[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie rozchodźcie się.Zaraz wracam.Moreta ustawiła Holth przy starcie pod takim kątem, żeby obydwie dobrze widziały, jak wysoko na niebie jest słońce.Potem sprawdziła pierwszą etykietę: Warownia Nadrzeczna Keroonu, usytuowana w miejscu, gdzie rzeka, spadając z płaskowyżu, pędziła jak szalona przez wąską gardziel skalną.Holth skoczyła w niebo i zniknęła „pomiędzy”, a Moreta koncentrowała się na tej skalistej gardzieli.Na spotkanie wyszedł jej uzdrowiciel Warowni Nadrzecznej Keroonu i z wdzięcznością przyjął dostawę.Zaczynali się już martwić, ponieważ obiecano im szczepionkę wczesnym rankiem.Następnie poleciały bardziej na pomocny wschód, do Warowni Wysokiego Płaskowyżu.Ktoś wpadł na dobry pomysł i biegusy zapędzono do kanionu, gdzie czekały na szczepionkę.Gospodarza trzeba było zapewnić, że „to coś” im pomoże, ponieważ od momentu, kiedy otrzymał komunikat o kwarantannie, nie kontaktował się z nikim „z nizin” i wiedział tylko tyle, ile podały bębny.Oczywiście chciał dowiedzieć się czegoś więcej, ale Moreta powiedziała mu, że kiedy już zakończy szczepienia, może zejść na dół, a tam mu ktoś wszystko dokładnie opowie.Następnie poleciała na zachód, gdzie przy wielkim uskoku skalnym znajdowała się Warownia Krzywej Góry, w której zgromadzono liczne stado biegusów.I to był koniec pierwszej rundy.Obleciała jeszcze cztery gospodarstwa i za każdym razem, kiedy lądowała przy Stajniach po następne szczepionki, słońce było o godzinę niżej na niebie, chociaż dla nich z Holth trwało to dużo dłużej.Holth startowała z coraz większym wysiłkiem.Dwa razy Moreta pytała smoczycę, czy nie chce chwilę odpocząć.Za każdym razem Holth odpowiadała stanowczo, że może latać dalej.Wysokość słońca na niebie była główną współrzędną, jaką Moreta podawała Holth.Teraz opadło już ono ku zachodowi i wyglądało jak latarnia, płonąca na coraz bardziej pomarańczowy kolor.Moreta walczyła z upływem czasu i zaczynało jej się wydawać, że walczy z tym opadającym coraz niżej słońcem.Potrzebowały czasu, żeby rozpoznać każdy nowy cel podróży, dolecieć do warowni czy chaty, przekazać butelki ze szczepionką i pakieciki igieł cierniowych, cierpliwie raz po raz tłumaczyć, ile wynosi dawka dla zwierzęcia i człowieka, powtarzać polecenia, które wcześniej przesłano już za pomocą bębnów i posłańców.Mimo usilnych starań Mistrza Tirone’a, w niektórych co bardziej osamotnionych warowniach, gdzie nie dotarła zaraza, ludzie wpadali w panikę.Tym większą grozą przejmowały ich cierpienia, których sami nie zaznali.Tylko fakt, że przylatywała na grzbiecie smoka, nieco ich uspokajał.Smoki zawsze oznaczały bezpieczeństwo, nawet dla osadników żyjących w największym odosobnieniu.Musiała tracić cenny czas, żeby podnosić Holth na duchu, wracać do Stajni po następny ładunek szczepionki i znowu lecieć.Przez całą ostatnią rundę utrzymywała słońce na wysokości wczesnego popołudnia.Czuła, jak narasta w niej potworne zmęczenie, związane z podróżowaniem w czasie, jak Holth robi się coraz bardziej ociężała.Kiedy jednak zapytała smoczycę, czy nie powinny przez chwilę odpocząć, Holth odparła, że chciałaby tylko, żeby ten Keroon miał parę porządnych gór, a nie tylko te okropne równiny.Wreszcie dostarczyły ostatnią porcję szczepionki i siatki leżące w poprzek kłębu Holth zrobiły się wreszcie puste.Znajdowały się w niewielkim, położonym na zachodzie gospodarstwie, w samym środku olbrzymiej, falującej równiny.Niespokojna gromada biegusów stała wokół wielkiego wodopoju.Gospodarz wahał się, czy zacząć szczepić, jeszcze przed zmrokiem, czy zaproponować gościnę smoczej parze.- Idź, masz tak wiele do zrobienia - powiedziała mu Moreta.- To już był nasz ostatni przystanek.Rozpływając się w podziękowaniach, mężczyzna zaczął wydawać szczepionkę swoim trenerom.Ciągle kłaniał się jej i Holth i cofał się w kierunku stada, nie przestając dziękować im za przybycie.Moreta przyglądała mu się tępym wzrokiem, Holth dygotała pod nią.Pogładziła starą królową po szyi.- Orlith, wszystko w porządku? - Zadała pytanie, które często dzisiaj powtarzała.„Jestem zanadto zmęczona, żeby myśleć na taką odległość.”Moreta popatrzyła na słońce nad równiną Keroonu, zastanawiając się z jakąś straszliwą ospałością, która naprawdę może być godzina.- Jeszcze ten jeden, ostatni raz, Holth.Stara królowa sprężyła się do skoku.Moreta z wdzięcznością rozpoczęła swoją litanię: „Czarne, czarniejsze, najczarniejsze.”Wleciały w „pomiędzy”.- Leri, czy Moreta nie powinna była już wrócić? - Błękitny jeździec kręcił się niespokojnie po podeście.Leri zamrugała oczami i odwróciła się od K’lona.Jego wzburzenie potęgowało jej niepokój, pomimo zaprawionego fellisem wina, które popijała przez całe popołudnie.Fellis złagodził ból stawów, wywołany pełnym napięcia porannym lotem, ale nie rozproszył obaw.Z rozdrażnieniem wzruszyła ramionami, i spojrzała uważnie na Orlith, która leżała drzemiąc obok swoich jaj.- Popatrz na Orlith i bierz z niej przykład
[ Pobierz całość w formacie PDF ]