[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była z tego niezwykle dumna.Wicehrabia szybko wracał do siebie po urazach, jakich doznałw tamtym wypadku.Nosił wprawdzie jeszcze rękę na temblaku138i krzywił się lekko, gdy nieopatrznie wykonał jakiś gwałtowniejszyruch, ale poza tym nic nie wskazywało, by miał ponieść jakiekolwiektrwałe szkody na ciele lub umyśle.Przez ostatnich kilka dni jak zwykle włóczyli się po lesie, pieszo rzecz jasna, i w notatniku Susannyprzybyły kolejna odmiana paproci oraz parę drzew, ale nie przybyłonic nowego w magazynie jej pamięci, jeśli chodzi o wiedzę na temat przeszłości wicehrabiego.Ale mówił, owszem: o wiewiórkach,ptakach, drzewach, paprociach.Mówił z entuzjazmem, respektemi jakimś coraz wyrazniejszym zachwytem, tak jakby odkrywał nanowo coś, o czym wiedział już wcześniej.Zarazliwa była ta radośći przenikała również do jej rysunków. Z Gardinerami pozostawali zawsze w nader bliskich stosunkach.Oboje, i Darcy, i Elizabeth szczerze ich kochali; oboje też żywili najgłębszą wdzięczność dla tych ludzi, którzy przywiózłszy ją doDerbyshire, pomogli im się połączyć".Ciotka Frances westchnęła z zachwytem.- Szkoda, że to już koniec.Jakie to okropne: przeczytać ostatniezdanie, kiedy książka jest taka śliczna, nieprawdaż?Susanna drgnęła.Prawdę mówiąc, w ogóle nie dotarło do niejostatnie zdanie.- Trzeba przyznać, że wszystkie wątki zostały nader zgrabnie powiązane - odparła dyplomatycznie.Zajrzy do książki pózniej, w tajemnicy przed ciotką.Rzuciła okiem na swój blok rysunkowy i zaskoczona odkryła,dlaczego nie słyszała ostatniego zdania: w górnym rogu stronicy widniała twarz wicehrabiego.Na jej rysunku był lekko rozbawiony, alew oczach kryla się odrobina nostalgii, a usta, te pięknie wykrojonepełne usta, uśmiechały się leciutko, jak gdyby z wahaniem.Powiodłakciukiem po tej twarzy, delikatnie obwiodła paznokciem linię ust.I, nieco zmieszana, przewróciła szybko stronę.Na kolejnychwidniały znacznie bezpieczniej wyglądające paprocie i drzewa.- A jak tam twoje wyprawy z wicehrabią, Susanno?Ciekawe, czy to przypadkowa zbieżność, że ciotka od rozmowy natemat szczęśliwych zakończeń tak szybko przeszła do wicehrabiego.139- Och, doskonale, ciociu.Jest dżentelmenem pod każdym względem.- Starała się, aby nie było słychać rozczarowania w jej głosie.- Oj, wątpię - odparła ciotka wyraznie ubawiona.- Z pewnościąjest dżentelmenem pod pewnym tylko względem.Ale wiem, że nietknie cię palcem, Susanno, bez względu na to, co ewentualnie powiedzą na ten temat niektórzy sąsiedzi.Ojciec doskonale go wychował.Dziwne, ale niezłomne przekonanie ciotki w tej kwestii sprawiłoSusannie niejaki zawód.- A czy on w przeszłości naprawdę wywołał jakiś skandal, ciociu? - spytała z wahaniem.Nie była pewna, czy rzeczywiście chcewiedzieć, bo spodziewała się, że będzie to i przyjemność, i udrękazarazem.- No cóż.coś tam było, kiedy nie wyrósł jeszcze ze szczenięcego wieku.Pamiętam, że ojciec wysłał go do wojska dość nieoczekiwanie, z dnia na dzień.Czy do akademii wojskowej.Jednego dniajeszcze tu był, a drugiego: fiu! Nie ma! Była też chyba jakaś dziewczyna, o ile sobie przypominam, ale nie pamiętam, jak się nazywała.Już, już miała podpowiedzieć: Caro, ale ku swemu zaskoczeniupowstrzymała się.Dziwne, ale miała wrażenie, że to by była.takjakby zdrada.Wobec niego.