[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego wasale i to­warzysze należeli teraz do niego.Jednak czegoś tu brakowało.Przyjrzał się z uwagą tancerzom moredheli tańczącym ku jego uciesze w perfekcyjnej harmonii z muzyką.Tutaj wszy­stko było jak trzeba.Poczucie braku, niedosytu pochodziło z głębin jego wnętrza.Alengwan, którą Elfy nazywały swoją Księżniczką, a która była ostatnio jego ulubienicą, siedziała u stóp tronu czekając, aby mu się przypodobać.Prawie nie zauważał teraz jej pięknej twarzy i gibkiego ciała, przyobleczonego w cienką jedwabną szatę, która raczej uwydatniała piękno, niż je okrywała.– Czy coś cię niepokoi, panie? – spytała cichutko.Sta­rała się ukryć swoje przerażenie, które było równie widoczne, jak jej ciało pod cieniutką materią.Spojrzał w drugą stronę.Dostrzegła jego niepewność, a to równało się jej śmierci; zabije ją później, postanowił.Nieopa­nowany apetyt ciała opuścił go ostatnio, zarówno apetyt na przyjemności łoża, jak i chęć zabijania.Rozmyślał nad bez­imiennym i nieuchwytnym uczuciem, dziwnymi i obcymi mu do tej pory emocjami.Ashen-Shugar podniósł rękę do góry.Tancerze padli natychmiast na ziemię z czołami przyciśniętymi do kamiennej posadzki.Muzycy przerwali w pół tonu.W ja­skini zapadła dźwięcząca w uszach cisza.Jednym niedbałym ruchem dłoni oddalił wszystkich.Wybiegli pośpiesznie z wiel­kiej sali, przemykając koło ogromnego złotego smoka, Shuruga, który spokojnie czekał na swego pana.– Tomas.– Usłyszał czyjś głos.Otworzył raptownie oczy.Dolgan położył mu rękę na ra­mieniu.– Już czas, noc zapadła.Pospałeś sobie, chłopcze.Tomas potrząsnął gwałtownie głową i plączące się na ob­rzeżach świadomości strzępy obrazów pierzchły.Zaburczało mu w brzuchu, kiedy uleciała ostatnia migotliwa wizja wo­jownika w bieli i złocie pochylonego nad skrwawionym ciałem księżniczki Elfów.Wyczołgał się z innymi spod wiszącej nisko nad ziemią skały i podążyli ku rzece.W puszczy panowała martwa cisza.Nawet nocne ptaki przyczaiły się, nie chcąc zdradzić miejsca swego pobytu.Bez większych przeszkód dotarli do brzegu rzeki.Tylko raz musieli raptownie przypaść do ziemi, aby przepuścić prze­chodzący w pobliżu patrol wroga.Szli wzdłuż brzegu ze zwia­dowcą na przedzie.Po kilku minutach marszu zwiadowca wró­cił do reszty oddziału.– Łacha piasku przecina rzekę.Dolgan dał im znak ruchem głowy i po cichu poszli dalej.Dotarli na miejsce i pojedynczo weszli do wody.Tomas i Do­lgan czekali na brzegu, aż wszyscy przejdą na drugą stronę.W chwili, kiedy ostatni Krasnolud wchodził do wody, nieda­leko na brzegu ktoś krzyknął.Krasnoludy zamarły w bezruchu.Tomas bezszelestnie ruszył w tamtym kierunku i zaskoczył wartownika Tsuranich, który wpatrywał się w nurt rzeki, usi­łując dostrzec coś w mroku.Zanim padł martwy na ziemię, żołnierz zdołał krzyknąć.W tej sekundzie, tuż obok, za drze­wami rozległy się krzyki.Tomas ujrzał zbliżające się pośpiesznie w jego stronę świat­ło latami.Odwrócił się i pobiegł w stronę swoich.Dolgan czekał na niego na brzegu.– Uciekaj! – krzyknął Tomas.– Są tuż za nami.Kilku Krasnoludów zatrzymało się niezdecydowanie w wo­dzie.Tomas i Dolgan wskoczyli do rzeki.Woda była bardzo zimna, a prąd wartko opływał łachę.Tomas, brodząc po pas w wodzie, z trudem utrzymywał się na nogach.Krasnoludom woda sięgała prawie pod brodę.Nie będą w stanie w niej wal­czyć.Kiedy pierwszy Tsurani rzucił się do wody, Tomas za­trzymał się i odwrócił, aby powstrzymać przeciwnika i umo­żliwić reszcie bezpieczną ucieczkę.Zaatakowało go jedno­cześnie dwóch żołnierzy.Po chwili obaj spłynęli z nurtem wody.Kilku następnych wskoczyło do rzeki i Tomas miał zaledwie krótką chwilę przerwy, aby odwrócić się i zobaczyć, jak sobie radzą Krasnoludy.Prawie cały oddział dotarł już na drugi brzeg.W świetle rzucanym przez latarnie Tsuranich dostrzegł na twarzy Dolgana rozpacz i gniew.Rzucił się na żołnierzy wroga.Czterech czy pięciu usiło­wało go otoczyć.Jedyne, co mógł w tej sytuacji zrobić, to trzymać ich w szachu na długość miecza.Ilekroć próbował któregoś zabić, angażując się bardziej w walkę, odsłaniał się z innej strony.Nowe głosy, które dobiegły go z oddali, mówiły mu, że jego przegrana jest już tylko kwestią paru chwil.Powiedział sobie w duchu, że drogo za to zapłacą, i ciął niespodziewanie najbliższego żołnierza, rozbijając tarczę i łamiąc mu ramię.Tsurani, wyjąc z bólu, upadł w wodę.Odparował tarczą cios następnego, kiedy świsnęło mu koło ucha i żołnierz wroga padł w tył.Z piersi sterczała długa strza­ła.W ułamku sekundy powietrze zrobiło się gęste od lecących strzał.W nurty rzeki wpadło kilku kolejnych wrogów.Reszta krzycząc wycofywała się na swój brzeg.Żaden jednak tam nie dotarł.Wszyscy zginęli w nurtach rzeki przeszyci strzałami.Tomas usłyszał naglący głos.– Pośpiesz się, człowieku.Za moment odpowiedzą tym samym.Jakby na potwierdzenie tych słów koło twarzy Tomasa przemknęła strzała wypuszczona w przeciwnym kierunku.Ru­szył pędem w stronę bezpiecznego brzegu.Kolejna strzała tra­fiła go w hełm.Potknął się w wodzie.Złapał równowagę i w tym momencie następna trafiła w nogę.Rzucił się do przodu.Poczuł pod stopami piaszczysty brzeg.Zobaczył przed sobą czyjeś wyciągnięte ręce.Chwyciły go i szybko pociągnęły po piachu.Zakręciło mu się w głowie.Obraz przed oczami zaczął falować na wszystkie strony i rozmywać się.Usłyszał jakiś głos.– Zatruwają swoje strzały.Musimy.– Reszta rozpły­nęła się w nieprzeniknionym mroku i ciszy.Tomas otworzył oczy.Przez moment nie miał pojęcia, gdzie się znajduje.Kręciło mu się w głowie.W ustach czuł suchość.Zamajaczyła nad nim czyjaś twarz.Ktoś uniósł mu głowę do góry i przyłożył naczynie z wodą do ust.Pił długo i łapczywie.Poczuł się trochę lepiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl