[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakbym pętał się po cudzym nie dokońca wyśnionym śnie.Zaciągnął się łapczywie po raz ostatni, rozdeptał niedopałek i wrócił do pracy.Kończąc czyszczeniejednej połowy drzwi, obsypany był kremową mąką od czubka głowy do podeszew butów.Z ubrania pyłobsypał się, gdy tylko zrobił dwa kroki odsuwając się od płyty drzwi, pozostał jednak na twarzy idłoniach.Jutro, pomyślał, dokończę.Teraz należy mi się duża szklanka Tfu, jaka szklanka? Kubek!Kubek herbaty.Albo nie, do cholery, wytrzymam.Pięćdziesiąta pierwsza doba, przedpoAudnie- Pamiętam, jak mówiłaś coś kiedyś o ściganiu się po rezydencji?- Ja? - Ziyra zmarszczyła brew i zastanawiała się chwilę.Ręka z dzbankiem, z którego zamierzałanalać Jonathanowi ziołowego naparu zawisła w powietrzu, tuż nad kubkiem.- A! Rzeczywiście A comasz ochotę?- Owszem - przyznał wyzywającym tonem.- Możemy nawet teraz.- Możemy! - Dziewczyna postawiła dzban, zapominając o pragnieniu mężczyzny, klasnęła w dłonie.-Zawołamy kogoś, żeby był jakiś świadek? - Nie czekając na odpowiedz krzyknęła w powietrze: -Manika? Możesz przyjść do nas? - Jonathan skrzywił się i syknąłcicho, kręcąc jednocześnie z niezadowoleniem głową.Sięgnął do dzbanka i obsłużył się sam.Ziyraroześmiała się beztrosko.- Najwyższy czas, żebyś przestał jej unikać, nikt nie rozumie o co ci chodzi -powiedziała z wyrzutem.- Nikt - Jonathan postarał się, żeby jego głos zawierał tyle sarkazmu, ile tylko dało się weń zmieścić.- Ty też?- Szczerze? Ja też, to znaczy staram się, powiedziałeś mi, ale to nie jest ważne, zrozum.- Podeszłado Jonathana i przytuliwszy się, potarła policzkiem o jego podbródek.- W końcu akurat w tym, naszeświaty, aż tak bardzo się nie różnią, co?Jonathan chwilę zastanawiał się głaszcząc dziewczynę po plecach.- Może mi się wydawało, ale chyba jakoś specjalnie zaakcentowałaś to niby pytanie - Odsunął ją odsiebie żeby móc lekko pocałować w czubek nosa.- Może się i nie różnią - Chciał rozwinąć to zdanie,ale ponad plecami Ziyry zobaczył wchodzącą do pokoju Manikę.Poczuł ciepły rumieniec napoliczkach, ale nie widząc w spojrzeniu kobiety śladu wyrzutu czy cierpienia, odetchnął szybko i skinąłgłową.- WitajZiyra szybko wysunęła głowę poza ramię Jonathana.- Wiesz, że on rzucił mi wyzwanie? - zapytała ze śmiechem.- Zaczyna wreszcie czuć się tu dobrze,prawda?Rumieniec, który już zdążył zniknąć z policzków Jonathana wrócił nań jeszcze wyrazniejszy.PytanieZiyry wydało mu się nieco nietaktowne jakby chciała zaakcentować, że dopiero przy niej stał sięnormalnym mieszkańcem oazy.Manika jednak tak to wyglądało nie dopatrzyła się w pytaniu Ziyryniczego niewłaściwego, swobodnie uśmiechnęła się do Jonathana, wskazała go palcem.- Rzucił wyzwanie całej oazie - powiedziała.- Po raz pierwszy widzę jak zawodnicy zaczynają sięzastanawiać, czy aby nie zająć się swoimi wierzchowcami przed wyścigiem.- Zastanawiają się czy zajmują? - zainteresował się Jonathan.- Tylko zastanawiają, to w końcu nie wymaga wiele wysiłku - zakpiła ze współplemieńców.- Wyścig zadwa dni, więc pewnie nie zdążą już nic więcej zrobić.Chyba że w przyszłym roku.- Oczywiście pod warunkiem, że wygram- Oczywiście - chórem powiedziały kobiety i roześmiały się.- Bo kto stosuje metody pokonanego? - uzupełniła Manika.- Właśnie: pokonanego? - Jonathan wskazał dłonią drzwi.- -cigamy się czy nie?Ziyra obrzuciła go kpiącym spojrzeniem, mrugnęła do Maniki i szybko zrzuciła kamizelę.Jej spojrzenieobarczone było kpiną, sporą dozą pobłażliwości, wyzwania, a dopełniała go pewność siebie.Obiepatrzyły na mężczyznę zrzucającego buty i zakładającego swoje ziemskie kamasze.Jonathanprzytupnął kilka razy, odchrząknął i skinął głową:- Jestem gotów - odchrząknął.- Trasa?- Proponuję - usłyszeli głos od drzwi - żeby Ziyra pobiegła północnym korytarzem, klatką schodową dopierwszego poziomu i wróciła południowym korytarzem po schodach - wszyscy odwrócili się i słuchali,zaskoczeni bezszelestnym pojawieniem się Krycza.Oparł się o framugę drzwi.- A ty biegnij dowolnątrasą, byle byś zbiegł po najbliższych schodach, a wrócił innymi, to chyba wystarczy?- Mnie tak - powiedziała czupurnie Ziyra.- No to biegnijmy - zgodził się Jonathan i pierwszy ruszył do drzwi.Na korytarzu, będąc pewnym, że nikt nie widzi jego twarzy zaklął bezgłośnie.Rzucając wyzwanieZiyrze i jak to określał soyeftiańskiemu bezwładowi, nie spodziewał się, że wyścig, czyszczeniedrzwi i ich funkcjonowanie staną się tak prestiżową sprawą.Zainteresowanie Krycza i Manikiwskazywało, że s raczej pewni nieefektywności wykonanych przez Jonathana zabiegów, a to już cośznaczyło.Odetchnął głośno dwa razy, odwrócił się, objął Ziyrę i zapytał:- Obiecujesz, że jak przegrasz nie będziesz się złościć?- Ja przegram?!Jonathana zdziwiło wyraznie zarysowane w głosie dziewczyny napięcie.Nie mógł uwierzyć, że błahyjakby na to nie patrzeć zakład tak ją podniecił.Chciał powiedzieć coś, co rozładowałoby napięcie,ale kątem oka zauważył jakiś ruch na klatce schodowej, po której za chwilę miał runąć w dół.Odwróciłgłowę i zobaczył wchodzącego po schodach Chsalka.Teatralnie westchnął do nieba; widząc jegozdziwione spojrzenie, chłopak wysunął obie dłonie do przodu, jakby niósł przed sobą jakąśniewidzialną tacę i krzyknął:- Ledwo zdążyłem!Jonathan przesadnie zdumiony rozejrzał się dokoła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]