[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Klejn wdrapywałsię na drabinkę, ażeby coś poprawić na półkach.Lisiecki ubierał sięw palto, za kantorem nad księgą siedział Rzecki, a przed, nim stałjakiś człowiek płakał.- Stary jedzie! - zawołał Lisiecki.Rzecki przysłaniając oczy ręką spojrzał na Wokulskiego; Klejnukłonił mu się parę razy ze szczytu drabinki, a płaczący człowiekzwrócił się nagle i z głośnym jękiem objął go za nogi.- Co to jest?.- spytał zdziwiony Wokulski poznając w płaczą-cym starego inkasenta Obermana.- Zgubił czterysta kilkadziesiąt329Bolesław Prusrubli - odparł Rzecki surowo.- Naturalnie, że nie było nadużycia,głowę dam za to, ale i firma tracić nie może, tym bardziej że panOberman ma u nas kilkaset rubli oszczędności.Jedno więc z dwoj-ga - prawił rozdrażniony Rzecki - albo pan Oberman zapłaci, albopan Oberman straci miejsce.Piękne robilibyśmy interesa mającwszystkich takich inkasentów jak pan Oberman.- Zapłacę, panie - mówił szlochając inkasent - zapłacę, ale niechmi pan rozłoży choć na parę lat.Toż te pięćset rubli, co mam u pa-nów, to mój cały majątek.Chłopiec skończył szkoły i chce uczyć sięna doktora, a i starość za pasem.Bóg i pan wie, co się człowiek na-pracuje, nim zbierze taki grosz.Musiałbym się drugi raz urodzić,ażeby znowu go zebrać.Klejn i Lisiecki, obaj ubrani, czekali na wyrok pryncypała.- Tak - odezwał się Wokulski - firma nie może tracić.Obermanzapłaci.- Słucham pana - wyszeptał nieszczęśliwy inkasent.Panowie Klejn i Lisiecki pożegnali się i wyszli.Za nimi, wzdy-chając zabierał się i Oberman do opuszczenia sklepu.Lecz gdy zo-stali tylko we trzech, Wokulski dodał szybko:- Oberman, zapłacisz, a ja ci zwrócę.Inkasent rzucił mu się do nóg.- Za pozwoleniem!.za pozwoleniem - przerwał Wokulski pod-nosząc go.- Jeżeli słówko powiesz komu o naszym układzie, cofnęprezent, uważasz, Oberman?.Inaczej wszyscy zechcą gubić pienią-dze.Idz więc do domu i milcz.- Rozumiem.Niech Bóg zeszle na pana wszystko najlepsze-od-parł inkasent i wyszedł, na próżno starając się ukryć radość.- Już zesłał najlepsze - rzekł Wokulski myśląc o pannie Izabeli.Rzecki był niekontent.- Wiesz, mój Stachu - odezwał się, gdy zostali sami - że lepiej zro-bisz nie mieszając się do sklepu.Z góry wiedziałem, że całej sumynie każesz mu zwracać; ja sam nie żądałbym tego.Ale ze sto ru-330LALKAbli, tytułem kary, powinien był gałgan zapłacić.Zresztą, pal diabli,można mu było i wszystko darować: ale należało choć z parę tygodniutrzymać w niepewności.Inaczej lepiej od razu zamknąć budę.Wokulski śmiał się.- Lękałbym się - odparł - gniewu boskiego, gdybym w takimdniu skrzywdził człowieka.- W jakim dniu?.- spytał Rzecki, szeroko otwierając oczy.- Mniejsza o to.Dziś dopiero widzę, że trzeba być litościwym.- Byłeś nim zawsze i aż zanadto - oburzył się pan Ignacy-i prze-konasz się, że dla ciebie ludzie takimi nie będą.- Już są - rzekł Wokulski i podał mu rękę na pożegnanie.- Już są?.- powtórzył pan Ignacy przedrzezniając go.- Już są!.Nie życzę ci, abyś potrzebował kiedy wystawiać na próbę ich współ-czucia.- Mam je bez prób.Dobranoc.- Masz!.masz!:.Zobaczymy, jak ono będzie wyglądało w raziepotrzeby.Dobranoc, dobranoc.