział, że to prawda.- Wspomniał pan o jakiejś pracy.- W istocie.- Co to za praca?- To zależy - odparł Anderson i pokiwał głową.- Od czego zależy?- Od tego, co się akurat trafi.Każdego roku mamy tu jakieś prace, które musi wykonywać człowiek, ale nikt nie zgłasza się na ochotnika.My zaś nikogo nie możemy do tego zmuszać, nawet kryminalisty.- A mnie?- Ciebie owszem.I ty je wykonasz.Albo raczej jedną z nich, bo rzadko kiedy dostajesz drugą pracę.- Jak pan może robić coś takiego? Przecież jestem człowiekiem! Anderson pokręcił głową.- W świetle prawa istnieje tylko jeden pan Barth.I ty nim nie jesteś.Jesteś jedynie numerem.I literą.Literą H.- Dlaczego H?- Bo jesteś obrzydliwym obżartuchem, mój przyjacielu.Nawet nasi pierwsi klienci nie przekroczyli jeszcze C.Anderson wyszedł i Barth został sam w pokoju.Dlaczego tego nie przewidział?- Jasne, że tak, jasne - krzyczał do siebie w myślach.Jasne, że nie mieli zamiaru zapewnić mu przyjemnego życia.Chciał wstać i uciec.Jednak chodzenie sprawiało mu trudność, a bieganie było wręcz niemożliwe.Siedział więc z szeroko rozstawionymi tłustymi nogami, a brzuch ciążył mu na kolanach.Z ogromnym wysiłkiem podniósł się z kanapy.Kołysał się jak kaczka, bo jedynie la to pozwalały mu szeroko rozstawione nogi.- To się działo za każdym razem - pomyślał.- Za każdym cholernym razem, gdy opuszczałem to miejsce młody i szczupły, zostawiałem tutaj kogoś takiego jak ja, a oni robili ze mną, co chcieli, co m się żywnie podobało.Mocno drżały mu ręce.Zaczął się zastanawiać, jaką decyzję podjął poprzednim razem i natychmiast zrozumiał, że nie ma żadnego pola manewru.Niektórzy otyli ludzie mogą siebie nienawidzić i wybrać śmierć w zamian za to, że będzie żyła ich szczupła wersja.Ale nie Barth
[ Pobierz całość w formacie PDF ]