[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy w niecce zapadła ciemność, Lostara usiadła i zaczęła czekać.Po pewnym czasie z cieni wychynęła jakaś postać, która stała przez chwilę nieruchomo, nim wreszcie podeszła bezgłośnie bliżej i zatrzymała się nad Perłą.Lostara usłyszała stłumione chrząknięcie.– O mało nie rozwaliłaś mu czaszki.– To trudniejsze, niż ci się zdaje – odpowiedziała.– Czy to rzeczywiście było konieczne?– Tak uznałam.Jeśli nie wierzysz w moją zdolność oceny sytuacji, to po co mnie zwerbowałeś?Kotylion westchnął.– No wiesz, to nie jest zły człowiek.Jest lojalny wobec imperium.Bardzo mocno nadużyłaś jego opanowania.– Chciał się wtrącić.Skutki byłyby nieprzewidywalne.Założyłam, że chcesz mieć drogę wolną.– Z początku tak.Niemniej przewiduję, że jego obecność może się okazać użyteczna w.rozstrzygającej chwili.Pamiętaj, żeby obudzić go jutro w nocy, jeśli do tego czasu sam nie odzyska przytomności.– Proszę bardzo, skoro nalegasz.Aczkolwiek bardzo mi przypadły do gustu cisza i spokój, którymi znowu mogę się cieszyć.Wydawało się, że Kotylion przygląda się jej przez chwilę.– W takim razie już cię opuszczę – powiedział wreszcie.– Dzisiejszej nocy czekają mnie też inne zadania.Lostara wyjęła z mieszka mały przedmiot i rzuciła go bogu.Złapał go w jedną dłoń i przyjrzał mu się uważnie.– Tak sobie pomyślałam, że to twój – oznajmiła.– Nie jest mój, ale wiem, do kogo należy.Cieszę się.Czy mogę go zatrzymać?Wzruszyła ramionami.– Mnie on nie obchodzi.– I tak właśnie powinno być, Lostaro Yil.Usłyszała w jego słowach ironię i doszła do wniosku, że popełniła błąd, pozwalając mu zatrzymać przedmiot, że w rzeczy samej powinien on ją obchodzić, choć jeszcze nie wiedziała dlaczego.Ponownie wzruszyła ramionami.Chyba już jest za późno.– Mówiłeś, że mnie opuścisz?Poczuła, że się obruszył.Nagle zniknął w wirze cieni.Lostara położyła się na kamienistej ziemi i z zadowoleniem zamknęła oczy.*Nocny wietrzyk był zaskakująco ciepły.Apsalar stała przed małym oknem wychodzącym na jar.Mogora i Iskaral Krost zapuszczali się tak wysoko jedynie wtedy, gdy konieczność zmusiła ich do poszukiwania żywności.Dlatego dziewczynie towarzyszyło tylko sześć starych bhok’arala.Posiwiałe zwierzątka głośno chrząkały i prychały, poruszając się sztywnym krokiem po zaśmieconej podłodze komnaty.Liczne walające się tu kości sugerowały, że stworzonka przychodzą na najwyższe piętro wieży po to, by umrzeć.Bhok’arala łaziły w tę i we w tę za jej plecami, lecz Apsalar cały czas wpatrywała się w pustkowie.Piasek i wapienne wyniosłości lśniły srebrzystym blaskiem w świetle gwiazd.Na szorstkich ścianach wokół okna lądowały z cichymi plaśnięciami rhizany.Najedzone jaszczurki wpełzały w szczeliny muru ze stukotem pazurków, by ukryć się przed nadchodzącym dniem.Crokus spał gdzieś na dole, a pan i pani domu bawili się w podchody w nieoświetlonych korytarzach i cuchnących stęchlizną komnatach klasztoru.Apsalar nigdy jeszcze nie czuła się tak samotna ani – uświadomiła sobie nagle – tak zadowolona ze swej samotności.Zaszły w niej zmiany.Twarda, wielowarstwowa powłoka, która otaczała jej duszę, zmiękła i zmieniła kształt pod wpływem niedostrzegalnego nacisku od wewnątrz.Co najdziwniejsze, dziewczyna z czasem znienawidziła swoją kompetencję, swoje śmiercionośne umiejętności.Narzucono je jej, wciśnięto w jej mięśnie i kości.Uwięziły ją w lodowatej zbroi, która uniemożliwiała widzenie.A choć bóg odszedł, nadal odnosiła wrażenie, że jest nie jedną, lecz dwiema kobietami.A to nasuwało jej pytanie, którą z nich kochał Crokus.To jednak nie było tajemnicą.Przecież postanowił zostać zabójcą, nieprawdaż? Młody, naiwny złodziej z Darudżystanu uczynił z siebie zwierciadlane odbicie nie Apsalar, córki rybaka, lecz Apsalar, skrytobójczym, zimnokrwistej morderczyni.Był przekonany, że podobieństwo połączy ich najmocniejszą więzią.Być może osiągnąłby ów cel, gdyby Apsalar lubiła swój zawód, gdyby nie uważała go za odrażający i godny potępienia.Gdyby nie uważała, że zakuwa on jej duszę w łańcuchy.Ukryta w niej skrytobójczyni wolała samotność, a córka rybaka, z całkowicie odmiennych powodów, również znajdowała w niej pocieszenie.Ta pierwsza nie mogła sobie pozwolić na miłość.Ta druga wiedziała, że nikt jej nigdy nie kochał.Podobnie jak Crokus, znalazła się w cieniu osobowości zabójczyni.Nie było sensu się na to wściekać.Córka rybaka nie dysponowała żadnymi umiejętnościami, które pozwoliłyby jej rzucić wyzwanie nieubłaganej woli skrytobójczyni.Zapewne Crokus w taki sam sposób skapitulował przed Nożownikiem.Wyczuła obok siebie obecność boga.– Szkoda, że nie zabrałeś tego wszystkiego ze sobą, kiedy odszedłeś – wyszeptała.– Wolałabyś, żebym zostawił cię ogołoconą?– Ogołoconą, Kotylionie? Nie.Niewinną.– Dziewczyno, niewinność jest cnotą jedynie wtedy, gdy jest tymczasowa.Trzeba się od niej wyzwolić, by móc wspominać jej nieskalaną czystość.Gdybyś pozostała niewinna, przez całe życie uginałabyś się pod naciskiem niewidzialnych, niezgłębionych sił, aż wreszcie pewnego dnia uświadomiłabyś sobie, że już nie poznajesz samej siebie, że niewinność była przekleństwem, które cię spętało, zahamowało twój rozwój, uniemożliwiło wszelkie formy ekspresji.Uśmiechnęła się w ciemności.– Ależ, Kotylionie, żeby cierpieć pod ciężarem łańcuchów, trzeba zdawać sobie sprawę z ich istnienia.– Taka wiedza pozwala tylko oczom ujrzeć to, co istniało od samego początku, Apsalar.Posiadasz wielkie umiejętności, które dają ci moc.Tej prawdzie nie ma sensu zaprzeczać.Nie zdołasz się ich oduczyć.– Ale mogę przestać kroczyć tą ścieżką.– Możesz – przyznał po chwili.– Możesz wybrać inne, ale nawet przywilej wyboru zawdzięczasz temu, kim byłaś.– Kim ty byłeś.– Tego już nic nie zmieni.Żyłem w twoim ciele, w twoich kościach, Apsalar.Córka rybaka stała się kobietą.Ty żyłaś w moim cieniu, a ja w twoim.– I podobało ci się to, Kotylionie?– Nieszczególnie.Trudno mi było się skupić na celu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]