[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po wÅ‚Ä…czeniu telewizora przekonaÅ‚ siÄ™, żegÅ‚os pÅ‚ynÄ…Å‚ również i z niego; nic nie ulegÅ‚o zmianie.GÅ‚os Louisa Sarapisa nie pochodziÅ‚ z ciaÅ‚a.CiaÅ‚o przestaÅ‚o istnieć.PomiÄ™dzy niminie byÅ‚o żadnego zwiÄ…zku.Claude St.Cyr usiadÅ‚ na krzeÅ›le i zapaliÅ‚ papierosa, próbujÄ…c dociec sedna sprawy.RozwiÄ…zanie musiaÅ‚o znajdować siÄ™ w zasiÄ™gu rÄ™ki.Lecz nie do koÅ„ca.311 VKolejkÄ… jednotorowÄ…  swój helikopter zostawiÅ‚ w Moratorium UkochanychWspółbraci  Claude St.Cyr pojechaÅ‚ do sali obrad.Zgodnie z jego przewidywania-mi budynek byÅ‚ zatÅ‚oczony, panowaÅ‚ nieznoÅ›ny haÅ‚as.Za poÅ›rednictwem mechaniczne-go porzÄ…dkowego uzyskaÅ‚ dostÄ™p do megafonu i wezwaÅ‚ Phila Harveya do jednej z salbocznych sÅ‚użących jako miejsce poufnych spotkaÅ„ delegatów.Niebawem nadszedÅ‚ Harvey, wÅ‚osy sterczaÅ‚y mu na wszystkie strony, co byÅ‚o skut-kiem przepychania siÄ™ przez gÄ™sty tÅ‚um zgromadzonych. O co chodzi, Claude?  zapytaÅ‚, po czym uważnie przyjrzaÅ‚ siÄ™ twarzy swego do-radcy. Lepiej od razu powiedz  poradziÅ‚ mu Å›ciszonym gÅ‚osem. Ten gÅ‚os, który sÅ‚yszymy, to wcale nie Louis!  wyrzuciÅ‚ z siebie St.Cyr. KtoÅ›siÄ™ pod niego podszywa! SkÄ…d wiesz?PowiedziaÅ‚ mu. Nie ma wÄ…tpliwoÅ›ci co do ciaÅ‚a, które zniszczyÅ‚eÅ›, na sto procent zabraÅ‚eÅ› z mora-torium zwÅ‚oki Louisa?  spytaÅ‚ Hervey kiwajÄ…c gÅ‚owÄ…. Nie wiem, czy na sto procent  odrzekÅ‚ St.Cyr. Ale chyba tak, ufam, że tak siÄ™staÅ‚o. Na szczegółowÄ… analizÄ™ byÅ‚o już za pózno. Ale wobec tego kto to może być?  zastanawiaÅ‚ siÄ™ Harvey. Boże, przecież todociera do nas spoza UkÅ‚adu SÅ‚onecznego.może to kosmici? Szydercze echo, niezna-na nam reakcja nieorganiczna? Pozbawiony celowoÅ›ci proces?St.Cyr rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™. Co ty opowiadasz, Phil.PrzestaÅ„. Jak chcesz, Claude. Harvey skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. Skoro uważasz, że to ktoÅ› stÄ…d. Nie mam pojÄ™cia  odparÅ‚ szczerze St.Cyr. MyÅ›lÄ™ jednak, że to ktoÅ› tutejszy,kto znaÅ‚ Louisa na tyle dobrze, aby naÅ›ladować jego sposób mówienia. UmilkÅ‚.Natym etapie jego procesy myÅ›lowe napotykaÅ‚y zdecydowany opór.dalej w gÅ‚owie miaÅ‚już tylko pustkÄ™.PrzerażajÄ…cÄ… pustkÄ™.Co za obÅ‚Ä™d, pomyÅ›laÅ‚.To, co uważaliÅ›my za symptom rozkÅ‚adu, stanowi bardziejformÄ™ szaleÅ„stwa niż degeneracji.A może szaleÅ„stwo samo w sobie jest degeneracjÄ…?Nie wiedziaÅ‚; nie posiadÅ‚ wiedzy z zakresu psychiatrii, chyba że dotyczyÅ‚a jakichÅ› aspek-tów prawnych.Aspekty prawne jednak w tej sytuacji nie znajdowaÅ‚y zastosowania. Czy Gam już zostaÅ‚ nominowany?  