- Upłynęło mnóstwo czasu i to wszystko nie ma już żadnegoznaczenia, nieprawdaż? - ciągnęła ciotka.- Służył ojczyznie, a więcmoim zdaniem odpokutował w ten sposób wszystko, cokolwiek tammiał na sumieniu.Ale wiesz, jak to bywa z plotkami.Jak się ludzieczegoś uczepią, to nie popuszczą, i z komara robi się wół.Wicehrabia to był porządny chłopak, nawet jeśli trochę figlował.A teraz jestporządnym mężczyzną, daję głowę.Widać to po jego oczach - powiedziała z przekonaniem, wskazując na własne, brązowe.- I choćtak rzadko bywa w Barnstable, nigdy nie omieszka mnie odwiedzić,ilekroć przyjeżdża.A dla mnie to niezawodna oznaka, że jest dżentelmenem.Susanna też tak uważała.Ciepło jej się zrobiło koło serca na myślo Kicie, który siedzi z ciotką Frances w tym oto saloniku, trzymaw ręce filiżankę herbaty i rozmawia.o czym?140O niesamowitych historiach?- On uważa, że mam artystyczny talent - powiedziała Susannatrochę wstydliwie.Nigdy dotąd nie rozmawiała z nikim o swoichrzekomych uzdolnieniach.- Naprawdę? - Ciotka była wyraznie zadowolona.- Ze maszartystyczny talent? A nie po prostu rysujesz, jak każda inna młodadama?- Tak twierdzi wicehrabia.Jak ciocia myśli, czy mogłam odziedziczyć talent po ojcu? - Przypomniała sobie, że Kit zaproponował, abyspytała o to ciotkę.Wyglądało, że mu na tym z jakiegoś powodu zależy.- No cóż.mogło tak być, Susanno.Bóg świadkiem, że w rodzinie Makepeace'ów nikt nie miał nawet odrobiny artystycznychuzdolnień.Susanna zmarszczyła brwi.To zdanie było bez sensu.-Ale.zarazem myśli ciocia, że mogłam odziedziczyć talent poojcu? - spytała z obawą.Może ciotka zaczyna tracić rozum i trzebabędzie pomyśleć o znalezieniu sobie innego dachu nad głową?- No.tak, kochanie.- Ciotka również sprawiała wrażenie nieco zatroskanej.- Tak właśnie powiedziałam.Patrzyły na siebie wyczekująco, obie niepewne.Druty ciotki Frances zwolniły tempo.Zapadła niezręczna cisza.A przecież zaczęło się od całkiem niewinnej rozmowy.-James - zaryzykowała ostrożnie Susanna.- Mój ojciec.Czy topo nim mogłam odziedziczyć talent? To miała ciocia na myśli?Druty ciotki się zatrzymały.-O mój Boże.Ciotka wyprostowała się i podsunęła okulary na nosie.Susannaodchyliła się na oparcie fotela i czekała.Ciotka nie sprawiała wrażenia obłąkanej; przeciwnie, wyglądało na to, że myśli nadzwyczajjasno i przytomnie.Niepokojąco przytomnie.- Ciociu Frances? Czy ciocia dobrze.- Boże święty.Susanno, przecież musisz chyba o tym wiedzieć?141-O czym?- Ze James nie był twoim rodzonym ojcem, kochanie.Tym razem to Susanna znieruchomiała jak głaz.- Słucham?- Powiedziałam, że James nie był twoim.- Słyszałam - przerwała gwałtownie Susanna.- Przepraszam.To znaczy, że.- Pokręciła głową.- Znaczy, że co.? %7łe jak.?- Och, moje biedactwo.- Ciotka, najwyrazniej mocno strapiona, przycisnęła pięści do policzków.- Przykro mi, że cię wystraszyłam.Nie miałam pojęcia, że o tym nie wiesz.Susanna siedziała nieporuszona.Nie była w stanie myśleć.Jamesnie był moim ojcem.James nie był moim ojcem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]