[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było ja-kieś cholerstwo w tych ekranach, że każdy, siedząc przy końcówce,automatycznie się nad nimi pochylał.Od tego właśnie tak bolał kark.Draun klął za każdym razem, kiedy wypadło mu dłuższe posiedze-nie.Przeciągnął się leniwie i zaczął przechadzać po pokoju.Na momentzatrzymał się przy oknie.Nad miastem zalegała gęsta, bezgwiezdnanoc.Sądząc po mizernej ilości świecących okien, było już dość póz-no.Nie chciało mu się podnosić do oczu zegarka, żeby zerknąć na go-dzinę.Co za różnica.I tak stąd nie wyjdą do rana.Zmorduje go tenTonkai, cholera. No, co jest? zapytał po paru minutach przechadzając się co-raz bardziej nerwowo.Boley, nie odwracając się, wzruszył ramiona-mi.Boley był świeży.Jego nie denerwowało, że jakiś mundurowy pętak każe czekać przyaparacie komuś z Instytutu, choćby tylko sierżantowi.Nic, chłopcze,pożyjesz tu jeszcze parę latek, to się wszystkiego nauczysz.Bokiem ciwyjdzie, tak jak mnie.Dyżurny wydziału operacyjnego podszedł do wideo-komu po czter-nastu minutach.Draun zamierzał poczęstować go na powitanie paro-ma jobami, ale poznał obwisłą twarz i siwawe włosy Siloya.Znali siętrochę.Wyglądał dziwnie. Miło cię widzieć wycedził. Wez, cholera odblokuj to starepudło, mam dla was następnych do golenia. Ilu jeszcze? Ty chcesz, żeby moi chłopcy ponara-żali się wszyst-kim szychom w mieście? Co to, kurwa, moja wina? A ty chcesz żebym tu siedział jeszczetydzień? Co jest do diabła, mam hasło pierwszeństwa! Tak, wiem Siloy zrobił minę powiedziałbym-ci-ale-nie-mogę. Ale musicie poczekać. Czyś ty zgłupiał? Ja mam czekać? Siloy skinął głową. Mamy młyn dodał konfidencjonalnym szeptem. A gówno mnie obchodzi wasz młyn! Bierz tę listę i wyślij kogoś,żeby sprawdził.Nie każ mi, żebym musiał na ciebie kablować.Siloy rozejrzał się bezradnie, dając mu jakieś niezrozumiałe znaki. Jak chcesz, to kabluj.Twoje hasło w tej chwili podkreślił to w tej chwili nie gwarantuje absolutnego pierwszeństwa.Musisz poczekać.Ro-zumiesz?Draun przyglądał mu się przez chwilę. Dobra.Przyjmiesz, jak będziesz mógł.Ekran zgasł. Co jest? spytał Boley. Nic.Tyraj.Idę do przesłuchań. Draun! zawołał za nim. Wez to przy okazji dla Eifa!Cofnął się i zgarnął z blatu plik wydruków.Zerknął na nie prze-lotnie.Dane Sayena. Przyszły wreszcie? Nadal niekompletne.To jakiś lepszy agregat, odkomenderowaligo na nasz kurs z piątki. Z piątki? No, z centralnego, tam był zwerbowany.A co wcześniej, ni cho-lery.Trzy razy już monitowałem. Z piątki.i ty, ciołku, nic mi nie mówisz? Boley odwrócił się iprzyglądał mu się z niewinną miną. No, czekałem, aż przyjdzie całość. Tyraj powtórzył Draun, zamykając dzwięko-szczelne drzwi.Korytarz był pusty i cichy.Winda podjechała niemal natychmiast.Tak, zdecydowanie zrobiło się pózno.Jadąc dwanaście pięter w dółdrapał się po brodzie.Pod palcami czuł szorstki zarost.Strażnik, kręcący się leniwie po korytarzu sekcji przesłuchań, spoj-rzał tylko od niechcenia na jego identyfikator i bez słowa przesu-nął się w bok.Nie ziewał i nie był zaspany.Więcej łaził po kory-tarzu w tę i we w tę, zamiast kimać w oszklonej dyżurce, jak to za-zwyczaj robił.Draun przeszedł przez ciemny przedsionek pokoju.Tu, w wydzia-le przesłuchań, sale wyglądały trochę inaczej niż na górze.Proste, su-rowe, z rudą podłogą i niemal bez żadnego wyposażenia.Fotel, stół,na którym stała lampa, niski, niewygodny stołek.Parę żelaznych szaf.We wnętrzu zadymionego pokoju panowała jak zwykle ciemność, tyl-ko snop silnego światła lampy padał dokładnie na twarz siedzącegoprzed nią chłopaka.Draun podszedł do młodego sierżanta z naszywkami kursu telepa-tów, który siedział za półprzejrzystym przepierzeniem z przymknię-tymi powiekami, rysując pal cem na zakurzonym blacie nieregular-ne zygzaki.Pracował.Draun zmrużył oczy, starając się dostrzec, kto tkwi za biurkiem.Chyba Scruzz.Ornet przechadzał się po pokoju, za plecami przesłuchiwanego. No dobrze, chłopcze podjął głos z ciemności nad biurkiem. To jeszcze raz.Nazwisko? Mówiłem już tyle razy. Odpowiadać na pytania.I siedzieć prosto Ornet od niechceniakopnął w stołek.Chłopak zachwiał się i wyprostował z trudem. Madling Tine odpowiedział znużonym głosem. Lat? Dziewiętnaście i trzy miesiące. Zawód? Muzyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]