zapytaÅ‚ Harveya. Jeszcze nie.Mimo to ogÅ‚oszenia nominacji spodziewamy siÄ™ dzisiaj.Plotka gÅ‚osi,że ma to nastÄ…pić z inicjatywy delegata z Montany. Jest tu Johnny Barefoot?312  Tak. Harvey kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. Uwija siÄ™ jak w ukropie, werbujÄ…c delegatówz różnych ugrupowaÅ„.Rzecz jasna ani Å›ladu Gama.Nie przyjdzie do chwili ogÅ‚oszenianominacji, wtedy dopiero zacznie siÄ™ cyrk.Wiwaty, parady, wymachiwanie sztandara-mi.jego zwolennicy czekajÄ… w gotowoÅ›ci. JakiÅ› Å›lad bytnoÅ›ci. St.Cyr zawahaÅ‚ siÄ™. Tego, co uznawaliÅ›my za Louisa?Jego obecnoÅ›ci?  Czegokolwiek, pomyÅ›laÅ‚. Na razie nie  odpowiedziaÅ‚ Harvey. MyÅ›lÄ™, że przed upÅ‚ywem dnia da o sobie znać  rzekÅ‚ St.Cyr.Harvey pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ…; on też tak uważaÅ‚. Boisz siÄ™?  zapytaÅ‚ St.Cyr. Pewnie  odparÅ‚ Harvey. TysiÄ…c razy bardziej niż do tej pory, skoro teraz na-wet nie wiemy, z kim albo czym mamy do czynienia. Masz racjÄ™, że siÄ™ boisz  powiedziaÅ‚ St.Cyr.Sam czuÅ‚ siÄ™ podobnie. Może powinniÅ›my powiedzieć Johnny emu  zasugerowaÅ‚ Harvey. Niech sam siÄ™ dowie  uciÄ…Å‚ St.Cyr. Dobrze, Claude  odrzekÅ‚ Harvey. Jak chcesz.Ostatecznie, to wÅ‚aÅ›nie ty wpa-dÅ‚eÅ› na trop ciaÅ‚a Louisa, mam do ciebie peÅ‚ne zaufanie.Z jednej strony żaÅ‚ujÄ™, że tak siÄ™ staÅ‚o, pomyÅ›laÅ‚ St.Cyr.%7Å‚aÅ‚ujÄ™, że poznaÅ‚em praw-dÄ™; byÅ‚o nam lepiej, kiedy wierzyliÅ›my, że z każdej gazety, telefonu i telewizora pÅ‚yniedo nas gÅ‚os Louisa.Tamto byÅ‚o zÅ‚e, ale to jest znacznie gorsze.Chociaż, przyszÅ‚o mu do gÅ‚owy, mam wra-żenie, że odpowiedz na wszystkie pytania znajduje siÄ™ na wyciÄ…gniÄ™cie rÄ™ki.MuszÄ™ spróbować, postanowiÅ‚ w duchu.Spróbować jÄ… znalezć.SPRÓBOWA!SiedzÄ…cy samotnie w bocznej sali Johnny Barefoot w napiÄ™ciu Å›ledziÅ‚ na monitorzeprzebieg obrad.Natarczywa obecność istoty spoza UkÅ‚adu na razie nie dawaÅ‚a o sobieznać, dziÄ™ki czemu przysÅ‚uchiwaÅ‚ siÄ™ mowie na cześć Alfonsa Gama wygÅ‚aszanej przezdelegata z Montany.ByÅ‚ zmÄ™czony.CaÅ‚a procedura Zjazdu, przemówienia i parady nadwerężyÅ‚y jego ner-wy i nie sprzyjaÅ‚y aktualnej kondycji psychicznej.Co za cholerne przedstawienie, po-myÅ›laÅ‚.Demonstracja czego? Skoro Gamo wi zależaÅ‚o na nominacji, i tak by jÄ… uzyskaÅ‚,caÅ‚a reszta byÅ‚a jak najzupeÅ‚niej zbÄ™dna.Nie mógÅ‚ przestać myÅ›leć o Karny Egmont Sharp.Nie widziaÅ‚ dziewczyny od czasu jej wyjazdu do szpitala w San Francisco [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl