[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przemyję jej nogę i opatrzę - oznajmiła Paskuttiemu, którego mdliło już od tych zabiegów.- Lepiej zajmować się ofiarą niż napastnikiem.Sam pomyśl, nadziać się na takiego.- Przypomniała sobie ohydny łeb stworzenia i rzędy śmiercionośnych zębów wyszczerzonych na filmie, który pokazywał jej Kai.- Ten zwierzak nie stawiał zbyt wielkiego oporu - powiedział Paskutti tak ostrym tonem, że Varian spojrzała na niego.Nie oczekiwała oczywiście, że ujrzy choć cień emocji na pozbawionej wszelkiego wyrazu twarzy grawitanta, ale spostrzegła w jego jasnych oczach jakieś przedziwne podniecenie, które na moment ją przeraziło.Odniosła bowiem wrażenie, jakby Paskutti był nienaturalnie, wprost oburzająco podekscytowany widokiem rany i w ogóle całym zajściem, podczas którego jedno zwierzę pożerało żywcem inne.Szybko odwróciła się, nie chcąc, by Paskutti zauważył, że go obserwuje.Dokończyli zabieg bez dalszych utrudnień ze strony Mabel, za to gdy uwolnili ją z lin, z taką złością machnęła ogonem, że musieli pośpiesznie wycofać się za ogrodzenie.Skoro tylko jej dobroczyńcy znaleźli się dalej, Mabel opuściła agresja.Zwierzak przerwał groźnie brzmiące warczenie i rozejrzał wokół, jakby zupełnie zbity z tropu nieoczekiwaną ucieczką “napastników".Jej krótkowzroczne oczy z wielką uwagą wpatrywały się w przestrzeń ponad ich głowami.Dopóki stali nieruchomo, Mabel nie była w stanie ich spostrzec.A więc śmiertelny wróg Mabel musiał być o wiele większy od niej mimo pokaźnych rozmiarów jej cielska i nawet z daleka łatwo rozpoznawalny po zapachu, sądząc po gwałtownym rozdęciu jej nozdrzy.- Co teraz, Varian? - spytał Paskutti, gdy wydostali się z zagrody.Jego głos był zupełnie matowy, co jedynie uwydatniało niecierpliwość, z jaką czekał odpowiedzi.- Teraz przyjrzymy się zwierzętom zamieszkującym tereny poza płytą kontynentalną, żeby Kai i jego drużyna mogli bezpiecznie rozłożyć tam obóz pomocniczy.Zabieramy ślizgacz, Paskutti, więc jeśli zorganizujesz parę taśm, będziemy mogli również rozejrzeć się w poszukiwaniu minerałów.- Broń?- Zwykła, osobista.Nie będziemy polować.Będziemy obserwować - Varian odparła nieco szorstko, bardziej oschle niż zamierzała, ale w niewinnym pytaniu Paskuttiego dźwięczała jakaś odpychająca i wstrętna żądza.Tardma zachowywała się obojętnie jak zawsze, lecz należało pamiętać, że nigdy nie zrobiła niczego - nawet nie uśmiechnęła się - nie zerknąwszy najpierw na Paskuttiego.Wrócili do obozu po sprzęt.Varian zauważyła dzieciarnię zgromadzoną wokół ogrodzenia Dandy i przypatrującą się, jak Lunzie go karmi.Jego gruby, ale krótki ogonek śmigał to w jedną, to w drugą stronę - z zadowolenia lub nienasyconego łakomstwa.- Dandy nie ma kłopotów z jedzeniem, co? - zapytała Bonnarda.- To już druga butelka - oznajmił chłopiec, nie posiadając się z dumy.- Lunzie mówi, że będziemy go mogli karmić, gdy trochę bardziej się z nami oswoi - dodała Cleiti, a Terilla pokiwała potakująco główką.Jej błyszczące oczy otwarły się szeroko, ożywione niewiarygodną przygodą, która ją czekała.Biedna mała dziewczynka, pomyślała Varian, wspominając swe szczęśliwe dzieciństwo spędzone z rodzicami - weterynarzami pośród najróżniejszych gatunków zwierząt na rozmaitych planetach.Nie pamiętała, by kiedykolwiek zabrakło jej zwierzaka, którego mogłaby przytulić i opiekować się nim.Niewielkie stworzonka przynoszone jej rodzicom, by się nimi zaopiekowali lub wyleczyli je, powierzane były jej pieczy, odkąd uznano ją za wystarczająco odpowiedzialną dziewczynkę.Nie lubiła tylko Galormisów, Jej wrodzony instynkt ostrzegł ją przed nimi już w chwili, gdy odkryto te zamaskowane diabły na Aldebaranie 4, lecz jako początkujący adept weterynarii musiała trzymać język za zębami i nie zwierzać się nikomu ze swych podejrzeń.Miała sporo szczęścia, gdy Galormis zaatakował mieszkańców jej domu, wyruszywszy na swój nocny żer.Na ramieniu Varian zostały jedynie słabo widoczne ślady zębów.Jego siekacze wyposażone były w kanaliki zawierające substancje paraliżujące, dzięki którym Galormis mógł obezwładnić ofiarę.Potwór zdążył zabić swojego opiekuna, lecz na szczęście strażnik, zaalarmowany tym, że nie nadchodził jego zmiennik, zbudził obóz.Galormis został schwytany, ogłuszony, a później uśmiercony.Planetę zaś wciągnięto na listę światów zakazanych.- Najpierw sprawdzimy, czy Dandy potrafi się zachować, Terilla - powiedziała Varian, wierząc szczerze w stare przysłowie, że “kto się na gorącym sparzy, ten na zimne dmucha".Ten, kto je wymyślił, nie miał oczywiście na uwadze Galormisów, za to miała ich na uwadze Varian i uznała powiedzenie za równie trafne w odniesieniu do sytuacji z Dandym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]