[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden wjechał drugiemu dyszlem w otwarty powóz, trzeci zaś chcąc ichwyminąć o mało nie rozbił tragarza niosącego ciężką szafę.Wszczął się hałas, bitwa na baty, świstaniepolicjantów, zbiegowisko i w rezultacie - dwaj najgorętsi dorożkarze sami siebie własnymi powozamiodwiezli do cyrkułu."Zła wróżba - pomyślał Wokulski i nagle uderzył się w czoło.- Pyszny interes! - mówił sobie - idę doadwokata, ażeby mi kupił dom, a nie wiem, ani jak dom wygląda, ani nawet gdzie leży."Wrócił na powrót do swego mieszkania i w kapeluszu na głowie, z laską pod pachą, począł przerzucaćkalendarz.Szczęściem słyszał, że dom Aęckich znajduje się gdzieś w okolicach Alei Jerozolimskiej;pomimo to upłynęło kilka minut, nim odszukał ulicę i numer."Aadnie bym się zarekomendował adwokatowi! - myślał schodząc ze schodów.- Jednego dnianamawiam ludzi, aby mi powierzyli kapitały, a drugiego kupuję kota w worku.Naturalnie, że od razuskompromitowałbym albo siebie, albo.pannę Izabelę."Skoczył w przejeżdżającą dorożkę i kazał skręcić ku Alei Jerozolimskiej.Na rogu wysiadł i poszedłpiechotą w jedną z poprzecznych ulic.Dzień był piękny, niebo prawie bez obłoku, bruk bez kurzu.Okna domów pootwierane, niektóre dopieromyto; figlarny wiatr miotał spódnicami pokojówek; przy czym można było spostrzec, że warszawskasłużba łatwiej odważa.się myć okna na trzecim piętrze aniżeli własne nogi.z wielu mieszkań odzywałysię fortepiany, z wielu podwórek katarynki albo monotonne nawoływania piaskarzy, szczotkarzy,tandeciarzy i im podobnych przedsiębiorców.Tu i ówdzie pod bramą ziewał stróż odziany w niebieskąbluzę; kilka psów goniło się po ulicy, którą nikt nie przejeżdżał; małe dzieci bawiły się odzieraniem koryz młodych kasztanów, którym jeszcze nie :dążyły pociemnieć jasnozielone liście.W ogóle ulica przedstawiała się czysto, spokojnie i wesoło.Na drugim jej końcu widać nawet byłoodrobinę horyzontu i kępę drzew ; lecz wiejski ten pejzaż, niestosowny dla Warszawy, zasłaniano terazrusztowaniami i ścianą z cegły.Idąc prawym chodnikiem dostrzegł Wokulski na lewo, mniej więcej w połowie ulicy, dom niezwykleżółtej barwy.Warszawa posiada bardzo wiele żółtych domów; jest to chyba najżółciejsze miasto podsłońcem.Ta jednak kamienica wydawała się żółciejszą od innych i na wystawie przedmiotów żółtych(jakiej zapewne doczekamy się kiedyś) otrzymałaby pierwszą nagrodę.Podszedłszy bliżej Wokulski przekonał się, że nie tylko on zwrócił uwagę na szczególną kamienicę,nawet psy, częściej tu niż na jakimkolwiek innym murze, składały wizytowe bilety."Do licha! - szepnął - zdaje mi się, że to właśnie jest ów dom.Istotnie, była to kamienica Aęckich,Zaczął się przypatrywać.Dom był trzypiętrowy; miał parę żelaznych balkonów i każde piętrozbudowane w innym stylu.Za to w architekturze bramy panował tylko jeden motyw, mianowicie:wachlarz.Górna część wrót miała formę rozłożonego wachlarza, którym mogłaby się chłodzićprzedpotopowa olbrzymka.Na obu skrzydłach bramy były wyrzezbione ogromne prostokąty, które wrogach również ozdobiono do połowy otwartymi wachlarzami.Najcenniejszym jednak upiększeniembramy były umieszczone w pośrodku jej skrzydeł dwie rzezby przedstawiające główki gwozdzi, ale takwielkich, jakby nimi była przytwierdzona brama do kamienicy, a kamienica do Warszawy.Prawdziwą osobliwość stanowiła sień wjazdowa posiadająca bardzo lichą podłogę, ale za to bardzoładne krajobrazy na ścianach.Było tam tyle wzgórz, lasów, skał i potoków, że mieszkańcy domu śmiałomogli nie wyjeżdżać na letnie mieszkania.Podwórko, otoczone ze wszystkich stron trzypiętrowymi oficynami, wyglądało jak dno obszernej studni,napełnionej wonnym powietrzem.W każdym rogu były drzwi, a w jednym aż dwoje drzwi; pod oknemmieszkania stróża znajdował się śmietnik i wodociąg.Wokulski mimochodem spojrzał w klatkę głównych schodów, do których prowadziły szklane drzwi.Schody zdawały się być mocno brudnymi; za to obok znajdowała się nisza, a w niej - nimfa zdzbankiem nad głową i utrąconym nosem.Ponieważ dzbanek miał zabarwienie amarantowe, twarznimfy żółte, piersi zielone, a nogi niebieskie, można było odgadnąć, że nimfa stoi naprzeciw oknaposiadającego kolorowe szyby."No, tak!." - mruknął Wokulski tonem, który nie zdradzał zbyt wielkiego zachwytu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]