[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na jego krawędzi stał olbrzymi głaz, a za nim widniała mroczna plama wejścia do jaskini.Hawkmoon chciał pobiec pierwszy, nie mogąc się doczekać spotkania, lecz d'Averc ostrzegawczo położył mu dłoń na ramieniu.— Bądź ostrożny — powiedział, dobywając miecza.— Ten starzec nie zrobi nam krzywdy — odparł książę Dorian.— Jesteś zmęczony, przyjacielu, i wyczerpany, w przeciwnym razie pamiętałbyś, że ów stary mędrzec, jak twierdził Tozer, może dysponować bardzo niebezpieczną bronią.Tozer powtarzał, że on nie lubi obcych, a nie ma przecież żadnego powodu, dla którego miałby przyjąć nas z otwartymi rękoma.Hawkmoon przytaknął ruchem głowy, wyciągnął miecz i ostrożnie ruszył przed siebie.Mroczna jaskinia z pozoru wydawała się pusta, lecz po chwili dostrzegli padający gdzieś z głębi wątły blask.Posuwając się w tamtym kierunku dotarli wkrótce do załomu korytarza.Kiedy minęli zakręt, oczom ich ukazała się druga, znacznie większa pieczara.Znajdowało się tu wiele różnych sprzętów — przyrządy podobne do tych, jakie widzieli w Halapandurze, kilka łóżek, naczynia kuchenne, aparatura chemiczna i mnóstwo innych rzeczy.Źródło światła stanowiła kula wisząca pośrodku jaskini.— Mygan! — zawołał d'Averc, lecz nie otrzymał odpowiedzi.Przeszukali jaskinię, podejrzewając, iż musi być gdzieś przejście do kolejnej groty, ale nic nie znaleźli.— Uciekł! — zawyrokował zdesperowany Hawkmoon, nerwowym ruchem pocierając palbami czarny kamień na czole.— Uciekł, d'Avercu! Bóg jeden wie dokąd.Możliwe, że po odejściu Tozera doszedł do wniosku, iż nie jest tu bezpieczny i postanowił się przenieść.— Nie sądzę — odparł d'Averc.— W takim wypadku zabrałby część tych rzeczy ze sobą.— Uważnie rozglądał się po jaskini.— Mam wrażenie, że w tym łóżku jeszcze niedawno ktoś spał.Poza tym nigdzie nie widać kurzu.Przypuszczam, że wyruszył na jakąś drobną wyprawę i wkrótce wróci.Musimy na niego zaczekać.— A co z Meliadusem, o ile faktycznie był to jego oddział?— Trzeba po prostu łudzić się nadzieją, że nie pójdzie mu łatwo odszukanie śladów i dotrze tu dopiero po jakimś czasie!— Jeśli aż tak bardzo rwie się do odnalezienia Mygana, jak mówiła ci to Flana, to nie będzie marnował czasu — stwierdził Hawkmoon.Podszedł do "półki, na której stały naczynia z mięsem, jarzynami oraz ziołami, i zaczął się posilać.D'Averc szybko dołączył do niego.— Odpocznijmy tu i zaczekajmy — powiedział.— Nic więcej nie możemy zrobić, przyjacielu.Dzień dobiegł końca, minęła noc, a starzec nie wracał.Książę robił się coraz bardziej niespokojny.— Podejrzewam, że go schwytano — zwrócił się do d'Averca.·— Możliwe, że Meliadus natknął się na niego gdzieś w górach.— W takim wypadku musiałby przyjechać tu razem z nim, a wówczas mielibyśmy sposobność zdobyć wdzięczność starca za uwolnienie go — odparł Francuz, siląc się na swobodny ton.— Widzieliśmy dwudziestu jeźdźców, o ile zdążyłem zauważyć, uzbrojonych w ogniste lance.Nie damy rady dwudziestu żołnierzom, d'Avercu.— Upadasz na duchu, mój drogi.Już nieraz dawaliśmy sobie radę z dwudziestoma, a nawet z liczniejszym oddziałem!— Owszem — mruknął Hawkmoon, widać było jednak, że podróż wiele go kosztowała.Prawdopodobnie także czas spędzony na dworze Króla Huona wywarł na nim zdecydowanie silniejsze piętno niż na d'Avercu, który był przyzwyczajony do intryg życia dworskiego.Po dłuższym czasie Hawkmoon nerwowym krokiem przemierzył zewnętrzną jaskinię i wyszedł na światło dzienne.Przywiódł go tu jakiś instynkt, kiedy bowiem spojrzał w dolinę, zobaczył ich.Znajdowali się na tyle blisko, że widział ich dokładnie.Rzeczywiście oddział prowadził baron Meliadus.Ozdobna wilcza maska zwróciła się ku górze w tej samej chwili,gdy książę Koln wysunął głowę, spoglądając ze skalnej platformy w dół.Rozświetliły ją promienie słońca i przeciwnik dostrzegł go.— Hawkmoon! — głośny okrzyk odbił się echem od skalnych grani.Zawarta w nim była mieszanina wściekłości i triumfu.Przypominał ryk wilka, który zwietrzył swoją ofiarę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]