[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tsoay wydał krótki okrzyk, przykląkł na jedno kola­no, by zbadać rzecz z bliska, po czym spojrzał przez ramię na Travisa szeroko otwartymi oczami i powiedział podekscytowanym głosem:- Końskie łajno - do tego świeże!5Szedł tędy koń, niepodkuty, ale z jeźdźcem na grzbiecie.Przybył tu z równiny i poruszał się z trudem, kulejąc.Tutaj odpoczywali, być może zaraz po świtaniu - podsumował Travis to, czego dowie­dzieli się na podstawie starannego badania terenu.Nalik'ideyu, Naginita oraz Tsoay patrzyli i słuchali, jakby kojoty, podobnie jak chłopiec, rozumiały każde słowo.- Znalazłem następny! - Tsoay wskazał na ślad pozostawiony przez nieznanego jeźdźca.Miał wrażenie, jakby próbowano go ukryć.- Jeździec jest mały i lekki.Myślę też, że się boi.- Idziemy za nim? - zapytał Tsoay.- Idziemy - zgodził się Travis.Spojrzał na kojoty, jak się tego na­uczył, i przekazał im w myślach polecenie, aby podążały tylko tym śladem.Kiedy jeździec znajdzie się w zasięgu wzroku, miały dać znać o tym, gdyby Apacze jeszcze się nie zorientowali.Bez potwierdzenia, że zrozumiały, kojoty po prostu zniknęły za murem traw.- Są tu więc także inni - powiedział Tsoay, kiedy wraz z Travisem ruszyli w drogę z powrotem do podnóża gór.- Może przybył drugi statek.- Ten koń.- powiedział Travis, potrząsając głową.- Projekt nie przewidywał zabrania w kosmos koni.- Możliwe, że zawsze tu były.- Z pewnością nie.Każdy świat ma inne gatunki zwierząt.Po­znamy prawdę, kiedy zobaczymy tego konia i jego jeźdźca.Po tej stronie gór było cieplej, uderzyło w nich rozgrzane po­wietrze równin.Travis pomyślał, że koń, jeśli by mu pozwolono, zapewne szukałby wody.Skąd się tutaj wziął? I dlaczego jego jeź­dziec uciekał w strachu i pośpiechu?Był to surowy, nierówny obszar i zmęczony, kulejący koń wyda­wał się wybierać najłatwiejszą drogę, bez najmniejszej przeszkody ze strony jadącego na nim człowieka.Travis dostrzegł miękką plamę ziemi z wyrytym głęboko śladem.Tym razem nikt nie próbował go zatrzeć, odcisk buta był wyraźny.Jeździec zszedł z konia i prowa­dził go - lecz poruszał się szybko.Travis i Tsoay podążyli śladami dokoła płytkiego zagłębienia i znaleźli czekającą na nich Nalik'ideyu.Pomiędzy jej przednimi łapami znajdowało się zawiniątko, przy­kryte miękką ziemią, a za nią znajdowały się ślady ciągnięcia czegoś od jamy czerniejącej pod nawisem krzaka.Kojot najwyraźniej właś­nie odgrzebał znalezisko.Travis przykucnął, by zbadać je, najpierw wzrokiem, a dopiero później rękoma.Była to torba sporządzona ze skóry, prawdopodobnie zdartej z jed­nego z dwurożców, sądząc po kolorze i pasmach długiej sierści, pozostawionych jako proste dekoracyjne frędzle dookoła spodu.Brzegi ze­szył ktoś dobrze wprawiony w skórzanym rzemiośle, zamykająca klap­ka była przywiązana ciasno za pomocą plecionych rzemiennych pętelek.Apacz pochylił się nad torbą i poczuł mieszaninę nieznanych mu zapachów.Rozpiął zapięcia i wyciągnął zawartość.Znajdowała się tam koszula, z długimi rękawami, z szarej weł­ny, w naturalnym kolorze runa owczego.Następnie bardzo obszer­na, krótka kurtka.Po dociekliwym zbadaniu jej palcami, Travis stwier­dził, że jest zrobiona z filcu.Została pracowicie ozdobiona koloro­wym haftem, a wzór bez najmniejszej wątpliwości przedstawiał ziemskiego jelenia o rozłożystym porożu w śmiertelnej walce z in­nym zwierzęciem - mogła to być puma.Brzegi wykończono pięk­nym, dziwnie znajomym wzorem.Travis rozprostował kurtkę na ko­lanie i usiłował przypomnieć sobie, gdzie mógł widzieć już coś po­dobnego.W książce! Ilustracja w książce! Lecz w jakiej i kiedy? Na pewno dawno temu i nie był to wzór znany jego ludowi.W środku kurtki znalazł szalik z materii podobnej do jedwabiu, jasnobłękimy - błękitem bezchmurnego ziemskiego nieba w niektóre dni, tak różnego od żółtej tarczy, która teraz wisiała nad nimi.Niewielką skó­rzaną kasetkę zdobił przymocowany do niej sylwetowy wzór wycięty ze skóry.Motywy były równie skomplikowane i bogate jak haft na kurtce - rzemiosło najwyższej próby.W kasetce znajdowały się miseczka, nóż i łyżka, zrobione z matowego metalu.Uchwyty z rogu ozdabiały końskie głowy z maleńkimi, otwartymi oczami z błyszczących kamyków.Było to osobiste mienie, drogie właścicielowi, kiedy więc mu­siał pozostawić je ze względu na ucieczkę, ukrył swój skarb z na­dzieją na późniejsze odzyskanie.Travis powoli spakował wszystko z powrotem, usiłując złożyć ubrania zgodnie z pierwotnymi zagię­ciami.Wciąż nurtowały go owe wzory.- Czyje to? - Tsoay z widocznym podziwem dotknął jednym pal­cem brzegu kurtki.- Nie wiem.Lecz pochodzi z naszego świata.- To jeleń, chociaż ma rogi trochę nie takie, jak trzeba - zgodził się Tsoay.- A puma jest bardzo dobrze wykonana.Ten, kto to zrobił, dobrze zna się na zwierzętach,Travis wepchnął kurtkę z powrotem i zamknął torbę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl