X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była z tego niezwykle dumna.Wicehrabia szybko wracał do siebie po urazach, jakich doznałw tamtym wypadku.Nosił wprawdzie jeszcze rękę na temblaku138 i krzywił się lekko, gdy nieopatrznie wykonał jakiś gwałtowniejszyruch, ale poza tym nic nie wskazywało, by miał ponieść jakiekolwiektrwałe szkody na ciele lub umyśle.Przez ostatnich kilka dni jak zwy�kle włóczyli się po lesie, pieszo rzecz jasna, i w notatniku Susannyprzybyły kolejna odmiana paproci oraz parę drzew, ale nie przybyłonic nowego w magazynie jej pamięci, jeśli chodzi o wiedzę na te�mat przeszłości wicehrabiego.Ale mówił, owszem: o wiewiórkach,ptakach, drzewach, paprociach.Mówił z entuzjazmem, respektemi jakimś coraz wyrazniejszym zachwytem, tak jakby odkrywał nanowo coś, o czym wiedział już wcześniej.Zarazliwa była ta radośći przenikała również do jej rysunków. Z Gardinerami pozostawali zawsze w nader bliskich stosun�kach.Oboje, i Darcy, i Elizabeth szczerze ich kochali; oboje też ży�wili najgłębszą wdzięczność dla tych ludzi, którzy przywiózłszy ją doDerbyshire, pomogli im się połączyć".Ciotka Frances westchnęła z zachwytem.- Szkoda, że to już koniec.Jakie to okropne: przeczytać ostatniezdanie, kiedy książka jest taka śliczna, nieprawdaż?Susanna drgnęła.Prawdę mówiąc, w ogóle nie dotarło do niejostatnie zdanie.- Trzeba przyznać, że wszystkie wątki zostały nader zgrabnie po�wiązane - odparła dyplomatycznie.Zajrzy do książki pózniej, w ta�jemnicy przed ciotką.Rzuciła okiem na swój blok rysunkowy i zaskoczona odkryła,dlaczego nie słyszała ostatniego zdania: w górnym rogu stronicy wid�niała twarz wicehrabiego.Na jej rysunku był lekko rozbawiony, alew oczach kryla się odrobina nostalgii, a usta, te pięknie wykrojonepełne usta, uśmiechały się leciutko, jak gdyby z wahaniem.Powiodłakciukiem po tej twarzy, delikatnie obwiodła paznokciem linię ust.I, nieco zmieszana, przewróciła szybko stronę.Na kolejnychwidniały znacznie bezpieczniej wyglądające paprocie i drzewa.- A jak tam twoje wyprawy z wicehrabią, Susanno?Ciekawe, czy to przypadkowa zbieżność, że ciotka od rozmowy natemat szczęśliwych zakończeń tak szybko przeszła do wicehrabiego.139 - Och, doskonale, ciociu.Jest dżentelmenem pod każdym wzglę�dem.- Starała się, aby nie było słychać rozczarowania w jej głosie.- Oj, wątpię - odparła ciotka wyraznie ubawiona.- Z pewnościąjest dżentelmenem pod pewnym tylko względem.Ale wiem, że nietknie cię palcem, Susanno, bez względu na to, co ewentualnie powie�dzą na ten temat niektórzy sąsiedzi.Ojciec doskonale go wychował.Dziwne, ale niezłomne przekonanie ciotki w tej kwestii sprawiłoSusannie niejaki zawód.- A czy on w przeszłości naprawdę wywołał jakiś skandal, cio�ciu? - spytała z wahaniem.Nie była pewna, czy rzeczywiście chcewiedzieć, bo spodziewała się, że będzie to i przyjemność, i udrękazarazem.- No cóż.coś tam było, kiedy nie wyrósł jeszcze ze szczenięce�go wieku.Pamiętam, że ojciec wysłał go do wojska dość nieoczeki�wanie, z dnia na dzień.Czy do akademii wojskowej.Jednego dniajeszcze tu był, a drugiego: fiu! Nie ma! Była też chyba jakaś dziew�czyna, o ile sobie przypominam, ale nie pamiętam, jak się nazywała.Już, już miała podpowiedzieć: Caro, ale ku swemu zaskoczeniupowstrzymała się.Dziwne, ale miała wrażenie, że to by była.takjakby zdrada.Wobec niego.