[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I otojakich mamy dziś %7łydów: wytrwałych, cierpliwych, podstępnych, solidarnych, sprytnych i pomistrzowsku władających jedyną bronią, jaka im pozostała - pieniędzmi.Tępiąc wszystko, co lepsze,zrobiliśmy dobór sztuczny i wypielęgnowaliśmy najgorszych.- Czy jednak pomyślałeś, że gdy twój sklep przejdzie w ich ręce, kilkudziesięciu %7łydów zyska popłatnąpracę, a kilkudziesięciu naszych ludzi straci ją?- To nie moja wina - odparł zirytowany Wokulski.- Nie moja wina, że ci, z którymi łączą mnie stosunki,domagają się, ażebym sklep sprzedał.Prawda, że społeczność straci, ale też i społeczność chce tego.- A obowiązki?.- Jakie obowiązki?!.- wykrzyknął.- Czy względem tych, którzy nazywają mnie wyzyskiwaczem, czytych, którzy mnie okradają? Spełniony obowiązek powinien coś przynosić człowiekowi, gdyż inaczejbyłby ofiarą, której nikt od nikogo nie ma prawa wymagać.A ja co mam w zysku? Nienawiść ioszczerstwa z jednej strony, lekceważenie z drugiej.Sam powiedz: czy jest występek, którego by minie zarzucano i za co?.Za to, żem zrobił majątek i dałem byt setkom ludzi.- Oszczercy są wszędzie.- Ale nigdzie w tym stopniu co u nas.Gdzie indziej taki jak ja uczciwy dorobkiewicz miałby wrogów, alemiałby też uznanie, które wynagradza krzywdy.A tu.Machnął ręką.Jednym łykiem wypiłem znowu pół szklanki araku z herbatą, na odwagę.Stach tymczasem usłyszawszykroki w sieni stanął przy drzwiach.Odgadłem, że tak czeka na książęce zaprosiny!.Już mi w głowie szumiało, więc zapytałem:- A czy ci, ci, dla których sprzedajesz sklep, ocenią cię lepiej?.- A jeżeli ocenią?.- spytał zamyśliwszy się.- I będą cię lepiej kochać aniżeli ci, których opuszczasz?Przybiegł do mnie i bystro popatrzył mi w oczy.- A jeżeli będą kochać?.- odparł.- Jesteś pewny?.Rzucił się na fotel.- Czy ja wiem?.- szepnął.- Czy ja wiem?.Co jest pewnego na tym świecie?- I czy nigdy nie przyszło ci na myśl - mówiłem coraz śmielej - że możesz być nie tylko wyzyskiwany ioszukiwany, ale jeszcze wyśmiewany i lekceważony?.Powiedz, nigdyś o tym nie pomyślał?.Wszystko jest możliwe na świecie, a w takim wypadku należy się zabezpieczyć, jeżeli nie od zawodu, toprzynajmniej od śmieszności.Do diabła! - zakończyłem uderzając szklanką w stół - można ponosić ofiary mając z czego, ale niemożna pozwalać na maltretowanie siebie.- Kto mnie maltretuje? - krzyknął zrywając się.- Wszyscy ci, którzy cię nie szanują tak, jakeś na to zasłużył.Przestraszyłem się własnej śmiałości, ale Wokulski nic nie odpowiedział.Położył się na kozetce i splótłręce pod głową, co było objawem niezwykłego wzruszenia.Potem zaczął mówić o interesachsklepowych głosem zupełnie spokojnym.Około dziewiątej otworzyły się drzwi i wszedł lokaj Wokulskiego.- Jest list od księcia!.- zawołał.Stach przygryzł wargi i nie podnosząc się wyciągnął rękę.- Daj - rzekł - i idz spać.Służący wyszedł.Stach powoli otworzył kopertę, przeczytał i - rozdarłszy list na kilka kawałków, rzuciłgo pod piec.- Cóż to jest? - spytałem.- Zaproszenie na bal jutrzejszy - odparł sucho.- Nie idziesz?- Ani myślę.Osłupiałem.I nagle w tym osłupieniu przyszła mi najgenialniejsza myśl pod słońcem.- Wiesz co? - rzekłem - a może byśmy jutro poszli do pani Stawskiej na wieczór?.Usiadł na kozetce i odparł z uśmiechem:- A wiesz, że to będzie niezle!.Wcale miła kobieta i dawnom już tam nie był.Trzeba by przy okazjiposłać parę zabawek tej małej.Lodowata ściana, jaka utworzyła się między nami, pękła.Obaj odzyskaliśmy dawną szczerość i do północy rozmawialiśmy o przeszłych czasach.Na dobranocpowiedział mi Stach:- Człowiek niekiedy głupieje, ale też niekiedy odzyskuje rozum.Bóg ci zapłać, mój stary!Złoty, kochany Stach!.%7łebym miał pęknąć, ożenię go z panią Stawską!.W dzień balu u księcia ani Stach, ani Szlangbaum nie byli w sklepie.Odgadłem, że muszą układać się osprzedaż naszego interesu.W każdym innym razie podobny wypadek zatrułby mi humor na całą dobę.Ale dziś ani myślałem ozniknięciu naszej firmy i zastąpieniu jej szyldem żydowskim.Co mi tam sklep! byle Stach byłszczęśliwy, a przynajmniej wydobył się ze swoich zgryzot.Muszę go ożenić, ażeby pioruny biły!.Z rana wysłałem do pani Stawskiej liścik donosząc, że przyjdziemy dziś na herbatę obaj z Wokulskim.Do listu ośmieliłem się załączyć pudełko zabawek dla Heluni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]