[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.20Ostatnie blaski zachodzącego słońca oświetlały resztki opadłych, zeschniętych liści i odbijały się wesoło i złociście w szybach okien.Bezlistne, czarne gałązki żywopłotów wyglądały zza ogrodzeń.Kolejno kopane kamyki podskakiwały na chodniku i jezdni a przesuwany po ogrodzeniach patyk terkotał na prętach i pobrzękiwał na siatce.Janeczka i Pawełek wracali z wielkiej, potężnej, imponującej uroczystości, trwale upamiętnionej nagrodą.Rękawy na lewych rękach uporczywie usiłowali podciągnąć jak najwyżej, bo spod rękawów połyskiwały zegarki.Eleganckie, znakomite, prawdziwe, zupełnie dorosłe.Najchętniej założyliby sobie te zegarki na wierzch, na ubranie.- No, to nam się upiekło wyjątkowo - zauważył Pawełek z satysfakcją.- Która godzina u ciebie?Janeczka zatrzymała się i zajrzała pod lewy rękaw, podciągając go prawą ręką i omal nie wtykając bratu patyka w oko.- Siedem po czwartej - oznajmiła.- U ciebie też?Pawełek dokonał tej samej operacji.- Też.Bardzo dobrze chodzą te zegarki.- No pewnie.Nie wypadało im dać nam takich, które by źle chodziły!Ruszyli w dalszą drogę do domu.Pawełek znalazł sobie nowy kamyk do kopania, bo poprzedni znikł mu gdzieś z oczu.- Wcale nie wiedziałem, że milicja daje zegarki za łapanie bandytów - rzekł po chwili, wciąż jeszcze poruszony niedawnymi przeżyciami.- Rany, ale wdechowa draka była! Ty, ten, co nam tak truł te gratulacje, to chyba generał.Janeczka również była pełna satysfakcji i aprobaty dla poczynań milicji, która, jej zdaniem, znalazła się bardzo na miejscu.Zachowała się właściwie, stosownie, tak jak należy, nie szczędziła honorów i objawów wdzięczności.Zasługiwała na pochwałę.- Pewnie, że generał - przyznała z wyższością.- Wcale nie za bandytów nam dali, tylko za te paczki zmory.Że wiedzieliśmy, gdzie są.Pawełek wzruszył ramionami.- Całkiem bez sensu.Wielka mi sztuka była wiedzieć.Z bandytami się człowiek więcej naużerał.- Dorośli zawsze robią coś bez sensu.- Chaber dostał medal.Ja nie wiem, czy on by nie wolał czegoś do zeżarcia.Chaber biegł przed nimi, obwąchując bez emocji znajome podmurowania ogrodzeń.Na piersiach kiwał mu się zwisający z obroży piękny medal z wyrytym pochwalnym napisem.Janeczka pokręciła głową, nie zgadzała się z bratem.- Wykluczone - rzekła stanowczo.- On doskonalę rozumiał, że został uczczony.Ten medal bardzo mu się podoba, a coś do zeżarcia i tak dostanie od babci.Pawełek nadal rozpamiętywał ostatnie wypadki, których było tak dużo, że właściwie nie zdążyli się jeszcze nimi udelektować.- Ale, swoją drogą, naupychała tych paczek, że ho, ho! Ledwo jej się mieściły.Jeszcze trochę, a musiałaby sobie szukać innego miejsca.- Jedne rozpakowała, a drugich nie - przypomniała Janeczka z niesmakiem.- Ona jest głupia.Jakby rozpakowała wszystkie, toby się jej pomieściły o wiele łatwiej.- Oni mówią, że wcale nie wszystkie były jej - oznajmił Pawełek.- Niektóre były cudze i ona je miała tylko na przechowaniu.Dopłacali jej za to.Wcale nie uwierzę, że to ona sama zrobiła sobie taką kryjówkę.Fajne to było.Tu przycisnąć, tu podnieść.Nawet mało te deski trzeszczały.Musieliby zrywać całą podłogę, żeby to znaleźć.Nie wierzę, żeby ona.