[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bezkofeinowa? My z Mamą prawdziwą kawę pijamy tylko rano.Zapewniam go, że bezkofeinowa.- Ale mocna, niech cię diabli.Taką piją w wojsku?- Nie, we Francji, Tato.We Francji pija się bardzo mocną kawę w maleńkich filiżaneczkach, najczęściej bez śmietanki i bez mleka.- Obym tylko mógł spać w nocy po tej kawie.Pozmywawszy, jedziemy do szpitala.Tym razem Tacie udaje się już podać nazwy kilku ulic.Powoli wraca mu pamięć.Tłumaczę, że może się przecież tak zdarzyć, że będzie musiał sam odwieźć Mamę do szpitala.- Ale ja nie mam prawa jazdy, John.- W razie nagłej konieczności to nie ma znaczenia, Tato.W sytuacji kiedy w grę wchodzi życie ludzkie, nikt cię nie będzie aresztował.Powinienem go namówić, żeby mnie przewiózł kilka razy po ulicy dla wprawy.Mama biadoli.Nie pozwalają jej oglądać telewizji.Telewizor wisi na ścianie na wprost łóżka, ale siostry nie chcą dać Mamie zdalnego wyłącznika.Pyta mnie też, czy nie mógłbym załatwić, żeby jej zdjęli monitory.- Ja od tego oszaleję, Jacky.Te głupie zielone kreski cały czas wiją się przed oczami, a ta czerwona kropka bez przerwy mruga i wyświetla cyfry.Święty by nie wytrzymał.Tłumaczę, że puls, że elektrokardiogram, że pielęgniarki muszą cały czas obserwować.- Przekonasz się: oni tu ze mnie robią królika doświadczalnego! Wiedziałam od początku! Jak ja mam wracać do zdrowia w takich warunkach? Robią na mnie eksperymenty.Człowiek im płaci, nie wiem jakie pieniądze, a oni w nosie mają, czy żyje, czy umrze.Tato kręci głową.- Ty, Bette, najlepiej rób, co ci mówią lekarze.Oni się na tym znają.Musisz mieć do nich zaufanie.Kiedy już mamy iść, Tato znów się wyrywa.Miałem nadzieję, że go w porę wyciągnę, ale nie udało się.- Kiedy wracasz do domu, Bette?Mama znów patrzy na mnie znacząco.Nie tylko unosi brwi, ale przy tym powoli, jakoś tak nieprzyzwoicie, puszcza do mnie lewe oko.Tato dostrzega to i kurczy się w sobie.- Nie martw się, Tato.Mamie nie jest tu źle, a do domu wróci, jak tylko lekarze uznają, że przyszła stosowna pora.Teraz Mama rusza do ataku.- Możesz mi wierzyć, że nikomu bardziej niż mnie nie zależy, żeby stąd jak najprędzej wyjść.Mama upiera się, żebym porozmawiał z lekarzem na temat jej hipotezy, że to była niestrawność.Obiecuję umówić się na rozmowę.Po powrocie do domu wyliczam Tacie, czego będzie musiał się nauczyć.- Nigdy tego nie spamiętam, Johnny.Nie zapominaj, że ja mam słabą pamięć.Biorę się do sporządzania list.Wypisuję je drukowanymi literami, flamastrem, na kartkach formatu pocztówkowego.Jak programowanie komputera.Wszystko sprowadzam do tak-nie, włączyć-wyłączyć, system dwudzielny.Staram się, żeby instrukcje były proste i jednoznaczne.Na przykład pod “Zmywanie naczyń" wyliczam kolejno zabiegi konieczne przy zmywaniu.Wychodzi tego trzydzieści siedem punktów: wcisnąć do wody porcję płynu pieniącego, wyciągnąć korek z odpływu, odcisnąć gąbkę, itd.Kartkę wywieszam nad zlewozmywakiem.W instrukcji “Odkurzanie" wymieniam wszystkie przedmioty wymagające odkurzenia i miejsce przechowywania szmatki do kurzu - instrukcja kończy się słowami: “odwiesić szmatkę na haczyk w szafce w przedpokoju".Bawię się świetnie; Tato łapie ducha sytuacji.Nie jest urażony.Cieszy się, że mu mówię, co ma robić, jasno i wyraźnie, tak, żeby nie miał okazji do popełnienia błędu.Znów odzywa się w nim syndrom szef-podwładny.Na przenośnej tabliczce wywieszam serię kartek z opisami zajęć w takiej kolejności, w jakiej powinny być wykonywane w ciągu dnia.Tato wszędzie chodzi z tą tabliczką.Na noc kładzie ją sobie na nocnym stoliku koło łóżka.Nazajutrz rano sam się ubiera, ściele łóżko i wychodzi do łazienki - w furażerce na głowie.Szura kapciami przez hall zatopiony w lekturze tabliczki.Widok jest żałosny i komiczny zarazem, ale Tato szczęśliwy - jakby się wybierał na poszukiwanie skarbów.Wieczorem, w przerwach między oglądaniem telewizji, przegląda kartki na tabliczce i zadaje mi pytania.- To nic trudnego, na pewno sobie poradzę.Zaczynam go też przygotowywać do opiekowania się Mamą.Boję się, że po moim wyjeździe Mama może dostać w domu następnego zawału.A w ciągu tych pierwszych minut tak wiele można zrobić.Sztuczne oddychanie metodą usta-usta i zewnętrzny masaż serca mogą przesądzić o życiu albo śmierci.Tato musi się nauczyć tych zabiegów.Próbuję mu o tym powiedzieć, ale czuję w nim jakiś opór wewnętrzny: Tato nie chce mieć nic wspólnego z taką stresową sytuacją.Ja się jednak nie poddaję.W tej sprawie nie mogę się z nim cackać.- Patrz, Tato, ja ci wszystko pokażę.Będziesz musiał tylko trzymać się instrukcji.Uparcie unika patrzenia mi w oczy.- Mnie tego nauczyli w wojsku, Tato.W ten sposób uratowano życie setkom ludzi.Wolałbym go nie okłamywać, ale trudno, idę na całość.Oddychanie metodą usta-usta i masaż serca robiłem raz w życiu, we Francji, pewnej staruszce, która i tak już nie żyła.Całą swoją skromną wiedzę na ten temat czerpię z podręcznika Merck Manual.Kiedy w telewizji następuje przerwa w programie i lecą reklamy, udaje mi się nakłonić Tatę do położenia się przed telewizorem.Kładzie się i krzyżuje ręce na piersiach jak nieboszczyk.Uporczywie wlepia wzrok w sufit, na mnie nie patrzy.Klękam obok, wsuwam mu ręce pod kark i unoszę głowę.- Teraz, Tato, otwórz usta i wystaw język.Wykonuje polecenie.Chwytam za podbródek, jednocześnie unosząc głowę i odpychając ją w tył; palcami zatykam nozdrza.Tato patrzy mi prosto w oczy.Przez cały czas relacjonuję na głos tok czynności, głosem - jak mi się zdaje - cichym i opanowanym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl