[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widziałem jednak po jego twarzy, że do końca pozostał sobą.Aż po ostatnie tchnienie miał ten wyniosły, wyzywający wyraz, za który tak wielu go znienawidziło.– I tak wielu innych pokochało – dodałem.– Tak.– Znam ten wyraz.Chciałbym go jeszcze ujrzeć.– Może ci się to uda – rzekł Rufus.Zanim zdążyłem zapytać, co ma na myśli, z zewnątrz dobiegł nagły żałosny szloch, tak przejmujący, że ściął mi lodem krew w żyłach.– Tak jest od samego świtu.– Rufus westchnął.– Nie słychać okrzyków radości i zwycięstwa, tylko lament.Ludzie chodzą po pobojowisku, niektórzy po to, by zedrzeć zbroje z poległych, inni chcą ujrzeć scenerię po bitwie, jak zwykle czynią to wojownicy następnego dnia.Odwracają pocięte zwłoki i co widzą? Twarze przyjaciół, krewnych i chłopców, z którymi razem dorastali.To jest straszne i gorzkie zwycięstwo, Gordianusie.– Dlaczego tu jesteś, Rufusie?– Jestem tu jako augur, oczywiście.Przed bitwą trzeba dokonać auspicjów.– Ale dlaczego ty?– Wyznaczył mnie pontifex maximus – odpowiedział, po czym spojrzał na mnie wymownie.– Innymi słowy, jestem tu na polecenie Cezara.– Jako jego oczy i uszy.– Jeśli tak chcesz to nazwać.Jako augur mogę brać udział w wydarzeniach, nie plamiąc rąk rzymską krwią.Zasiadam w radzie wojennej, ale nie służę wojnie.Odczytuję tylko niebiańskie nastroje.– Inaczej mówiąc, jesteś szpiegiem Cezara.– Jeżeli można być szpiegiem, kiedy wszyscy o tym wiedzą.– Czy te intrygi nigdy się nie skończą?– Nunquam – odrzekł, ponuro kręcąc głową.Nigdy.– Antoniusz pewnie ani przez chwilę nie zawahał się przed zniszczeniem swego dawnego kolegi.Katylina liczył na to.– Owszem, w pewnym sensie się zawahał.Przed samym starciem trafił mu się atak podagry; przekazał dowodzenie jednemu ze swych zastępców.Antoniusz przeleżał całą bitwę w łóżku, w szczelnie zasznurowanym namiocie.Nikt nie może mu zarzucić, że nie wywiązał się z nałożonego nań przez senat zadania ścigania swego byłego przyjaciela, ani też powiedzieć, że fizycznie wziął udział w rozgromieniu Katyliny.Wkrótce ten stary kozioł wyjedzie cieszyć się lukratywnym namiestnictwem w Macedonii, które wycyganił od Cycerona, a w Rzymie z tłumu na Forum ubędzie jednego hipokryty.Potrząsnąłem głową i skrzywiłem się z bólu; w oczach stanęły mi błyskawice.– Moja głowa jest jak przejrzała dynia – poskarżyłem się.– Nawet tak wygląda.– Rufus się uśmiechnął.– Na czole masz guza wielkości orzecha.Od strony wejścia dał się słyszeć hałas.Odwróciłem się za szybko i opadłem z jękiem na pryczę.Musiało to zabrzmieć bardzo niepokojąco, ponieważ Meto, który właśnie wrócił, znalazł się przy mnie jednym skokiem, objął mnie i przez zęby spytał Rufusa:– Czy on.– Twój ojciec ma się dobrze, boli go tylko głowa.Otworzyłem oczy i ujrzałem twarz syna, choć tylko przez chwilę; jej obraz niemal natychmiast uległ zniekształceniu przez nagle wezbrane łzy.Stwierdziłem, że wraz z nimi zza moich gałek ocznych odpływa powoli ból, co dobrze wróżyło.Łez do wylania miałem bowiem sporo, choć wszystkie one już nie wrócą mi go takiego, jaki był.Rufus powiedział, że Meto nie odniósł poważniejszych ran, i biorąc pod uwagę skalę zagłady, miał rację: chłopak chodził, oddychał i nie stracił członków.Jednak ostrze, które odjęło koniuszek jego lewego ucha i rozcięło policzek aż po kącik ust, naznaczyło go blizną, którą będzie nosił już do śmierci.Meto nie mógł i nie powinien mówić, ponieważ ruchy szczęki rozciągały brzegi jego rany.Rufus założył mu na głowę prosty opatrunek, który zakrył rozcięcie i jednocześnie unieruchomił usta.W chwili, kiedy go po raz pierwszy