[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umknęliśmy śmierci w nurcie tylko po to, by stanąć oko w oko z inną, jeszcze okropniejszą.Ludzie, których porwał prąd, przynajmniej zginęli szybko, bez zrozumienia grozy sytuacji.Przekląłem siebie w myślach.Po co tu lazłem? Wiedziałem, że to szaleństwo, od chwili gdy ujrzałem przed sobą wejście do tunelu.Dlaczego pozwoliłem Dawusowi iść ze mną? Uczyniłem swą jedyną córkę wdową.Massilia już pochłonęła życie Metona, a teraz zabierze i nasze.– Mój knot jest zamoczony od dołu – oznajmił Dawus.– Już się długo nie popali.To będzie jeszcze straszniejsze: ogarnie nas ostateczna ciemność, zostaniemy żywcem pogrzebani, jak potępiona westalka bez nadziei na ratunek.Zorientowałem się nagle, że ustało dudnienie tarana.Wieść o zalaniu tunelu i fiasku operacji musiała dotrzeć do Treboniusza.Dalsze atakowanie muru straciło sens, wieżę oblężniczą z pewnością teraz odtoczą z powrotem.W świecie nad nami bitwa była skończona.– Co się stało, teściu? To znaczy, skąd ta woda?– Nie wiem.Massylczycy musieli się dowiedzieć o tunelu albo się po prostu czegoś domyślali.Być może wykopali zbiornik pod murem, coś w rodzaju wewnętrznej fosy.Musieliby przepompować do niej wodę z portu, ale oni mają inżynierów równie sprytnych jak Witruwiusz.Kiedy saperzy w końcu się przekopali na wylot, woda runęła do środka.Przypuszczam, że wszyscy ludzie w tunelu zginęli.– Prócz nas.– Zgadza się – powiedziałem ponuro.– Co teraz zrobimy?Umrzemy, pomyślałem.Potem spojrzałem mu w oczy i otrząsnąłem się.Dawus nie zadał tego pytania machinalnie.On oczekiwał ode mnie rozwiązania.Bał się, lecz nie wpadał w rozpacz.Naprawdę spodziewał się, że przeżyje, bo przecież jego stary i mądry teść coś wymyśli.Jego siła i refleks uratowały mi życie, a teraz ja muszę odpłacić mu się tym samym.– Jak długo potrafisz nie oddychać? – spytałem.– Nie wiem.– Dość długo, by dopłynąć stąd do wyjścia z tunelu?– Będziemy pływać?– No, iść się raczej nie da.– Z powrotem?Pokręciłem głową.– Za daleko.Na pewno bliżej jest do drugiego otworu, tego w Massilii.– A jeśli droga jest zablokowana? Słyszałem, jak belki się łamią.Jeżeli strop się zawalił.– Jeżeli natrafimy na przeszkodę, będziemy musieli jakoś się przecisnąć.Dawus pomyślał nad tym przez chwilę, po czym kiwnął głową.Przyjrzałem się jego idealnie wykrojonemu nosowi, jasnym oczom i solidnemu podbródkowi.Moja córka uznała go za przystojnego, nie zważając na jego nieskomplikowany umysł, i tak oto bez mojej zgody został ojcem mego wnuka.To dziwne, pomyślałem, że ze wszystkich twarzy na świecie akurat jego będzie ostatnią, jaką w życiu zobaczę.A jeszcze dziwniejsze, że oto stoję przed perspektywą utonięcia w norze wyrytej pod ziemią.Zawsze najbardziej się bałem śmierci w topieli, ale nigdy bym się nie spodziewał, że tego dnia i w tym miejscu właśnie z nią się spotkam oko w oko.Jestem kiepskim pływakiem.Dawus może ma siłę i odpowiednio pojemne płuca, aby dopłynąć do wyjścia, ale ja?– Kiedy spróbujemy? – zapytał.Trudno będzie porzucić względnie bezpieczną jamę, dopóki jeszcze palić się będzie światło.Jeśli jednak będziemy czekać na jego dopalenie się, w ciemności mogę stracić poczucie kierunku, nie mówiąc już o zimnej krwi.– Jak przy usuwaniu ciernia.– zacytowałem znane przysłowie.– Najlepiej zrobić to szybko – dokończył Dawus.– Popłynę pierwszy, bo może naprawdę będzie jakaś przeszkoda.– Dobry pomysł – przytaknąłem.Gdybym to ja ruszył na czele, a nie dałbym rady, tylko bym mu zablokował drogę.– Zdejmiemy teraz zbroje, są za ciężkie.Daj, potrzymam knot, kiedy ty będziesz zdejmował swoją.Odwróć się, pomogę ci przy paskach.Kiedy skończył, oddałem mu knot i sam się zabrałem do odpinania sprzączek.Najgorzej było z nagolennikami.Musiałem sięgnąć nisko, starając się trzymać głowę nad wodą.Dawus pomógł mi w tym wydatnie, przytrzymując mnie w pionowej pozycji.– A co z mieczami? – spytał.Dotknąłem odruchowo własnej broni.– Zachowamy je, mogą się przydać, żeby się przez coś przebić.Już sama myśl o tym przepełniła mnie zgrozą.– A hełmy?– Też je zatrzymamy dla ochrony głów.Kto wie, na co możemy natrafić?Skinął głową.Płomień zaczynał z wolna przygasać.Poczułem nagle, że mam ściśnięte gardło.– Dawusie, niejedno razem przeszliśmy – powiedziałem.– W Brundyzjum uratowałeś mi życie.– Myślałem, że ty mi je uratowałeś! – Dawus się uśmiechnął.Nie dla niego jakieś tam sentymentalne ostatnie pożegnania.– Pogadamy o tym później, kiedy już się wydobędziemy z tego bałaganu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]