[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomysł, jakoby nasza rodzina szybko poradziła sobie ze śmiercią mojego brata, od początku wydawał mi się niedorzeczny.– Tato, dobija mnie myśl, że nie mogę sobie przypomnieć, co się z nim stało.– Dlaczego? – spytał poważnym tonem.– Przecież to dar.Oddałbym wszystko, by nie czuć tego cierpienia.Kiedy Brady zachorował… zarówno on, jak i my przestaliśmy być sobą.A teraz mamy okazję zacząć od nowa.I znowu cieszyć się życiem.– Tato – powiedziałam łagodnym głosem, a po policzkach popłynęły mi łzy – przecież żadne z nas tak naprawdę nie jest szczęśliwe.Nie próbował zaprzeczać ani dowodzić, że świetnie sobie radzimy.Wstał tylko, pogładziłmnie po włosach i bez słowa wyszedł z pokoju.Kiedy zostałam sama, zwinęłam się w kłębek na łóżku.Czułam się nieszczęśliwa, samotna i zdruzgotana.Chciałam się dowiedzieć, co spotkało mojego brata.I chciałam przypomnieć sobie, jaka kiedyś byłam.Przede wszystkim jednak pragnęłam być szczęśliwa.Poużalałam się trochę nad własnym losem, leżąc na łóżku Brady’ego, po czym wróciłam do swojego pokoju.Kiedy przeglądałam notatnik, mój wzrok padł nanagryzmolony numer telefonu Lacey.Czując nadciągającą migrenę, połknęłam szybko sporą dawkę środków przeciwbólowych i chwyciłam za komórkę.* * *Gdy o dwudziestej pierwszej Lacey podjechała w umówione miejsce, jej twarz rozświetlałuśmiech.– Sloane, wygląda na to, że powoli odkrywasz w sobie naturę buntowniczki – rzuciła na powitanie, gdy wsiadłam do jej wściekle zielonego volkswagena garbusa.Podłogę zaścielały niezliczone torebki po fastfoodowym jedzeniu.Wszystkie uchwyty na napoje były zajęte.Lacey ubrana była w zwyczajną żółtą bluzę, ale za to miała zupełnie odjechany makijaż.Kompletnie nie kojarzył się z image’em typowego świeżaka.Wyglądałzajebiście.– Naprawdę chcesz wybrać się do Centrum Odnowy? Odniosłam wrażenie, że miejsce nieprzypadło ci do gustu.– Chcę – odparłam.– Tym razem żaden agent nie będzie mi już patrzył na ręce, więc może mi się spodobać.– Sloane – powiedziała poważnym głosem Lacey – oni zawsze patrzą.Nigdy o tym niezapominaj.Po chwili włączyła radio i z głośników popłynęła jakaś popowa piosenka o miłości.Jej tekst był do bólu słodki.Złożyłam ręce na kolanach, próbując w ten sposób opanować pragnienie wyłączenia odbiornika.Najchętniej opowiedziałabym Lacey o Jamesie i Bradym.Nie chciałam jednak wprawiać jej w posępny nastrój.W pewnym momencie dostałam nowego SMS-a, zamiast jednak sprawdzić, kto do mnie napisał, podkręciłam głośność w radiu.Kiedy weszłyśmy do gmachu Centrum, przywitało nas tam mrowie ludzi.W miarę jakProgram zyskiwał popularność w kolejnych krajach, coraz większą wagę przywiązywano do sprawnej asymilacji świeżaków.Donosiło o tym choćby MTV.Sala wypełniona była teraztłumem ludzi – wszyscy śmiali się i świetnie bawili – tylko pod ścianami wystawali wciąż agenci.Dodano specjalny sektor, gdzie można było pograć w gry wideo.Dostrzegłam tam grupkę chłopaków, ubranych bez wyjątku w przepisowe eleganckie ciuchy.Zerknąwszy na swojeubrania, przekonałam się, że nie odbiegam od normy.Ubrania w tym stylu były niczym mundury, po których można było rozpoznać świeżaka.Rozpięłam koszulę do wysokości stanika, po czym razem z Lacey skierowałyśmy się do kanapy.Nadal nie mogłam uwierzyć, że znowu tu jestem.Przecież obiecałam sobie, że moja noga tu nie postanie.Nie mogłam jednak wytrzymać w domu, a Centrum Odnowy było jedynymmiejscem, gdzie spotykali się ludzie w moim wieku.A w każdym razie tacy, którzy nie mają innych znajomych.Lacey rzuciła się na kanapę i omiotła spojrzeniem pomieszczenie, jakbykogoś wypatrywała.– Przyznaj się, kto tym razem – poprosiłam żartobliwie, trącając ją łokciem w bok.– Nie mam bladego pojęcia, o czym mówisz – odparła niewinnym głosikiem.– Słowohonoru, nie wypatruję chłopaka, który obiecał, że się tu zjawi.– Czyżbym miała wreszcie poznać twojego tajemniczego amanta? – spytałam wesoło.– Chyba najwyższa pora – stwierdziła Lacey dziwnie poważnym głosem.Zanim zdążyłam poprosić ją o wyjaśnienia, kątem oka dojrzałam nieopodal czerń męskiej koszuli.W pomieszczeniu pełnym pstrokatych kolorów wydawała się zupełnie nie na miejscu.To Liam.– Zaraz wracam – powiedziałam, podrywając się z kanapy.Liam kluczył pośród tłumu, wreszcie dotarł do tylnych drzwi i wymknął się na taras.Ruszyłam za nim, a po chwili owionęło mnie rześkie powietrze.Liam stał przy barierce, zwrócony twarzą do rozpościerającego się poniżej parkingu.Chciałam spytać go o tamten wieczór, o to, skąd znał mnie i Jamesa.– Cześć – odezwałam się w półmroku.Kiedy odwrócił się do mnie, drgnęłam zaskoczona – miał podkrążone oczy i splątane włosy, był brudny.Sprawiał wrażenie, jakby coś mu było.O Boże, nagle dotarło do mnie, że mam przed sobą chorego człowieka.– Sloane – powiedział.Jego usta wykrzywił szyderczy uśmiech, a na twarzy odmalowała się złość i nienawiść.– Przysłali cię, żebyś mnie zgarnęła? Wykorzystują teraz do tego świeżaków?Serce waliło mi w piersi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]