- Upłynęło mnóstwo czasu i to wszystko nie ma już żadnegoznaczenia, nieprawdaż? - ciągnęła ciotka.- Służył ojczyznie, a więcmoim zdaniem odpokutował w ten sposób wszystko, cokolwiek tammiał na sumieniu.Ale wiesz, jak to bywa z plotkami.Jak się ludzieczegoś uczepią, to nie popuszczą, i z komara robi się wół.Wicehra�bia to był porządny chłopak, nawet jeśli trochę figlował.A teraz jestporządnym mężczyzną, daję głowę.Widać to po jego oczach - po�wiedziała z przekonaniem, wskazując na własne, brązowe.- I choćtak rzadko bywa w Barnstable, nigdy nie omieszka mnie odwiedzić,ilekroć przyjeżdża.A dla mnie to niezawodna oznaka, że jest dżen�telmenem.Susanna też tak uważała.Ciepło jej się zrobiło koło serca na myślo Kicie, który siedzi z ciotką Frances w tym oto saloniku, trzymaw ręce filiżankę herbaty i rozmawia.o czym?140 O niesamowitych historiach?- On uważa, że mam artystyczny talent - powiedziała Susannatrochę wstydliwie.Nigdy dotąd nie rozmawiała z nikim o swoichrzekomych uzdolnieniach.- Naprawdę? - Ciotka była wyraznie zadowolona.- Ze maszartystyczny talent? A nie po prostu rysujesz, jak każda inna młodadama?- Tak twierdzi wicehrabia.Jak ciocia myśli, czy mogłam odziedzi�czyć talent po ojcu? - Przypomniała sobie, że Kit zaproponował, abyspytała o to ciotkę.Wyglądało, że mu na tym z jakiegoś powodu zależy.- No cóż.mogło tak być, Susanno.Bóg świadkiem, że w ro�dzinie Makepeace'ów nikt nie miał nawet odrobiny artystycznychuzdolnień.Susanna zmarszczyła brwi.To zdanie było bez sensu.-Ale.zarazem myśli ciocia, że mogłam odziedziczyć talent poojcu? - spytała z obawą.Może ciotka zaczyna tracić rozum i trzebabędzie pomyśleć o znalezieniu sobie innego dachu nad głową?- No.tak, kochanie.- Ciotka również sprawiała wrażenie nie�co zatroskanej.- Tak właśnie powiedziałam.Patrzyły na siebie wyczekująco, obie niepewne.Druty ciotki Frances zwolniły tempo.Zapadła niezręczna cisza.A przecież zaczęło się od całkiem niewinnej rozmowy.-James - zaryzykowała ostrożnie Susanna.- Mój ojciec.Czy topo nim mogłam odziedziczyć talent? To miała ciocia na myśli?Druty ciotki się zatrzymały.-O mój Boże.Ciotka wyprostowała się i podsunęła okulary na nosie.Susannaodchyliła się na oparcie fotela i czekała.Ciotka nie sprawiała wra�żenia obłąkanej; przeciwnie, wyglądało na to, że myśli nadzwyczajjasno i przytomnie.Niepokojąco przytomnie.- Ciociu Frances? Czy ciocia dobrze.- Boże święty.Susanno, przecież musisz chyba o tym wie�dzieć?141 -O czym?- Ze James nie był twoim rodzonym ojcem, kochanie.Tym razem to Susanna znieruchomiała jak głaz.- Słucham?- Powiedziałam, że James nie był twoim.- Słyszałam - przerwała gwałtownie Susanna.- Przepraszam.To znaczy, że.- Pokręciła głową.- Znaczy, że co.? %7łe jak.?- Och, moje biedactwo.- Ciotka, najwyrazniej mocno strapio�na, przycisnęła pięści do policzków.- Przykro mi, że cię wystraszy�łam.Nie miałam pojęcia, że o tym nie wiesz.Susanna siedziała nieporuszona.Nie była w stanie myśleć.Jamesnie był moim ojcem.James nie był moim ojcem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl
  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.