[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zupełnie nic.- Oto i on - rzekł ksiądz.Dostrzegłam go.Znajdował się o jakieś dwie­ście metrów ode mnie, klęczał na śniegu z obnażo­nym torsem.Nawet z daleka widać było, że jego ciało przybrało z zimna sinawą barwę.Głowę pochylił nisko, a ręce złożył w modlitew­nym geście.Nie wiem, czy to pod wrażeniem cere­monii, której byłam świadkiem poprzedniej nocy, czy też słów tamtej kobiety zbierającej chrust przed swym ubogim domem, ale odniosłam wra­żenie, jakbym stała naprzeciw kogoś przepełnione­go nieprawdopodobną siłą ducha.Kogoś, kto nie należy już do tego świata, kto połączył się z Bo­giem i z duchowym światłem najwyższych niebios.Jasność bijąca od śniegu wokół niego potęgowała jeszcze to wrażenie.- Na tej górze są też inni ludzie - rzekł przeor.- Ci, którzy trwają w nieustannej adoracji, łącząc się z Bogiem i Najświętszą Panną.Ci, którzy wsłuchują się w głosy aniołów, świętych, proroków, w słowa mądrości, i przekazują to nielicznej garst­ce wiernych.I dopóki tak się dzieje, nie będzie kło­potów.Niestety, on nie zadowoli się tym.Pójdzie w świat głosić wiarę we Wszechmocną Matkę.Na-razie Kościół nie chce o tym słyszeć, a ludzie ścis­kają kamienie w rękach, gotowi obrzucić nimi tych, którzy pierwsi podejmą temat.- Zaś kwiatami tych, co przyjdą po nich - do­rzuciłam.- Być może, ale to nie będzie jego przypadek.Ruszył w jego stronę.- Dokąd idziesz, ojcze? - spytałam.- Wyprowadzić go ze stanu uniesienia.Mam za­miar powiedzieć mu, że mi przypadłaś do gustu i że błogosławię wasz związek.Uczynię to właśnie tutaj, w miejscu, które dla niego jest święte.Ogarnęły mnie mdłości, jak kogoś przeszytego nagłym lękiem bez widomej przyczyny.- Zaczekaj, proszę, ojcze! Muszę zebrać myśli.Nie wiem jeszcze, co powinnam robić.- Nic nie da się zrobić.Wielu rodziców popeł­nia błędy w stosunku do własnych dzieci, bowiem wydaje się im, że wiedzą, co jest dla nich lepsze.Nie jestem twoim ojcem i wiem, że nie robię tego, co należałoby uczynić, ale muszę spełnić moje za­danie.Odczuwałam coraz większą trwogę.- Nie przerywajmy mu teraz - powiedziałam.- Dajmy mu czas na medytację.- Nie powinien tu zostać.Jego miejsce jest przy tobie.- Może właśnie teraz rozmawia z Marią?- To bardzo możliwe.Ale mimo to musimy pójść do niego.Jeśli zobaczy mnie z tobą, domyśli się od razu, że powiedziałem ci wszystko.Zna do­brze moją opinię na ten temat.- Przecież dzisiaj wypada święto Niepokalane­go Poczęcia - broniłam się.- Dzień dla niego wy­jątkowy.Wczoraj wieczorem przed grotą promie­niał radością.- Niepokalane Poczęcie jest ważne dla nas wszystkich, zresztą nie mam teraz ochoty rozpra­wiać o religii.Chodźmy do niego.- Ale dlaczego teraz, ojcze? Dlaczego w tej chwili?- Ponieważ teraz ważą się jego losy.I może się zdarzyć, że wybierze niewłaściwą drogę.Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam schodzić ścieżką, która nas tu przywiodła.- Dokąd idziesz? Czy naprawdę nie rozumiesz, że tylko ty możesz go uratować? Nie widzisz, że darzy cię miłością i jest gotów porzucić dla ciebie wszystko?Szłam coraz szybciej i trudno mu było dotrzy­mać mi kroku.- On w tej właśnie chwili dokonuje wyboru.I być może porzuci cię.Walcz o to, co kochasz!Nawet się nie zatrzymałam.Biegłam najszybciej jak tylko mogłam, zostawiając daleko za sobą gó­ry, religię i wszelkie wybory.Wiedziałam, że prze­or biegł za mną zdyszany.Choć przecież czytał w moich myślach i był świadom tego, że każda próba zmuszenia mnie do powrotu okaże się próż­na.Mimo to nalegał, przekonywał, walczył do końca.Wreszcie dotarliśmy do skały, przy której odpoczywaliśmy pół godziny wcześniej.Wyczer­pana upadłam na ziemię.W głowie miałam pustkę.Pragnęłam tylko uciec daleko, zostać sama i mieć czas na zebranie rozproszonych myśli.Przeor pojawił się w kilka minut później, zdy­szany pośpiesznym marszem.- Spójrz tylko na te góry.One nie muszą się mo­dlić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl