[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili rozepchnął łapy stworzenia i uderzył je silnie w piersi.Zdumione odskoczyło do tyłu, widocznie nie mogąc zrozumieć, że sępia maska nie jest częścią ciała człowieka.Szybko zagłębił ostrze miecza w sercu zwierzęcia, po czym odwrócił się w stronę d'Averca, który walczył z dwie­ma bestiami naraz.Książę zręcznym ruchem odrąbał głowę jednej i miał jużzaatakować drugą, kiedy ta z wrzaskiem odskoczyła od d'Averca i zniknęła w ciemnościach, unosząc fragment jego kaftana.Z wyjątkiem tego jednego udało im się pokonać wszyst­kich odrażających napastników.Francuz krwawił z powierzchownej rany na piersi, gdzie pazury odcięły część stroju.Hawkmoon oderwał pas materiału z jego płaszcza i przewiązał ranę.— To nic poważnego — stwierdził d'Averc.Zerwał z głowy pogiętą sępią maskę i odrzucił ją w mrok.— Okazały się użyteczne, ale nie będę dłużej nosił maski, jeśli ty straciłeś swoją.Klejnot w twoim czole nie zostawia żadnych wątpliwości, nie ma więc sensu, bym nadal dbał o przebranie! — uśmiechnął się.— Mówiłem ci, drogi Hawkmoonie, że w wyniku Tragicznego Millenium zrodziły się koszmarne istoty.— Wierzę ci.— Książę odpowiedział mu uśmiechem.— Chodź, poszukamy lepiej miejsca na nocne obozowisko.Tozer zaznaczył bezpieczne schronienia na swojej mapie.Pokaż ją, może przy blasku gwiazd uda nam się coś odczytać.D'Averc sięgnął do swego kaftana i w tej samej chwili szczęka mu opadła z przerażenia.— Och, Hawkmoonie! Spotkało nas nieszczęście!— Co się stało, przyjacielu?— W porwanej przez stworzenie części kaftana była kieszeń, w której trzymałem mapę Tozera.Jesteśmy zgu­bieni, Hawkmoonie!Książę zaklął, schował miecz do pochwy i zasępił się.— Nie zostaje nam nic innego, jak ruszyć śladami bestii — powiedział.— Była lekko ranna i mogła zostawić wyraźny krwawy trop.Możliwe, że porzuciła mapę gdzieś w drodze do swego legowiska.Pewnie będziemy zmuszeni podążać za nią aż do jej kryjówki i może w tym czasie opracujemy jakiś plan odzyskania mapy.Francuz zmarszczył brwi.— Czy to warto? Nie zdołamy sobie przypomnieć waż­nych dla nas szczegółów?— Obawiam się, że nie.Chodźmy, d'Avercu.Hawkmoon zaczął wspinać się po ostrych głazach w kie­runku, w którym umknęło zwierzę.Huillam z ociąganiem ruszył za nim.Na szczęście niebo rozpogodziło się i wkrótce książę Dorian dostrzegł w blasku księżyca błyszczące ślady krwi na skałach, znaczące wyraźny trop.— Tędy, d'Avercu! — zawołał.Tamten westchnął, wzruszył ramionami i przyspieszył kroku.Posuwali się tropem aż do świtu, kiedy Hawkmoon ostatecznie zgubił ślad i zatrzymał się, kręcąc głową.Zawędrowali na wysoką grań, skąd roztaczały się piękne widoki na leżące po obu stronach doliny.Dorian przeczesał dłonią swe jasne włosy i westchnął głośno.— Ani śladu.A byłem przecież pewien.— Pogorszyliśmy tylko naszą sytuację — wtrącił znie­chęcony d'Averc, pocierając zmęczone oczy.— Nie dość, za nie mamy mapy, to oddaliliśmy się od pierwotnego szlaku.— Przykro mi, d'Avercu.Sądziłem, że to dobry po­mysł.— Jego ramiona przygięły się ku ziemi.Lecz nagle rozpogodził się i wskazał ręką.— Tam! Widziałem jakiś ruch.Chodźmy.— Rzucił się biegiem wzdłuż skalnej ściany i po chwili zniknął Huillamowi z oczu.D'Averc usłyszał nagły okrzyk zdumienia, po czym nastała zagadkowa cisza.Dobył miecza i ruszył w ślad za przyjacielem, zachodząc w głowę, co też mogło mu się przydarzyć.Niespodziewanie ujrzał na własne oczy przyczynę zdu­mienia Hawkmoona.Przed nimi, nisko w dolinie, leżało miasto wzniesione z metalu; połyskliwe, czerwone, złote, pomarańczowe, niebieskie i zielone ściany budowli spinały kręte metalowe chodniki.W niebo strzelały iglice wież.Bez trudu, nawet z tego miejsca, można było dostrzec, że wyludnione miasto rozsypuje się w pył — budynki i pozo­stałe konstrukcje trawiła rdza.Hawkmoon stał, spoglądając w dół.Wskazał ręką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl