[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle z ran po śrubach ze skroni trysnęła krew.Wiedźmą wstrząsnął dreszcz.- Kłamiesz!- Jeszcze ci mało? - spytała Eve.- Chcesz, żeby twój mózg wytrysnął w niebo, jak to się stało z twoim Nosicie­lem?Isabel Gowdie zadrżała.Z jej włosów posypały się iskry.A oczy błysnęły białkami.- Zemszczę się za to, Ewo, psia córo, żono Adama.- Rób, co masz robić - ponagliła Eve.Iskrzenie z jej włosów ustało.Isabel Gowdie obnażyła swoje lewe ramię i przez moment Mol Besa ujrzał w niej szczupłą, piękną szkocką dziewczynę, którą musiała być wiele wieków temu, nim oddała się szatanowi.- Zatem zróbmy to, Mol Besa - powiedziała, patrząc na niego dumnie i wyzywająco.Uniosła swój kaftan, od­słaniając biodra i uklękła na ziemi, czoło zanurzając w bło­cie.Deszcz padał na jej nagie, białe pośladki.Mol Besa zerknął na Kasyksa, a ten skinął przyzwalająco.Powoli Mol Besa ukląkł za Isabel Gowdie i uwolnił się ze zbroi.Eve odwróciła się, a Effis patrzyła z twarzą dziwnie smutną.Jedno pchnięcie wystarczyło, by w nią wejść.Była zimna, ale w środku gorąca.Posuwał ją niepewnymi, gwałtownymi ruchami.W ustach mu zaschło i nie mógł opanować drżenia.Najgorsze było to, że kiedy z nią spółkował, przedziałek w jej włosach zaczął się poszerzać, rządek po rządku wypadły jej z głowy wszystkie włosy, aż w końcu ukazała się druga twarz.Jedna twarz wciśnięta w błoto, dysząca w ekstazie.Druga - wystawiona na deszcz, płaczą­ca z bólu.Mol Besa widział, jak chuda klatka piersiowa Isabel Gowdie spazmatycznie unosi się i opada.Coś białego wyślizgnęło się z ust jej wierzchniej twarzy, a ona schwyciła to w ręce.W tym momencie z bólem i bez przyjemności Mol Besa trysnął spermą.Wstał, doprowadzając do porządku zbroję.Isabel Gow­die przez chwilę leżała bez ruchu, podczas gdy jej włosy zamknęły się nad wierzchnią twarzą.- Dokonało się - powiedziała cicho.- Plaga wróciła do mnie.Możesz mieć swoje niebo bez względu na to, ile ono jest warte.Wstała ubłocona i mokra, a jej zmierzwione białe włosy sypały iskrami.Trzymała coś w zagłębieniu swoich dłoni.- A to - powiedziała - stworzyli razem służebnica szatana i Wojownik Nocy, kiedy dobro i zło pojednało się w swych różnicach.Podchodziła od jednego do drugiego, pokazując im wątłe, małe dziecko, nie dłuższe niż dwadzieścia, dwadzieścia pięć centymetrów, małego chłopca, błyszczącego i nagiego.Po­całowała go, po czym uniosła wysoko, a on odpłynął z jej dłoni, jakby był błyszczącym puchem ostu i nic nie ważył, okręcił się raz i zniknął w ciemnościach nocy.Wtedy Mol Besa pociągnął za cyngiel pistoletu z rów­naniem i obrócił to, co zostało z nieskończoności Isabel Gowdie, w niekończący się krzyk.Stanley opierał się o barierkę Embarcadero, przyglądając się dokowaniu argentyńskiego statku szkoleniowego z całą załogą na pokładzie.W pewnej chwili nadszedł szczupły młody mężczyzna w białym garniturze od Armaniego i przy­stanął obok.San Francisco to San Francisco, Stanley więc odsunął się nieco.- Co słychać? - odezwał się mężczyzna.Dopiero wtedy Stanley spojrzał na niego i rozpoznałSpringera.- Wszystko w porządku - odparł ostrożnie.- Chyba nie przyszedłeś, żeby dać mi jakieś nowe zadanie?Springer uśmiechnął się i potrząsnął głową.- Chciałem po prostu zobaczyć, jak się miewasz.Ciepło dziś, prawda?Stanley potaknął milcząco.- Co u Leona?- W porządku.- A u Eve?- Wygląda na to, że zaczynamy się docierać.Czas pokaże.- Henry przesyła ci pozdrowienia - powiedział Sprin­ger.- Angie wyszła za tego swojego Paula.- Angie - powtórzył Stanley.Zabrzmiało to jak imię z innego świata.- Jest jeszcze coś - powiedział Springer.Pogrzebał w swojej kieszeni i wyciągnął miękki czerwony welwetowy woreczek.- Zatrzymałem to u siebie.Niektórzy ludzie nie zawsze mają czas, by się pożegnać.Poluźnił tasiemkę i pokazał Stanleyowi, co jest w środku.Stanley zdziwił się.- Kości?- Ściślej mówiąc, kości lewej dłoni Gordona - wyjaśnił Springer.Otworzył woreczek szerzej, uniósł go i bez ceremonii wytrząsnął kości do doku.Upadły do wody z lekkim plaśnięciem.Stanley popatrzył w dół, jak toną.- Żegnaj, Gordonie - powiedział.- Miło cię było poznać.To mogło być tylko zawirowanie wody albo refleks światła, ale Stanleyowi wydawało się, że ujrzał przez chwilę dłoń wyciągniętą ponad powierzchnią wody, która pokiwa­ła mu z żalem.Jeśli kiedykolwiek w radio usłyszysz najwspanialszą baro­kową muzykę skrzypcową, to na pewno wykonuje ją Stan­ley Eisner.Jeśli natomiast usłyszysz dziwny krzyk w nocy, krzyk, który nie wiadomo skąd pochodzi, i trwa, trwa bez końca, to wiedz, że właśnie minęła cię Isabel Gowdie.A kiedy usłyszysz płacz dziecka, żałosny i cienki, wiedz, że to płacze Dziecko Nocy, syn wiedźmy i Wojownika Nocy, wzgardzony przez szatana, niekochany przez Boga, który nigdy nie będzie mógł znaleźć drogi do domu.* * *[1] William Shakespeare, Makbet.Przełożył Stanisław Barańczak.„W drodze", Poznań 1992 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl