[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lokal był niemal pusty, chociaż w chwilę po naszym przyjściu pojawiło się kilka osób.Zjawiła się też kelnerka, kobieta, nie automat, i wręczyła każdemu z nas małe menu.Wybór nie był przesadnie duży, ale szczycono się przyrządzaniem potraw na podstawie “specjalnych przepisów, nie znanych nigdzie indziej na Meduzie": cerberyjski stek z alg, niezwykły półmisek charonejskich owoców i inne wardenowskie specjały, włącznie z, jak zauważyłem, daniami mięsnymi.W menu podkreślano z dumą, iż żadne z dań nie jest syntetykiem.Miałem co do tego poważne wątpliwości, ale świadczyło to przynajmniej o tym, że bardzo się tutaj starają.Ceny były w miarę rozsądne, tak więc kiedy kelnerka wróciła i zasugerowała specjalne wino z Lilith, popatrzyłem na Ching i zgodziłem się.Szczerze mówiąc, byłem nieco zdziwiony jej propozycją, bo nasz młody wiek rzucał się w oczy.Pojawiło się wino i zostało nalane do kieliszków z małej, drewnianej flaszeczki.Podniosłem swój kieliszek, popatrzyłem na Ching i uśmiechnąłem się.- Czy piłaś kiedyś alkohol?- Nie - przyznała.- Ale zawsze byłam go bardzo ciekawa.- No cóż, wkrótce się zorientujesz, dlaczego go jeszcze nie próbowałaś.Napij się.Pociągnąłem delikatnie z kieliszka, a ona wypiła swą porcję, jak gdyby to była szklanka wody, po czym zrobiła zdziwioną minę.- Smakuje jakoś.dziwnie.W rzeczywistości było to bardzo dobre wino, choć nie miałem pojęcia, z czego je zrobiono.W każdym razie smakowało jak wysokiej klasy białe wino pochodzące ze światów cywilizowanych.- Nie smakuje ci?- Nie.to znaczy, tak.Jest po prostu.inne.Wkrótce wróciła kelnerka, by przyjąć zamówienie.Zamówiliśmy, co trzeba, i odprężyliśmy się.Pomyślałem sobie, że zarówno wino, jak i któraś z potraw mogą zawierać jakiś narkotyk, ale się tym nie przejąłem.Spodziewałem się tego.Popatrzyłem na Ching, która już miała lekko szklane oczy i siedziała, wpatrując się tylko we mnie i uśmiechając.Była drobna i alkohol był dla niej czymś nowym, dlatego też tak szybko zrobił na niej wrażenie.- Czuję się naprawdę świetnie - westchnęła.- Taka odprężona.Sięgnęła po flaszkę, nalała sobie i wypiła jednym haustem.Ja, naturalnie, ciągle jeszcze sączyłem swój pierwszy kieliszek, czując się po raz pierwszy od momentu przebudzenia na tamtym statku - więzieniu jak normalny człowiek.Ktokolwiek składał się na tę opozycję, to stanowiła ona bardzo kulturalne podziemie.Cokolwiek to było, znajdowało się w potrawie, oni jednak pozwolili nam dokończyć posiłek, nim nasza świadomość odpłynęła powoli, czego zresztą żadne z nas w ogóle nie spostrzegło.Ja, spodziewając się tego w jakimś stopniu, mogłem zastosować obronę blokującą takie skutki, ale to zniweczyłoby cały przygotowany przez nich plan.Obudziłem się w śmierdzącym tunelu.Obok mnie kręciło się kilka ciemnych kształtów.Miejsce to odorem przypominało ścieki i nie trzeba było być szczególnie bystrym, by zorientować się, że musi to być leżący pod miastem system kanalizacyjny.To, czego użyli, było lekkim środkiem hipnotyzującym i mogłem bez trudu wydobyć się spod jego działania, jednak nie byłoby to zachowanie, jakiego należało oczekiwać po Tarinie Bulu, wobec czego dokonałem nieznacznych zmian w moim umyśle, powodujących, iż znajdowałem się na tym samym poziomie hipnozy, tyle że nie wywołanej narkotykiem, lecz autosugestią.Gdyby bowiem agenci ulegali działaniu takich prostych środków chemicznych, to ich hodowla, wychowanie i wszechstronne szkolenie nie miałyby sensu.Nie mogłem rozpoznać tych ciemnych kształtów, choć znajdowały się bardzo blisko.Albo więc ludzie ci nosili specjalne, obszerne, czarne płaszcze z kapturami, albo używali jakiegoś rodzaju pola rozpraszającego.- Budzi się na poziomie pierwszym - odezwał się głos kobiecy.- Czas więc - odpowiedział mu inny, niski, męski.- Chwileczkę.niech sprawdzę.- Uklęknął tuż przy mnie, a czarne ramię i czarna dłoń ducha uniosły moją powiekę, sprawdziły puls i dokonały innych rutynowych czynności.Wstał, najwyraźniej usatysfakcjonowany.- W porządku, Siostro 657, chcesz go teraz przejąć?- Tarinie Bulu.czy nas słyszysz? - spytał miękko kobiecy głos.- Tak - odpowiedziałem głucho.- Rozumiesz, że to dla ciebie punkt, od którego już nie będzie odwrotu? Że możesz nam teraz powiedzieć, żebyśmy przywrócili cię do poprzedniego stanu, i nic więcej nie zostanie powiedziane, i nigdy więcej nie nawiążemy z tobą kontaktu? Jeśli natomiast zdecydujesz się iść dalej, jeśli się zaangażujesz w nasze sprawy, to w przypadku oszustwa lub zdrady utracisz życie.- Rozumiem - powiedziałem.- Nie po to tu przyszedłem, żeby się teraz wycofać.Moja odpowiedź chyba im się spodobała.- Doskonale - powiedziała Siostra 657.- Wobec tego wstań i idź za nami.Uczyniłem, jak mi polecono, zauważając przy okazji z zadowoleniem, że leżałem na jakiejś drewnianej platformie, a nie w tej brei poniżej.Faktycznie bowiem szliśmy wąskim pomostem ponad rzeką ścieków, gdzieś pod Rochande, w labiryncie, którego przejście nawet od pracujących tutaj wymagałoby posiadania planów.Tym ludziom takowe jednak nie były w ogóle potrzebne, doskonale wiedzieli, dokąd idą.Pomimo wielu odgałęzień i zakrętów byłem pewien, że potrafiłbym powrócić do punktu startu, ale ta pewność nic mi nie dawała.I tak nie wiedziałbym, czy ten punkt znajduje się w pobliżu tamtej kawiarni, skoro nie miałem przecież pojęcia, jak długo byłem nieprzytomny.Wreszcie pokonaliśmy ostatni zakręt i weszliśmy na prowizoryczny pomost długości około trzech metrów.Prowadził on do otworu w ścianie tunelu, za którym widoczny był słabo oświetlony pokój pełen jakiegoś technicznego sprzętu.Widać tam też było kilka ciemnych kształtów, może około tuzina, jeśliby liczyć także moich porywaczy.Nie było tam zresztą miejsca dla większej liczby osób wśród tych wszystkich lin, sond, kabli i puszek.Posadzili mnie na skrzyni przed sobą.Odprężyłem się.To, co mi zaaplikowali i tak już pewnie zniknęło z mojego organizmu, a przecież oni bez trudu zauważą ten fakt.Siostra 657 wydawała się przewodzić tej grupie.Niezły chwyt, taki koleżeński tytuł i zwykły numer [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl