[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był sam.Tuba pompy rytmicznie podskakiwa-ła u stóp rafy.Na piasku leżał stos ampułek.Spojrzał w górę.Treece i Coffin byli jużna powierzchni i wspinali się na łódz.Rozwarł pięść, by przyjrzeć się temu, co wydobył.Na jego dłoni leżał złoty posą-żek ukrzyżowanego Chrystusa dziesięciocentymetrowej długości.Paznokcie ukrzy-żowanego wysadzane były czerwonymi klejnotami, a oczy niebieskimi.U podstawykrzyża widniały inicjały: E.F.Treece opierał się o burtę, podczas gdy Coffin zakładał opatrunek na jego zranionądłoń.Sanders wspiął się na platformę. Bardzo zle? zapytał. Nie.Na szczęście miałem rękawicę.Najgrozniejsze w takich wypadkach są in-fekcje. Zdezynfekowałeś? Tak.Sulfamidem.Nie ma o czym mówić.Co znalazłeś?Sanders przeszedł przez pawęż i podał mu krucyfiks.Treece przyjrzał mu się, do-strzegł inicjały, a następnie podniósł i przez chwilę trzymał o centymetry od twarzy. Boże! To prawdziwy majstersztyk!Gail nachyliła się i ostrożnie, by nie przeszkadzać, podziwiała posążek. Cudowny! Mało! Widzisz te rubiny na dłoniach i stopach? Hiszpanie prawie nigdy ich nieużywali.Lubili szmaragdy, zieleń była kolorem Inkwizycji.Przez ponad sto lat spiera-li się na temat rubinów.Wprowadzili je dopiero z początkiem osiemnastego wieku, ito wyłącznie w wyrobach dla rodziny królewskiej.Drugą ciekawostką jest to, że na tejfigurce nie widać łączeń. Aączeń? Między częściami.Znane wówczas technologie wykluczały odlanie takiej rze-czy w całości.A przecież nie ma tu nitów ani gwozdzi.Przypomina to chińską łami-główkę liczne części łączą się bez śladu tylko wtedy, gdy zostaną ułożone we wła-ściwej kolejności.Z bliska w miejscach złączeń widoczne są ledwie zauważalne rysy.Nasz E.F. musiał być bardzo bogaty lub bardzo bliski komuś bardzo bogatemu.Coffin rozdarł gazę i związał opatrunek.Treece zgiął rękę i skrzywił się. Cholerna szmata! Czy nie powinien obejrzeć tego lekarz? spytała Gail. Chyba, że wda się gangrena, nie wcześniej Treece odepchnął się od nadbur-cia i wstał.Podniósł zabandażowaną rękę i rzucił do Sandersa: Okazuje się, że nie jesteś jedynym osłem na tej łajbie.Gdyby to był Percy,chrupałby już moją szyję. Myślałem o tym powiedział Sanders. Adam Treece zwrócił się do Coffina zejdzcie z Davidem po resztę ampu-łek i pompę.Potem robimy przerwę do wieczora. Chcesz dziś nurkować? Z tą ręką? spytał Coffin. Tak.W domu czymś ją owinę, żeby nie przemoczyć opatrunku.Powinnautrzymać tubę.Zresztą i tak nie robiła nic innego.Wyciągnęli następne trzy torby ampułek, podnieśli kotwicę i popłynęli między ra-fami, by odstawić Coffina na plażę. Jeśli chcesz, zostanę z wami zwrócił się Coffin do Treece. Ty masz rannąrękę, a Gail bóle głowy.Sami nie zdołacie zakopać tego wszystkiego. Lepiej odpocznij.Poproszę o pomoc Kevina. Kevina? Ty mu wierzysz? Tak.Zedrze skórę z nieboszczyka, ale wobec mnie zawsze był lojalny. Tak myślisz? Tylko nie zaczynaj.Wystarczy, że Sanders wciąż się czegoś czepia. Spo-strzegł, że David słyszy i dodał z uśmiechem: Tak, tak, swarliwa z ciebie bestia,stary, ale wyjdziesz jeszcze na ludzi.Zatrzymał łódz pięćdziesiąt metrów od brzegu. Wyskakuj, Adamie.Nie chcę przy tej fali dobijać.Coffin spojrzał na morze. Wciąż niezle dmucha. Tak, ale skręca na zachód.Będzie przyjemny wieczór na kąpiel. O której? Koło siódmej.Tym razem punktualnie. Okay Coffin zsunął gumowy kombinezon i wskoczył do wody.W drodze powrotnej na St.David's Gail z Davidem liczyli ampułki.Przygotowalisto torebek po pięćdziesiąt ampułek w każdej, ale zostało ich jeszcze co najmniej dwalub trzy razy tyle.Piętrzyły się na kojach, leżały zwinięte w ręczniki, wypełniały za-rdzewiały zlew.W obawie, by nie popękały, Treece zredukował obroty silnika i łódzwolno wznosiła się i opadała na falach.Wciąż jeszcze liczyli i pakowali ampułki, gdyw półtorej godziny pózniej Korsarz zawijał do przystani.Gdy zawiązali ostatnią torebkę, Sanders oznajmił: Mamy dwadzieścia siedem tysięcy sto siedemdziesiąt sztuk. A więc prawie dwadzieścia osiem zaokrąglił liczbę Treece patrząc na stertyplastykowych torebek ułożonych na pokładzie. Wytwórcy plastyków zbiją na naskupę forsy.Gail obliczała przez chwilę. Jeśli będziemy pracować w tym tempie, wyciągając dziennie nawet pięćdziesiąttysięcy, czeka nas jeszcze co najmniej dziesięć dni roboty. Owszem.Tylko, że ich nie mamy.Po lunchu Treece wyszedł z domu i udał się do leżącej w dole wioski.Gail zmy-wała naczynia.Sanders stanął z tyłu, objął ją i wtulił twarz w jej włosy. Mamy dwadzieścia minut do jego powrotu.Możemy w tym czasie wiele zdzia-łać.Oparła się o niego. Tak sądzisz? Chodz ujął ją za rękę i poprowadził do sypialni.Kochali się w pełnym cichej pasji uniesieniu.Gdy skończyli, Gail dostrzegła, żeDavid ma mokre oczy. Co się stało? spytała. Nic. Więc czemu płaczesz? Nic podobnego. Dobrze.Nie płaczesz.Ale masz łzy w oczach.Próbował zaprzeczać, lecz po chwili powiedział: Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś umarła, gdybym nigdy już nie mógł cię ob-jąć?.Jak on może z tym żyć?.Gail dotknęła jego ust. Myślę, że żyje wspomnieniami.Usłyszeli, że otwierają się drzwi do kuchni.Treece wszedł w towarzystwie Kevi-na, którego potężny, brązowy brzuch wylewał się z opiętych spodenek kąpielowych.Poza nimi miał na sobie jedynie zakurzone, stare, brązowe buty bez sznurowadeł.Najego twarzy malował się wyraz najwyższej niechęci do wszystkiego.Treece poklepałgo po tłustym ramieniu i zwrócił się do Sandersa: Nasz lew morski nie może się doczekać, żeby zamoczyć w wodzie sadełko.Kiedy to ostatnio nurkowałeś? W pięćdziesiątym piątym?Kevin przytaknął z ponurą miną.Zeszli dróżką do przystani.Kiedy Kevin zobaczył leżące w łodzi ampułki, szerokootworzył oczy. Cholera mruknął. Czy to wszystko? Nie.Tyle wydobyliśmy dzisiaj.Na dole jest pełne szambo. Ile? Kto wie? Treece uśmiechnął się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]