[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopi spojrzeli na siebie. Otóż dzik leży o dwadzieścia kroków od pawilonu, od strony lasu Genoud. Hm! bąknął jeden chłop. Hm! powtórzył za nim drugi. Co to za hm ? zapytał Roland. No, tak. Gadajcie, o co chodzi? A bo to wolelibyśmy, żeby to było na drugim końcu lasu. Jak to na drugim końcu? No tak, na drugim rzucił drugi chłop. Ale dlaczego na drugim końcu lasu? zapytał zniecierpliwiony już Roland. Przecieżdo drugiego skraju macie trzy mile, a do pawilonu tylko milę. Tak, ale miejsce, gdzie leży dzik. Właśnie dodał drugi. Co właśnie? A właśnie za blisko klasztoru. Nie klasztoru, ale pawilonu. To wszystko jedno.Mówią przecież, że od klasztoru do pawilonu idzie korytarzpodziemny. Oj, idzie dodał drugi chłop. Ależ co ma klasztor, pawilon i korytarz do dzika? A ma to, że dzik leży w niedobrym miejscu; ot co jest. A tak, w niedobrym miejscu powtórzył drugi chłop. Gadajcie, bisurmany, zrozumiale! krzyknął zagniewny Roland, gdy matka już sięniepokoiła, a Amelia widocznie pobladła. Z przeproszeniem pana, nie jesteśmy bisurmany, lecz ludzie, co się boją Boga.Ot co!70 Do stu tysięcy piorunów! I ja się boję Boga! Cóż dalej? Otóż nie chcemy mieć z diabłem do czynienia. Nie, nie chcemy powtórzył drugi. Z człowiekiem, co innego, chłop równy chłopu. Czasem dwom dorzucił drugi chłop, tęgi jak Herkules. Ale z istotami nadnaturalnymi, z widmami, duchami.ślicznie dziękujemy ciągnąłpierwszy. Dziękujemy powtórzył drugi. Czy rozumiecie coś z tego, co gadają ci dwaj głupcy? zapytał Roland, zwracając się domatki i siostry. Głupcy! rzekł pierwszy chłop. Być może.Ale jednak faktem jest, że Piotrowi Marey,który chciał popatrzeć przez mur klasztoru, skręciło łeb.Co prawda, to było w sobotę, wdzień sabatu. I nikt nie mógł odkręcić dodał drugi tak, że pochowali go z głową wykręconą. A to zaczyna być ciekawe wtrącił sir John. Bardzo lubię historie z duchami. Bardziej dorzucił Edward niż Amelia, milordzie.Popatrz no na nią. Dlaczego? Patrz, Rolandzie, jak zbladła. Prawda odparł sir John. Pani chyba niedobrze? Mnie? Ależ nie.To tylko tak z gorąca.I Amelia otarła spocone czoło. Nie odpowiedziała pani de Montrevel. Jednak rzekła Amelia czy można otworzyć okno? Otwórz, dziecko.Amelia z pośpiechem podeszła do okna wychodzącego na ogród. No, przynajmniej można oddychać.Sir John wstał, ofiarowując jej flakon z solami. Nie, dziękuję panu zawołała Amelia już mi dobrze. Pięknie, ale przecież chodzi o dzika rzekł Roland. Znajdziemy go jutro. Tak, jutro znajdziemy go powtórzył drugi chłop. No, a gdyby dzisiaj?. Dzisiaj.Chłop popatrzył na towarzysza i obaj jednocześnie zawołali: Dzisiaj nie można! Tchórze! Panie Ludwiku, nie jest jeszcze tchórzem ten, kto się boi. O, nie! dorzucił drugi. Jakże to? zapytał Roland. To zależy od rzeczy, której się boi.Dajcie mi dobry nóż i porządną pałkę, a pójdę nawilka.Ze strzelbą pójdę na człowieka, nawet gdybym wiedział, że czeka aby mnie zabić. Ach, tak! powiedział Edward. Ale widma, chociażby cienia mnicha, to się boisz? Mój paniczu odparł chłop niech to mówi pan Ludwik; panicz za mały, aby żartować ztakich rzeczy. Tak dorzucił drugi chłop niech no paniczowi wyrośnie pierw broda. Nie mam brody odciął się Edward ale gdybym miał dość siły, aby udzwignąć dzika,poszedłbym sam jeden czy w dzień, czy w nocy. Bardzo ładnie, paniczu.Ale ja i mój towarzysz to nie pójdziemy, nawet za ludwika. A za dwa? zapytał Roland.71 Ani za dwa, ani cztery i nawet za dziesięć.Aadny grosz dziesięć ludwików.Ale co robićz nimi jeśli mi łeb ukręcą? A tak! Jak Piotrowi Marey. Przecież z tych dziesięciu ludwików nie wyżywią się moja żona i dzieci po mojejśmierci. Nie z dziesięciu, a z pięciu zauważył drugi chłop bo połowa mnie się należy. Więc do pawilonu przychodzą duchy? zapytał Roland. Czy do pawilonu, tego nie jestem pewien; ale do klasztoru. Na pewno do klasztoru? Na pewno. Widziałeś je? Ja nie.Ale są tacy, co je widzieli. Może twój towarzysz? zapytał oficer, zwracając się do drugiego chłopa. Duchów nie widziałem.Widziałem tylko płomienie, a Klaudiusz Philippon słyszał brzękłańcuchów. Ach, mamy więc płomienie i łańcuchy! odparł Roland. Tak! Płomienie sam widziałem powiedział pierwszy chłop. A Klaudiusz Philipponsłyszał brzęk łańcuchów dodał drugi. A jutro rano pójdziecie? Zanim pan wstanie, dzik już będzie. No to przyjdzcie do mnie pojutrze. Dobrze, panie, ale po co? Tak sobie, tylko przyjdzcie. Przyjdziemy, skoro pan chce. Przyjdzcie, a dam wam pewne wiadomości. O kim? O duchach.Amelia wydała stłumiony okrzyk, który usłyszała tylko pani de Montrevel.Chłopipożegnani przez Rolanda wyszli.Przez resztę wieczoru nie mówiono już ani o klasztorze, anio pawilonie, ani o duchach.72NiedowiarekO dziesiątej wszyscy w zamku już spali, a przynajmniej byli w swoich pokojach.Amelia kilka razy w ciągu wieczoru zbliżała się do Rolanda, jak gdyby chciała mu cośpowiedzieć, ale za każdym razem wyrazy zamierały jej na ustach.Gdy się rozchodzono,wsparła się na ramieniu brata i odprowadziła go aż do drzwi jego pokoju.Roland ucałował ją i zamknął drzwi, tłumacząc się zmęczeniem.Tymczasem w rzeczywistości nie rozbierał się.Ze zbioru broni zdjął dwa prześlicznepistolety, ofiarowane jego ojcu przez Konwent, popróbował kurków, dmuchnął w lufę, abyprzekonać się, czy nie są nabite.Po czym ostrożnie otworzył drzwi na korytarz i widząc, że nikogo nie ma, zastukał dodrzwi sir Johna. Proszę! zawołał Anglik.Sir John również nie był jeszcze rozebrany. Domyślałem się, że masz mi coś do powiedzenia.Czekam na ciebie rzekł Anglik. Tak jest odparł Roland, rozsiadając się wygodnie w fotelu. Kochany gospodarzu mówił Anglik zaczynam cię poznawać, to znaczy, że tak jaktwoi chłopi zaczynam się bać, kiedy jesteś wesoły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]