- mówił stary subiekt, z hałasemchowając księgi.Wokulski szedł do swego mieszkania i myślał: Trzeba nareszcie złożyć wizytę Krzeszowskiemu.Pójdę ju-tro.W całym znaczeniu przyzwoity człowiek.przeprosił pannęIzabelę.Jutro podziękuję mu i - niech mnie licho wezmie - jeżelinie spróbuję dopomóc.Choć z takim próżniakiem i letkiewiczemciężka sprawa.Ale mniejsza o to, spróbuję.On przeprosił pannęIzabelę, ja wydobędę go z długów. Uczucia spokoju i niezachwia-nej pewności tak w tej chwili górowały nad wszelkimi innymiw duszy Wokulskiego, że gdy wrócił do domu, zamiast marzyć(co mu się zwykle zdarzało), wziął się do roboty.Wydobył grubykajet, już w większej części zapisany, potem książkę z polsko-an-gielskimi ćwiczeniami i zaczął pisać zdania wymawiając je pół-głosem i usiłując jak najdokładniej naśladować nauczyciela swego,pana Wiliama Colinsa.331Bolesław PrusW kilkuminutowych zaś przerwach myślał to o jutrzejszej wizy-cie u barona Krzeszowskiego i o sposobie wydobycia go z długów, too Obermanie, którego wybawił z nieszczęścia. Jeżeli błogosławieństwo ma jaką wartość - mówił do siebie-całykapitał błogosławieństw Obermana, wraz ze składanym procentem,ceduję jej.Potem przyszło mu na myśl, że nie jest to zbyt świetnym pre-zentem dla panny Izabeli - uszczęśliwić jednego tylko człowieka.Całego świata - nie może; ale warto by z okazji bliższego poznaniasię z panną Izabelą podzwignąć bodaj kilka osób. Drugim będzie Krzeszowski - myślał - ale ratować takich zu-chów - żadna zasługa.Aha!. Uderzył się ręką w czoło i porzuciw-szy ćwiczenia angielskie wydobył archiwum swoich korespondencyjprywatnych.Była to safianowa okładka, gdzie podług dat umiesz-czał nadchodzące listy, których spis znajdował się na początku. Aha! - mówił - list mojej magdalenki i jej opiekunek, stronicasześćset trzy.Znalazł stronicę i z uwagą przeczytał dwa listy: jeden pisanyelegancko, drugi - jakby go kreśliła dziecinna ręka.W pierwszymzawiadomiono go, że taka to a taka Maria, niegdyś dziewczynazłego prowadzenia, obecnie nauczyła się szyć bielizny, krawiectwai odznacza się pobożnością, posłuszeństwem, łagodnością i dobrymiobyczajami.W drugim liście sama owa Maria.dziękowała mu zadotychczasową pomoc i prosiła tylko o wyszukanie jakiego zajęcia. Niech już wielmożny i dobrotliwy pan - pisała - kiedy z łaskiBoga ma takie duże fundusze, na mnie grzeszną ich nie wydaje.Boja teraz sama sobie poradzę, bylem miała o co ręce zaczepić, a ludzi,co potrzebują gorzej niż ja, nieszczęśliwa, zhańbiona, w Warszawienie brak.Wokulskiemu przykro się zrobiło, że podobna prośba kilka dniczekała na odpowiedz.Natychmiast odpisał i zawołał służącego.- List ten - rzekł - odeślesz rano do magdalenek.332LALKA- %7łrobi się - odparł służący usiłując zapanować nad ziewaniem.- Sprowadzisz mi także furmana Wysockiego, tego z Tamki,wiesz?.- O jeszcze nie miałbym wiedzieć.Ale pan słyszał.- Tylko żeby mi tu przyszedł z rana.- O!.czemu nie.Ale pan słyszał, że Oberman zgubił wielkiepieniądze? Był tu z wieczora i przysięgał, że zabiję się albo zrobi so-bie co złego, jeżeli pan nie okaże nad nim litości.Ja mówię: Niebądzcie głupi, nie żabijajcie się, poczekajcie.Nasz stary ma miętkieszercze. A on gada: Ja se też tak kalkuluję, ale zawsze będzie heca,bo mi choć trochę strącą, a tu syn idzie na medyka, a tu starośćchwyta człowieka za poły.- Proszę cię, idz spać - przerwał mu Wokulski.- Pójść pójdę - odparł z gniewem służący - ale u pana to takasłużba, że gorzej niż w kryminale: nawet szpać nie można iść, kiedysię chce.Zabrał list i wyszedł.Na drugi dzień około dziewiątej rano służący obudził Wokul-skiego, donosząc mu, że czeka Wysocki.- Niech no wejdzie.Po chwili wszedł furman.Był przyzwoicieubrany, miał czerstwą cerę i wesołe spojrzenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]