zobaczyłem, rozluźnił go trochę, by napić się wody i coś zjeść.Dla mnie mówienie nie było wcale łatwiejsze, słuchanie zresztą też – za bardzo bolała mnie głowa.Może to i lepiej, bowiem słowa mogły tylko zaciemnić uczucia, które wyrażaliśmy wzrokiem, kiedy Meto siedział przy mnie, trzymając mnie za rękę.Udało mi się opowiedzieć mu o nowych zwłokach, które pojawiły się w gospodarstwie, a także mój sen o Minotaurze i to, co z niego odczytałem.Wiedziałem już, kto i dlaczego podrzucał nam trupy, wiedziałem też, z czyją pomocą.Meto był z początku wstrząśnięty i nie chciał uwierzyć, wypytując mnie przez zaciśnięte zęby o szczegóły, ale w miarę jak przedkładałem mu napływające z pamięci dowody, zmuszony był się zgodzić z moją interpretacją sennych zwidów.Nie mogłem się doczekać powrotu do domu.Teraz, kiedy Meto był bezpieczny, martwiłem się o Bethesdę i Dianę, które pozostawiłem na pastwę Minotaura.Czy Eko przyjechał z Rzymu, jak go o to prosiłem? Nawet jeśli przybył z Belbonem i tuzinem gladiatorów, obawiałem się, że nie będzie mógł ich ochronić, nie wiedząc, skąd grozi niebezpieczeństwo.Minotaur stawał się coraz bardziej zdesperowany i przebiegły.Jednak kiedy wstałem z łóżka i spróbowałem się ubrać, z trudem udało mi się na nie wrócić.Galopada na końskim grzbiecie byłaby torturą nie do zniesienia.Rufus podał mi napar z nepenthes, egipskiego maku dla uśmierzenia bólu i sprowadzenia snu, ale nie chciałem go wypić, mówiąc, że w obozie musi być wielu rannych w o wiele gorszym stanie ode mnie i im bardziej potrzebna jest dawka zapomnienia.I tak jednak musiał chyba dolać makowego soku do mojego wina, ponieważ mimo bólu i niepokoju zapadłem w twardy, uzdrawiający sen, nie nawiedzany przez Minotaura ani żadne inne potwory.Raz tylko w ciągu nocy obudził mnie szmer przyciszonej rozmowy.– Ale ten orzeł na Auguraculum i orzeł Katyliny.– usłyszałem głos Metona, mówiącego niewyraźnie z powodu krępującego mu twarz opatrunku.– Zgadzam się, to były znaki i odczytałeś je prawidłowo – odpowiedział mu Rufus.– Bogowie chcieli, abyś walczył u boku Katyliny.– Ale powinienem był zostać z ojcem! Zmusiłem go tylko do opuszczenia Bethesdy i Diany, kiedy potrzebowały go najbardziej.kiedy obydwaj potrzebni byliśmy im do obrony.Jeżeli zaszło tam coś strasznego.– Nie możesz się za to obwiniać, Metonie.Przez świat idziemy popychani siłami większymi od naszych, jak wiatr pcha okręty przez morza i unosi w powietrzu lekkie jak puch nasiona.To, że poddałeś się swojemu wiatrowi, nie świadczy o braku rozwagi.– Ale jeśli takie było moje przeznaczenie, powinienem zginąć wraz z Katyliną! Byłem pewien, że tak się stanie, i byłem na to gotów.Nie bałem się.Ale ujrzawszy, jak tato pada, musiałem iść mu na pomoc.Kiedy stwierdziłem, że jeszcze żyje, nie mogłem go tam zostawić.Porzuciłem bitwę i wyniosłem go w bezpieczne miejsce z myślą, że wrócę do szeregu, ale siły mnie opuściły i dlatego nieprzyjaciel znalazł mnie nieprzytomnego.Powinienem ze wstydu rzucić się na swój miecz!– Nie, Metonie.Wspomniałeś coś przedtem o sztandarze z orłem.Powiedziałeś, że zanim ruszyłeś z pomocą ojcu, widziałeś, jak sztandar chwieje się i upada.– Tak.Tongilius został trafiony strzałą w samo oko.Sztandar upadł i nie było już nikogo, kto by go podniósł.– Nie rozumiesz? Orzeł pojawił się przy nas na Auguraculum, kiedy wkroczyłeś w wiek męski.Kiedy po raz pierwszy ujrzałeś srebrnego orła Katyliny, rozpoznałeś w nim omen i podążyłeś za nim aż tutaj.Ale kiedy ten orzeł upadł, by już się nie podnieść, zostałeś uwolniony.Wypełniłeś swoje przeznaczenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]