- Pewnie, że nie ona, zapomniałam ci powiedzieć - przerwała żywo Janeczka.- Babcia Agaty mówi, że to było zrobione jeszcze w czasie wojny.Chowali tam różne rzeczy od tej.konspiracji.Pawełek kopnął kamyk za daleko na jezdnię, machnął na niego ręką, znalazł sobie inny.- Oni mówili, że myśleli, że to prędzej będzie pod szafą - wyjawił konfidencjonalnie - Kosz jak kosz, kosza o nic nie podejrzewali.A pukanie nic by im nie dało, bo tam wszędzie pusto pod podłogą.Namęczyliby się jak dzikie osły!- Całe szczęście, że ją podsłuchaliśmy i wiedzieliśmy, gdzie to trzyma! - westchnęła z wielką ulgą Janeczka.- Ładnie byśmy wyglądali, jakby się wszystko wykryło, a my nic!- No i cóż takiego? - zdziwił się Pawełek.- Nikt nic nie wiedział.- Głupi jesteś, mnie idzie o zasługi.To przez te zasługi nam się upiekło.Pawełek kiwnął głową i czubkiem buta wydłubał kamyk ze szpary między płytami chodnika.- I przez piątki w szkole - dodał z lekką niechęcią.- Przez to staranie się na początku to teraz mam piątki i piątki, aż się niedobrze robi!- Przez wszystko razem - podsumowała Janeczka.- Wyraźnie powiedzieli, że nam darują, bo wynikł z tego pożytek.Społeczna praca.Bez pożytku by nie darowali!- Dobra, to przecież zawsze możemy ze wszystkiego wykombinować jakiś pożytek - zgodził się Pawełek wspaniałomyślnie.- Niech im będzie, ostatecznie, ja im tam pożytku nie żałuję!- I jeszcze z tego, że to się już skończyło - ciągnęła Janeczka.- Nie ma zmory do wypłaszania, strych otwarty i myślą, że już nic więcej nie wymyślimy.Że nie mamy nic do roboty.Pawełek spojrzał na siostrę z lekkim zaskoczeniem, kopnął kamyczek jakoś niemrawo i westchnął ciężko.- No faktycznie - przyznał.- Szkoda.- Głupi jesteś - powiedziała energicznie Janeczka.- A piwnice?- Co piwnice?- Przecież jeszcze są piwnice! Te stare.Też zamknięte i wcale tam nie zaglądaliśmy.Skąd wiesz, co tam jest? Babcia mówi, że to jest nawiedzony dom, więc niemożliwe, żeby całkiem nic nie było!Pawełek aż się zatrzymał, porzucając kopanie kamyczka.- Rany, rzeczywiście! - wykrzyknął z ożywieniem.- Kompletnie zapomniałem o piwnicach!Ruszył w dalszą drogę, bo Janeczka go wyprzedziła, zaabsorbowany odkrywczą myślą.A już się zaczynał martwić, że teraz będzie nudno!- Ty, ale czy oni się nie przyczepią, że znów się gdzieś pchamy? - zaniepokoił się po chwili.- Może by odczekać?Janeczka była granitowo spokojna.- Wielkie mi pchanie! - prychnęła lekceważąco.- Mamy się nie pchać tam, gdzie niebezpiecznie.Z dachu mogliśmy zlecieć i połamać sobie ręce i nogi.Nie wiem, gdzie chcesz zlecieć z piwnic.Pawełek zastanowił się.- No, faktycznie - przyznał.- Nigdzie.Chyba, że była jakaś dziura do lochów.- No? - ożywiła się Janeczka.- Może znajdziemy lochy?- No.? Fajnie by było! - ucieszył się Pawełek i po krótkim namyśle dodał: - Ty, słuchaj.Ale zanim co, tak na wszelki wypadek, wykombinujmy z tego jakiś pożytek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]